[WIDEO/FOTO] Weszli do lodowatej wody, aby wesprzeć chorą Malwinę. Charytatywne Morsowanie po raz kolejny nad zbiornikiem w Mściwojowie
Kolejna edycja Charytatywnego Morsowania odbyła się w niedzielę, 16 lutego nad zbornikiem w Mściwojowie w powiecie jaworskim. Tym razem śmiałkowie, którzy zdecydowali się wejść do lodowatej wody, wspierali Malwinę Podlewską z Goczałkowa, która zmaga się z nowotworem.
Kilkudziesiąt osób zanurzyło się w zimnej wodzie, a dochód z cegiełek zostanie przeznaczony na wsparcie Malwiny Podlewskiej. Dostępne były punkty gastronomiczne z ciepłym posiłkiem i napojami, ognisko, zorganizowano także losowanie nagród. W morsowaniu wzięli udział przedstawiciele gminy Strzegom - burmistrz Krzysztof Kalinowski oraz radni. Organizatorem wydarzenia było Stowarzyszenie Kompas Goczałków i OSP Goczałków.
WIDEO W PEŁNEJ ROZDZIELCZOŚCI TUTAJ
Malwina tak relacjonuje swoje zmagania z chorobą:
Nowotwór wkradł się w moje życie niespodziewanie. Wkradł się po cichu, nieproszony. Sielanka nagle się skończyła, moje poukładane życie legło w gruzach. Pojawiły się łzy i powracające jak bumerang pytanie, dlaczego padło akurat na mnie?
Mimo początkowego dramatu wiedziałam, że jestem zmotywowana i silna oraz że muszę wygrać tę walkę. Mam dla kogo żyć. Chciałabym wraz z mężem wychować moją córkę na dobrego i mądrego człowieka.
Coś niepokojącego wyczułam w piersi w kwietniu. Po badaniu USG lekarz zlecił niezwłocznie udać się do chirurga onkologa. Zaczęło się. Szybko wyrobiona karta Dilo, badania, biopsja i wynik – nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do węzłów chłonnych.
Czekała mnie długa i mozolna walka. Zaczęłam od chemioterapii. Bywały dni, że ciężko było mi wstać z łóżka. Ból kości był czasem tak okropny, że nocami wyłam w poduszkę byle tylko córka tego nie widziała. Wiedziałam, że muszę dla niej to wytrzymać. Dla niej i rodziny, bo tylko oni tak naprawdę wiedzieli, ile cierpienia mnie to kosztowało.
Gdy odzyskałam siły po chemioterapii, przyszedł czas na operację. Lekarze nie mieli wątpliwości – radykalna mastektomia i usuniecie węzłów. Z racji dużego zaawansowania choroby, operacja była bez rekonstrukcji.
W międzyczasie odebrałam wyniki badań genetycznych. Wyszła mutacja, która wymusza usunięcie jajników oraz drugiej piersi. To kolejna operacja i kolejne cierpienie, ale wiem, że muszę to zrobić dla moich bliskich. Obecnie jestem po radioterapii. Skutki leczenia odczuwam do dziś – ręka po usunięciu węzłów nie jest do końca sprawna. Często podstawowe czynności wiążą się z bólem i skutkują obrzękiem limfatycznym.
Liczyłam, że po leczeniu będę mogła wrócić do normalnego życia. Na chwilę obecną to niemożliwe. Jest duże prawdopodobieństwo, że rak wróci. Pojawiło się światełko w tunelu – aby zapobiec nawrotowi lekarze zaproponowali nierefundowany lek Abemacyklib. Koszt miesięcznej kuracji wynosi około 7 tysięcy złotych. Musze go brać przez dwa lata. Nawet z pomocą rodziny i przyjaciół nie mam takich środków. Stąd moja ogromna prośba do Was: proszę o wsparcie finansowe, abym mogła kontynuować leczenie, które daje mi szanse na życie.
Bez Waszej pomocy nie dam rady. Pozdrawiam i z góry dziękuję za okazane serce.
/wideo, foto: doba.pl/
Dodaj komentarz
Komentarze (0)