Były policjant o sprawie oskarżonego o morderstwo: nie mam wątpliwości, że jest niewinny

czwartek, 20.5.2021 08:06 10845 3

Wracamy kolejny raz do sprawy Wojciecha Pyłki, oskarżonego o zabicie przyjaciela, który ostatnich 13 lat spędził w zakładzie karnym. Wciąż jednak nie traci nadziei, że uda mu się oczyścić ze stawianych zarzutów. W jego niewinność wierzy także emerytowany wałbrzyski policjant, Janusz Bartkiewicz.

Przypomnijmy.

Do zbrodni miało dojść w nocy z 23 na 24 stycznia 2008 roku w Wałbrzychu. Choć policja razem z prokuraturą na początku uznała, że Janusz L. sam targnął się na własne życie, to później zgromadzone dowody przeczyły początkowej tezie. Według zeznań siostry pokrzywdzonego był osobą pełną życia, z planami na przyszłość. Wkrótce miał przeprowadzić się do swojej partnerki do Namysłowa. Jak policja powiązała śmierć L. z Wojciechem Pyłką i jego domniemanym wspólnikiem Romanem Koniecznym? W mieszkaniu przypadkowej osoby, znajomy zmarłego dostrzegł wieżę stereofoniczną, należącą właśnie do L. Po nitce do kłębka udało się ustalić, że sprzedał ją Konieczny. 

W kasacji do wyroku wydanego przez Sąd Okręgowy w Świdnicy sporządzonej przez adwokata Artura Losiaka czytamy m.in. że żaden z wiarygodnych dowodów zgromadzonych w sprawie nie wskazuje na obecność Pyłki w miejscu dokonania zbrodni (nie znaleziono żadnych śladów) natomiast sam wyrok został wydany na podstawie zeznania współsprawcy. Ujawniono także, że podobnie o ten sam czyn Konieczny pomawiał wcześniej Tomasza Sz., któremu prokurator również na podstawie tych zeznań zarzucił udział w morderstwie Janusza L. Sąd nie dał jednak temu wiary i ostatecznie uniewinnił Sz. od stawianych mu zarzutów. Niestety Wojciech Pyłka, choć wskazany w identyczny sposób, nie miał tyle szczęścia.

CZYTAJ TAKŻE: "Jak to mówią ludzie prości, 25 lat niewinności". Sprawa Pyłki jak sprawa Komendy?

Z udostępnionych nam w styczniu tego roku dokumentów wynika jednak, że już na etapie ujawnienia zwłok policja popełniła szereg zaniedbań. W trakcie oględzin mundurowy nie zabezpieczył żadnych śladów, dowodów, nie sporządził dokumentacji fotograficznej samego miejsca i znajdujących się tam przedmiotów. 27 lutego mieszkanie zostało opróżnione przez Zarząd Gospodarki Nieruchomościami, więc wszystkie ślady bezpowrotnie zostały utracone.

Proces Wojciecha Pyłki miał charakter poszlakowy. Mężczyźnie pozostało tylko odwołanie się w Sądzie Najwyższym. Ten, aby zająć się sprawą musi mieć wskazane szczególne przesłanki. I te znalazł po latach emerytowany policjant, Janusz Bartkiewicz. Jak się okazuje dowody te były znane już w trakcie pierwszej rozprawy sądowej, jednak ani prokurator, ani obrońca oskarżonego nie pochylili się nad nimi, co mogło mieć kluczowe znaczenie dla całości rozstrzygnięcia.

Bartkiewicz odkrył, że po uznanej przez sąd i prokuraturę dacie śmierci Janusza L. z jego telefonu komórkowego wykonywano i odbierano połączenia a także odbierano i wysyłano wiadomości tekstowe na dwa numery (ich właścicieli wówczas nie ustalono). Może to być dowód na to, że śmierć mężczyzny nastąpiła później niż zakładano. 

17 marca przed Sądem Najwyższym w Warszawie rozpatrywana była sprawa Wojciecha Pyłki. Niestety proces nie zostanie wznowiony.

- Sąd Najwyższy oddalił wniosek uznając go jako niezasadny. Przedstawione w nim okoliczności nie mogą być uznane za nowe fakty w rozumieniu przepisów z art.540 - czytamy w uzasadnieniu.

- Orzeczenie Sądu Najwyższego nie podlega jakiemukolwiek zaskarżeniu, a więc jest w tym przypadku ostateczne. Jednakże w mojej ocenie jest ono niesamowicie niesprawiedliwe. Osobiście nie mogę się z nim pogodzić, uważając, że skład sędziowski wydający to orzeczenie (tak jak i sądy I oraz II instancji) potraktował sprawę bardzo powierzchownie. Podstawą wniosku był obowiązujący w chwili orzekania art. 540 § 1 pkt 2 lit. a k.p.k., który wyraźnie mówi, że postępowanie sądowe się wznawia, jeżeli wystąpią okoliczności w tym przepisie wskazane. A takie wystąpiły w sposób tak oczywisty, że nawet Prokuratura Krajowa złożony wniosek poparła, chociaż z natury rzeczy wyroki skazujące wspiera. Dlatego broni nie składamy i walczymy dalej. Nie mam wątpliwości, że Pyłka jest niewinny - mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany wałbrzyski policjant, który pomaga Wojciechowi Pyłce.

- Na pewno złożę z moimi pełnomocnikami kolejny wniosek o wznowienie postępowania. Wciąż nie tracę nadziei, że wyjdę z aresztu jako niewinny człowiek - zapowiada Wojciech Pyłka

Przeczytaj komentarze (3)

Komentarze (3)

czwartek, 20.05.2021 08:28
Panie emerycie. zbrodnia miała miejsce w Wałbrzychu, Pan był policjantem...
Ja czwartek, 19.08.2021 10:41
Nie mów tak. Burmistrz Ząbkowic przecież był. Ale na ekspresie miejskim jakoś dziwnie nie ma co na zdjęciach...
07 piątek, 21.05.2021 08:32
TEN PAN BYŁ WTEDY JUŻ EMERYTEM.