Jak zamienić piwnicę na dwa salony?
Jeżeli jakieś 15 lat temu widziałaś w Świdnicy młode dziewczyny z asymetrią na głowie albo innym odważnym cięciem, to wiedz, że wyszły ona spod nożyczek Anny Jaśkiewicz – Schab, wówczas podlotka, który robił oczy jak pięć złotych, gdy ktoś chciał oddać mu swoją głowę, a dziś właścicielki dwóch salonów fryzjerskich w Świdnicy, a także nauczycielki, która zaraża swoją pasją młode dziewczyny. Ale po kolei.
Koniec lat 90. to czas kiedy Anna chodzi do gimnazjum i w przeciwieństwie do swoich koleżanek, wie już, co będzie robiła: będzie fryzjerką. Ćwiczy na głowach swoich rówieśniczek, robiąc eksperymenty różnej maści. W szkole średniej robi je nadal, ale już nie w domu po kryjomu, ale w zakładzie swojej mamy, Ireny Jaśkiewicz.
Pani Irena w pierwszym salonie
Ta uczy Anię nie tylko fachu, ale też ogromnie ważnej rzeczy: fryzjer dba o włosy, ale też o duszę. To taki trochę ksiądz, ale bardziej liberalny, bo nie poucza, a jedynie słucha i radzi. Pani Irena wie doskonale, jak w córce obudzić chęć do nauki. - Wystarczyło, że powiedziała: Nie zrobisz tego, to się nie uda. No i robiłam – wspomina dziś Jaśkiewicz – Schab. Zlokalizowany na Osiedlu Młodych salon mieścił się w niewielkiej piwnicy. To tam któregoś dnia przybył po Anię pewien Irlandczyk.
Ania bowiem, chcąc sprawdzić się zagranicą, w pewnym momencie postanowiła opuścić zakład swojej mamy i wyjechała na Zieloną Wyspę. Zaczynała od bycia pomocnicą, potem przeszła wszystkie szczeble kariery, by już po kilku miesiącach zostać trenerem głównym w akademii. Szkoliła młode dziewczyny, które rozpoczynały swoją przygodę z fryzjerstwem. To tam właśnie obudziła się w niej pasja do nauczania, którą do dziś rozwija. I choć w Irlandii wiodło jej się świetnie, na prośbę mamy wróciła. Z tym powrotem nie pogodził się jej szef, który dość niepodziewanie pojawił się w Świdnicy. - Wspominałam mu, że pracuję w niewielkim salonie, ale chyba nie spodziewał się malutkiego zakładu w piwnicy – śmieje się Ania, która mimo próśb byłego szefa, zdecydowała, że zostanie w Polsce.
Ania z mamą i jedną z wielu swoich nagród
Kto był w ich urokliwej piwnicy – a ja byłam nie raz – wie, że klimat tego małego saloniku był niepowtarzalny. Masa klientek, z których większość przychodziła od zawsze, pani Irena strofująca swoją córkę z taką troską, z jaką tylko mama potrafi, a do tego tata Ani, który zaglądał do swoich dziewczyn – to wszystko robiło taki klimat, że można tam było siedzieć i siedzieć. No ale Ania i jej mama marzyły o czymś więcej i tak w 2008 roku zmieniły niewielką piwnicę na duży i nowoczesny zakład przy ulicy Zamenhofa. Niestety, chwilę później pani Irena odeszła i Ania sama została na placu boju z salonem, który na cześć ich współpracy otrzymał nazwę „Duet”. W międzyczasie Jaśkiewicz-Schab rozpoczęła realizację swojego drugiego marzenia i ruszyła ze szkoleniami. Ukończone studia pedagogiczne pomagają jej w ich prowadzeniu, a wiedza, którą nabyła na licznych kursach i w czasie zagranicznej przygody powoduje, że ma się czym dzielić. A że Ania naprawdę żyje miłością do fryzjerstwa, nie poprzestała na szkoleniach i prowadzeniu jednego zakładu. W kolejnym międzyczasie otworzyła drugi salon, który znajduje się przy ulicy Równej. Jako że to całkiem świeża sprawa, Anię teraz najczęściej właśnie tam można spotkać. Jeżeli więc zobaczycie już nie podlotka, a matkę dwójki dzieci, z błyskiem w oku, jaki potrafią mieć tylko gówniarze albo pasjonaci, która nadal kocha eksperymenty, ale też słucha, bo tak nauczyła ją mama, to wiedzcie, że warto do niej iść. Bo to dobra fryzjerka jest.
W galerii obejrzycie jej najnowsze prace.
Komentarze (19)