Zakłady kamieniarskie zatruwają życie mieszkańcom
Od kilkunastu lat dwa zakłady kamieniarskie usytuowane w centrum wsi skutecznie utrudniają życie mieszkańcom Goczałkowa pod Strzegomiem. Bezradni wobec przedsiębiorców póki co pozostają urzędnicy, którzy rozkładają ręce. - A my nadal żyjemy w hałasie i pyle - mówi gorzko pani Irena Bednarz.
W 2005 roku wybudowano pierwszy zakład kamieniarski, tuż za płotem budynków mieszkalnych. Taka firma w ogóle nie powinna rozpocząć inwestycji, ponieważ nie było to zgodne z uchwalonym przez radnych miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego. Przedsiębiorca jednak zakład wybudował i rozpoczął działalność produkcyjną. W między czasie mieszkańcy, gdy już dowiedzieli się, że za płotem powstały zakłady kamieniarskie, rozpoczęli swą walkę, szukając pomocy dosłownie wszędzie.
- Nie dostaliśmy jako strony żadnego powiadomienia o planowanej budowie. Od tamtej pory nasze życie zamieniło się w piekło. Nie dość, że w dzień i w nocy panuje hałas, unosi się kurz, to jeszcze samochody ciężarowe notorycznie blokują skrzyżowanie powodując zagrożenie dla innych kierowców. Cały czas razem z sąsiadami piszemy pisma, zatrudniliśmy też kancelarię prawną, ale oba zakłady są ponad prawem. Robią co chcą. Najgorsze są załadunki, jak sypią na tiry, na te naczepy, bo to jest blaszane i kamień uderza. To jest straszny hałas, który słychać po okolicznych wioskach - mówi Adam Sadowniczyk, którego działka graniczy z zakładem kamieniarskim.
Cała sprawa znana jest urzędnikom z wałbrzyskiego Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
- Przeprowadzamy kontrolę, mamy przekroczenia norm hałasu i nakładamy kary finansowe. Przedsiębiorca (firma Pakal przyp.red.) się od nich non stop odwołuje i tak koło się zamyka - mówi Zdzisław Kędziora, dyrektor WIOŚ, delegatury w Wałbrzychu.
Suchej nitki na swoich "sąsiadach" nie zostawia pani Irena.
- Mamy piękny ogród, z którego nie możemy korzystać, bo ciągle unosi się kurz i słychać ogromny hałas. Nie otwieramy też okien, bo przecież nie da rady wysiedzieć. I tak całą dobę. Pisaliśmy już wszędzie: do WIOŚ, do burmistrza, do inspektora nadzoru budowlanego, do rzecznika praw obywatelskich, do posłów - nikt nie może nam pomóc. Gdybyśmy my wybudowali choćby garaż blaszany bez zgłoszenia, to od razu jest kara. A tu? Od lat prowadzona jest produkcja uciążliwa dla połowy wsi i nikt nie jest w stanie nic z tym zrobić - mówi Irena Bednarz.
Jakiś czas temu podczas spotkania w ratuszu, burmistrz Zbigniew Suchyta zaproponował obu przedsiębiorcom przeniesienie działalności poza teren zabudowany na inną działkę.
- Burmistrz Strzegomia wydał decyzje o przywróceniu - dla nieruchomości, na której znajdują się przedmiotowe zakłady - poprzedniego sposobu zagospodarowania terenu (czyli funkcji zabudowy mieszkaniowo-usługowej). Na skutek odwołania stron postępowania od decyzji burmistrza do organu II instancji, a następnie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego we Wrocławiu, postępowania nie zostały ostatecznie zakończone. Właściciele otrzymali propozycję zmiany lokalizacji działalności zakładów, także w obrębie wsi Goczałków. Ponadto jeden z właścicieli nabył nieruchomość w obrębie miasta Strzegom, a na spotkaniu z mieszkańcami sam deklarował możliwość przeniesienia zakładu, nie wskazując jednakże konkretnej daty owego przeniesienia - mówi Tomasz Wanecki z UM w Strzegomiu.
Niestety póki co produkcja trwa nadal.
- Nie wiemy już co robić. Kary są nakładane, ale próżno je egzekwować. Teraz jedna z firm podzieliła się na spółkę, czyli wykonała skuteczny manewr, by wyprowadzić urzędników w pole. Cały czas trwają rozliczne sprawy w sądach, czekamy na ich rozstrzygnięcia. Powoli tracimy już nadzieję, że będziemy mogli żyć w spokoju - dodaje pan Adam.
O komentarz poprosiliśmy właścicieli obu firm.
- Nie robię nic wbrew mieszkańców, ponieważ znam ich od lat i szanuję. Przeniesienie zakładu wiąże się dla mnie z ogromnymi kosztami, które musiałbym ponieść. Niestety, myślałem, że uda mi się to zrobić w tym roku, ale ze względu na braki kadrowe, nie jestem w stanie unieść takiego ciężaru finansowego. Działka zaproponowana przez burmistrza nie spełnia wymogów, dlatego, że jest zlokalizowana w pobliżu szkoły, gdzie normy hałasu nie dopuszczają takiej produkcji jak nasza. W ostatnim czasie, by wyjść na przeciw moim sąsiadom, ograniczyłem produkcję tylko do pory dziennej. Nie działają też wszystkie maszyny, więc i hałas jest niższy. Wyroby luzem ładowane są w Strzegomiu- co też znacznie ogranicza poziom hałasu. Mieszkańcy nasyłają na mnie kontrole, cały czas rzucają mi kłody pod nogi. Mam też tego serdecznie dość - mówi Krystian Prucnel, właściciel firmy kamieniarskiej Pakal i dodaje.- Nie można też mówić, że nasze zakłady powstały niezgodnie z planem zagospodarowania przestrzennego. Burmistrz wydaje decyzję, którą notorycznie uchyla SKO, do ostatniej nawet się nie odwołał, więc chyba my mamy rację. Zwłaszcza, że działkę z zakładem już istniejącym kupił mój dziadek.
- W moim zakładzie normy hałasu nie są przekroczone. By jednak żyć w zgodzie z mieszkańcami wygłuszyłem ściany i dach zakładu, zakładamy podczas produkcji plandeki pcv a dodatkowo postawiliśmy ekran dźwiękochłonny - wylicza Tomasz Mikołajski, właściciel firmy Tom Gran. - Chciałbym też podkreślić, że działka, którą zaproponował burmistrz była droga i w pobliżu szkoły- kompletnie nie nadawała się na taką produkcję. Pracujemy tylko w dni robocze od 8 do 13, więc sądzę, że uciążliwość mojego zakładu jest znikoma.
Przeczytaj komentarze (25)
Komentarze (25)