"Akcja humanitarna jest dobrze zorganizowana, ale po ukraińskiej stronie granicy jest prawdziwy dramat"

piątek, 4.3.2022 16:19 4701 5

Ząbkowiczanin, Michał Baranek, autor „Po drugiej stronie Uralu”, który autostopem przemierzył Ukrainę i Rosję, w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą ruszył do przejścia w Medyce pomóc uciekającym do Polski Ukraińcom.

Michał Baranek decyzję o wyruszeniu na granicę polsko-ukraińską podjął spontanicznie z poczucia obowiązku pomagania ludziom, po wielu informacjach i ogłoszeniach w mediach społecznościowych, że uciekinierzy potrzebują transportu.  

- Tak jak większość ruszających na granicę, pojechałem tam na własny koszt, we własnym zakresie w czasie wolnym. Wyjechałem w niedzielę o godzinie 11.00, jechałem sam do przejścia Medyka-Szeginie, jest to koło Przemyśla- mówi Doba.pl Michał Baranek.

Jak dodaje, sam dojazd do Medyki jest zablokowany przez policję na odcinku około 10 kilometrów, samochody są zawracane.

- Z tego co wiem, jeszcze kilka dni temu można było spokojnie dostać się do przejścia, ale wydaje mi się, że masowo przyjeżdżający ludzie z pomocą mogli utrudniać tam pracę, blokować drogi. Przejście w Medyce jest małym przejściem, o małej przepustowości, a jest ono szczególnie teraz oblegane, gdyż jest tam piesze przejście graniczne, inne są dla  ruchu kołowego.

Ząbkowiczanin opowiada, że wbrew pozorom ruch na polsko-ukraińskiej granicy odbywa się w obie strony. W stronę Ukrainy autobusami przewożeni są głównie mężczyźni, którzy wracają do ojczyzny walczyć, jest ich naprawdę sporo. Z kolei uciekający z Ukrainy,  gdy już przedostaną się na polską stronę, wsiadają tam do podstawionych autokarów, które wiozą ich na duży parking przy Tesco, gdzie ma miejsce stricte akcja pomocowa.  Są tam zlokalizowane punkty recepcyjne, gdzie można zjeść, ogrzać się i uzyskać pomoc.

-  Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy medycznej, są punkty medyczne z lekarzami i ratownikami, jest Czerwony Krzyż, straż pożarna, punkty humanitarne z żywnością, ubraniami, środkami higienicznymi. Są punkty recepcyjne, gdzie można uzyskać informacje, tam też zatrzymują się osoby, które nie mają jeszcze zapewnionego noclegu. Na część uchodźców czeka już konkretny transport, zorganizowany przez rodzinę, przyjaciół czy za pomocą mediów społecznościowych. Część, korzysta z pomocy takich osób jak ja, którzy zawiozą do konkretnego miejsca chętne osoby.

Autokary z uchodźcami w czasie drogi z przejścia granicznego na parking eskortowane są przez policję. Mniej więcej raz na 20 minut przyjeżdżają trzy takie autokary. Uciekinierom towarzyszą członkowie akcji humanitarnej, koordynujący pomoc, którzy jeszcze w autobusie wypytują, kto ma transport, gdzie kto chce się dostać i czy ktoś na nich czeka.  

- W momencie, kiedy ludzie wychodzą z tych autokarów, w pobliżu ustawiają się osoby oferujące transport, czasami od razu z zakwaterowaniem. Wszystko wydaje się być chaotyczne, ale jest dobrze zorganizowane. Nigdzie nie musiałem się zgłaszać. Jacyś faceci dali mi karton i markera i mówią, pisz dokąd możesz zabrać uchodźców. Napisałem Wrocław, trzymałem karton przed sobą i czekałem. Przypominało to, jak wczasach komuny na lotniskach widziało się osoby z kartkami z wypisanym nazwiskiem czy miejscowością, żeby ten, na którego czekają, mógł się szybko zorientować.  Obok mnie byli kierowcy z całej Polski: Łódź, Kraków, Warszawa, najwięcej chyba z Krakowa. Byli też kierowcy, którzy oferowali transport do Czech, Litwy, Estonii, a nawet do Włoch. Czekałem około dwóch godzin. W pewnym momencie jedna z tych koordynatorek zaczęła krzyczeć „Wrocław”, więc ja odkrzyknąłem „Wrocław” i skierowała do mnie kobietę mniej więcej w moim wieku, a więc 30-letnią, która próbowała zorganizować transport matce z dzieckiem. Matka z dzieckiem przekroczyła granicę mniej więcej około 19.00 - 20.00, potem została zabrana przez tę 30-latkę do hotelu opłaconego przez nią, gdzie można się było umyć, chwilę odpocząć i posilić, potem byli gotowi do wyjazdu. Zaoferowałem, że mogę je zawieźć do Wrocławia, gdzie ta matka z dzieckiem chciała dojechać.

Michał Baranek, dzięki swoim podróżom i zamiłowaniu do Ukrainy mógł bez problemu porozumieć się z uciekinierami.

- We Wrocławiu czekał na nie mąż i ojciec, który tutaj pracuje i to już od dłuższego czasu, bo dobrze mówił po polsku. Sam, niestety, nie miał możliwości po nich pojechać. Uciekały spod Lwowa z miejscowości Gródek. Nie miały co prawda daleko do przejścia, a mimo to była to dla nich ciężka podróż. Z tego co mówiła nie tylko ta kobieta, ale co przekazują mi moi przyjaciele z Ukrainy, przed przejściem po stronie ukraińskiej odbywa się prawdziwy dramat. Czas oczekiwania na przejście w tamtym momencie to były 3 dni, gdzie na początku to było 20 godzin. Kobieta, którą wiozłem spędziła z dzieckiem 3 dni, 2 noce w kolejce do przejścia, śpiąc w jakimś nieogrzewanym samochodzie, bez toalety, w przenikliwym zimnie. To naprawdę przerażające.

 

foto: Michał Baranek

czytaj także: Ząbkowiczanin po drugiej stronie Uralu

 

Przeczytaj komentarze (5)

Komentarze (5)

Jan Stanisław poniedziałek, 07.03.2022 21:11
Spoko, ale ich mąż i ojciec dlaczego nie pojechał po...
Arek piątek, 04.03.2022 23:56
Musimy pomagać to nasz obowiązek bez względu na dawne myślenie...
Xd piątek, 04.03.2022 19:47
Michał jesteśmy z ciebie dumni jesteś dobrym człowiekiem w porównaniu...
GL sobota, 05.03.2022 09:29
Szacun Michał :)
Xd piątek, 04.03.2022 19:49
Michał jesteśmy z ciebie dumni jesteś dobrym człowiekiem w porównaniu...