Prezes wszystkich prezesów pogubił się. Wywiad z posłem Markiem Dyduchem
Rozmowa z Markiem Dyduchem, aktualnie jedynym posłem Lewicy z okręgu wałbrzyskiego, doradcą społecznym Prezydenta Wrocławia do spraw rozwoju aglomeracji wrocławskiej. Był także posłem na Sejm II, III, IV kadencji, sekretarzem generalnym SLD, wiceministrem skarbu państwa (2001–2002) i radnym sejmiku województwa dolnośląskiego
Co sądzi Pan o ostatnim orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji?
Przede wszystkim naruszył on pewien konsensus, który był w tej sprawie przez ponad 25 lat i jego naruszenie było zupełnie niepotrzebne. To orzeczenie zaostrzyło sytuację i spowodowało protesty publiczne, które zawsze mogą się skończyć źle, a nawet tragicznie, ponieważ uczestniczy w nich bardzo wielu spontanicznie reagujących młodych ludzi. Oceniam to orzeczenie jako zupełnie niepotrzebne, wydane w złym czasie. Karygodne jest złamanie tego konsensusu, dlatego że nikt nie wie jak w rezultacie zakończy się ta sytuacja, jaki ta sprawa ma mieć dalszy tok i finał, bo wiadomo, że to rozwiązanie będzie odbierane jako konfliktowe, czyli nie do przyjęcia przez bardzo wielu ludzi.
Jakie przesłanki mogły kierować PiS, żeby sprawą zająć się właśnie teraz? Rządzący nie spodziewali się takiej reakcji części społeczeństwa?
Tego do końca oczywiście nie wiem, bo nie jestem w PiS-ie, ale wydaje mi się, że jeżeli to orzeczenie jest wydane ad hoc, to Trybunał w ogóle nie wyczuł miejsca i czasu. Jeżeli było to przemyślane działanie, to ono jest bardzo ryzykowne z punktu widzenia politycznego i społecznego, bo wszystkie demonstracje publiczne mogą się wymknąć spod kontroli.
Jak ocenia Pan przemówienie Jarosława Kaczyńskiego, w którym namawia zwolenników PiS-u do obrony kościołów?
Oceniam bardzo źle, ale też jestem zdumiony, że tak poważny polityk, wicepremier mógł w ten sposób postąpić. Są w tym przemówieniu dwa elementy porażające. Pierwszy to wezwanie kiboli, narodowców do obrony Kościoła. To nie są aniołki, które chodzą po ulicy, to często są źli ludzie, bardzo agresywni, więc nie wiem czy nawet Kościół sobie tego życzył, aby tacy ludzie go bronili, co widać zresztą po proteście niektórych księży. To był pierwszy błąd, bo to oczywiście powoduje konfrontację na ulicy i powoduje sytuację, która może się wymknąć spod kontroli kogokolwiek, jakichkolwiek służb. Drugi aspekt - wyczuwało się w tym przemówieniu obarczanie polskiego społeczeństwa, że jest nieodpowiedzialne, przynajmniej część tego społeczeństwa. Polityk, który mówi "my dobrze rządzimy, a wy jesteście źli" popełnia błąd. Takie wystąpienie może być niewyobrażalne w skutkach. Do tego trzeba dodać wystąpienie Kaczyńskiego w relacji do opozycji w Sejmie. Ono było bardzo agresywne, było widać, że chce obciążyć opozycję odpowiedzialnością za sytuację w Polsce. To jest ciąg wydarzeń, które - jeżeli są przemyślane, oznaczają bardzo cyniczne działanie, obliczone na przyszłą korzyść PiS-u, ale bardzo niebezpieczne, bo zmierzające do pogłębienia różnic w narodzie, za co PiS prędzej czy później zapłaci przed historią i Narodem. A jeśli to oświadczenie Jarosława Kaczyńskiego było nieprzemyślane, to znaczy, że "Prezes wszystkich Prezesów" pogubił się.
W protestach społecznych bierze udział wielu młodych ludzi, niektórzy po raz pierwszy zaangażowali się politycznie i wyszli na ulice swoich miast. Jak Pan myśli, skąd taka skala protestu wśród młodzieży?
Z wypowiedzi Kaczyńskiego wynika, że protest jest świetnie zorganizowany, przemyślany, że to prowokacja. Moim zdaniem ten protest jest to bardzo spontaniczny. Widziałem tych młodych ludzi na ulicach Warszawy w tym tygodniu. Generalnie udział polityków w organizowaniu tego typu spotkań jest minimalny, tam w zasadzie politycy występują tylko za zgodą Komitetu Organizacyjnego Kobiet. Podziwiam, że w tylu młodych ludziach pojawiło się poczucie odpowiedzialności za przyszłość Polski, którzy sygnalizują, że zamiast społeczeństwa ideologicznego czy katolickiego chcą budować społeczeństwo obywatelskie, oczywiście nie wykluczając, że ludzie mają określone poglądy, i że są katolikami. Zaczęła się rodzić odpowiedzialność obywatelska, ci młodzi ludzie mówią: "my chcemy urządzić swój kraj tak, jak my sobie wyobrażamy, a nie tak jak nam narzucą politycy".
Pokolenie, które teraz najbardziej protestuje, ma inne wyobrażenie wolności i nigdy nie było represjonowane, stłamszone okolicznościami politycznymi.
Porównałbym to do zjawiska z przeszłości - przez 40 lat indoktrynacji państwa socjalistycznego w PRL-u próbowano wychować młodzież zgodnie z tamtą ideologią, a jednak tamta młodzież miała swój sposób myślenia i w latach 70 i 80-tych wyszła na ulicę i zmieniła system. Teraz w innej rzeczywistości, ponad 20 lat temu zagoniono młodych ludzi w szkołach na lekcje religii, i ci 20 - parolatkowie mówią dzisiaj dość: "my nie chcemy, żeby nam ktokolwiek narzucał w sposób jaskrawy, skrajny to, co mamy robić". Nikt nie wyciągnął z tego wniosków, ani Kościół, ani politycy, że potrzebny jest umiar, budowanie społeczeństwa obywatelskiego, które jest odpowiedzialne za pewne elementy życia publicznego, ale z własnej inicjatywy. Młode pokolenie, które wyrosło w lepszych warunkach niż wcześniesze w PRL-u, ma swoje wyobrażenie życia w naszym kraju. Chce żyć na swoich warunkach.
Czy lewica ma jakieś propozycje rozwiązania tego konfliktu? Jak patrzycie na obecną sytuację polityczną?
Chcielibyśmy być umiarkowani, ale mamy problem młodej i starszej lewicy. Ta starsza, czyli moje pokolenie, była wychowywana w odpowiedzialności za państwo i za to, co się robi. Ta młodsza jest bardziej ideologiczna, wbrew pozorom bardziej skrajna. Młodzi politycy, parlamentarzyści z klubu Lewicy przyłączają się do tych manifestacji, są bardzo wyraziści, chcą liberalizować ustawę aborcyjną. Nie czują potrzeby wyważenia spraw, poszukiwania kompromisu, bo przecież żyjemy w określonym kraju, miejscu i czasie. Starsi przedstawiciele lewicy chcieliby spokojnie, poprzez dialog rozwiązywać te problemy.
Takie oddolne protesty zawsze potrzebują na jakimś etapie lidera. I właśnie opozycja ma tutaj sporą rolę do spełnienia, Z wypowiedzi premiera wynika, że rząd jest otwarty na rozmowy w kwestii wypracowania wspólnego stanowiska.
Z moich doświadczeń, po kilkudziesięciu latach w polityce wynika, że im więcej publicznych deklaracji o współpracy, tym mniej woli do współpracy. To jest dziwne zjawisko, że właśnie wszyscy nawołują, chcą pomóc, współpracować w interesie Polski, ale tak naprawdę każde z tych ugrupowań myśli, jak tu przejąć władzę, bądź jak ją kontynuować. Niestety przez ostatnie lata, ale nie tylko ostatnie lata PiS-u, wytworzyły się tak wielkie podziały, że dzisiaj ciężko będzie te mury skruszyć. Osobiście zastanawiam się: co by było, gdyby wybuchała wojna? Jak ci wszyscy politycy by się zachowali? Od kiedy jestem w tej kadencji Parlamentu, mówię: szukajmy kompromisu, ale jak zagłosuję za jakąś ustawą, którą proponuje PiS to wszyscy w moim klubie na mnie patrzą jak na wariata. Ja jednak zawsze staram się głosować za tym, co jest korzystne, bądź głosować przeciw temu, co jest niekorzystne dla kraju w określonych sytuacjach. Boli mnie, że nienawiść między politykami po części przekłada się na polskie społeczeństwo. W deklaracji Premiera jest przesłanie współpracy, choć nie wiem na ile szczere, więc zobaczymy. Kiedy przypominam sobie lata 90., początek lat dwutysięcznych, widzę, że Sejm funkcjonował inaczej, były chęci dialogu, porozumienia się czy poszukiwania wspólnych odniesień w sprawach zasadniczych dla kraju. Teraz prawie nie ma takiego pola do wspólnych działań.
Jak Pan przeczuwa politycznie, w którym kierunku to wszystko zmierza jeśli chodzi o protesty i wyrok Trybunału?
Są dwa warianty. Pierwszy - będzie jednak pole do kompromisu. Propozycja Prezydenta nowelizacji ustawy w tym zakresie niestety nie rozwiązuje tego problemu. Ale z prawnego punktu widzenia orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego można uznać jako niebyłe, ponieważ pani Pawłowicz, która była posłanką podpisała się na liście kierujących wniosek do Trybunału o zbadanie tej sprawy, a teraz jako Sędzia Trybunału w tej sprawie orzekała, co jest istotną wadą prawną, ponieważ z tego tytułu powinna być wyłączona formalnie z tego orzekania. Drugi wariant: bez wzglądu na wszystko opublikowany zostanie wyrok Trybunału, czyli zostanie on zatwierdzony bez uwzględnienia jakiegokolwiek dialogu społecznego, czyli nastąpi kontynuacja konfliktu, a po drugiej stronie (demonstrantów) nastroje będą się radykalizować w kierunku jeszcze bardziej liberalniejszego podejścia do aborcji.
Czy lewica ma pomysły na walkę z pandemią?
W tej sprawie nikt nie jest mądry, ponieważ dla całego świata jest to nowe zjawisko i nowe wyzwanie. W Polsce potrzebne jest współdziałanie i dialog pomiędzy rządem i samorządem. Dzisiaj tego dialogu nie ma. Ponadto rząd powinien stale konsultować się z organizacjami gospodarczymi i poszukiwać wspólnych rozwiązań, np. z fachowcami ze środowisk służby zdrowia i co jest niezmiernie istotne, bardzo ważna jest nasza osobista dyscyplina, żeby nie zwyciężała teza, że ta pandemia, to jest jakaś teoria spiskowa, tylko żeby wszyscy wzięli sobie do serca, że ich zachowanie np. zdalny sposób pracy czy dyscyplina związana z życiem społecznym ma ogromne znaczenie w walce z pandemią.
Przeczytaj komentarze (1)
Komentarze (1)