Nowy tomik wierszy Marka Cieśli
Marek Cieśla: Skoro widz prze wodnik po polsku, czyli (G)Alicja w kraj i nie czar uff. Wyd. Ryszard Mierzejewski, Pieszyce 2018, ss. 94
Marek Cieśla – poeta, muzyk i malarz nie jest członkiem grupy „Pisz i czytaj wiersze”, ale od dawna czynnie wspiera tę znaną facebookową grupę swoją twórczością. Od pierwszej publikacji wydawnictwa z logo sówki, tj. antologii wierszy miłosnych pt. „Pogubieni w stosach serduszek” (2015) Jego wiersze drukowane były w kolejnych antologiach tej grupy:
„Gdy ziemia pęka od wyznań słońca: (2015), „W jesiennych woalach mgły” (2015), „Zima –
- samba na jednej nucie” (2016 – pokłosie konkursu, w którym Jego wiersz zajął 1 miejsce),
„Wiosną słowa drżą najpiękniej” (2016), „Zanim oddała ostatnią kroplę potu...” (2016),
„Bluzeczka z Wieżą Eiffla” (2016), „Dzisiaj tu pięknie, niebo nie płacze...” (2016),
„Kiedy tańcząc słyszę tę pieśń” (2017), „Zapatrzenie pogłębione światłem księżyca” (2017).
Jest też współautorem ostatniej antologii „W pajęczynie wspomnień”, która niebawem opuści drukarnię i wzbogaci kolekcję naszych poetyckich książek.
Od wielu lat Marek Cieśla popularyzuje w Polsce piosenki Beatlesów, nie tylko wykonując je na różnych koncertach i występach estradowych, ale też tłumacząc ich teksty na język polski. Przekłady swoje wydał w dwóch książkach: „64 piosenki Beatlesów w wersji polskie” (1994) oraz „Idèe fixe czyli wszystkie piosenki Beatlesów po polsku” (2016 – w wydawnictwie Ryszarda Mierzejewskiego z logo sówki).
Najnowszy tomik poetycki Marka Cieśli, który mam zaszczy i przyjemność rekomendować jako jego redaktor i wydawca, to znacznie poszerzona część wcześniejszej publikacji Autora pt. „I...” (2914). Jest to zbiór krótkich, żartobliwych i dowcipnych kalamburów i zabaw słowem.
I chociaż w tytułach tych utworów są nazwy polskich miast, nie jest to bynajmniej przewodnik turystyczny czy geograficzny po Polsce, ale oryginalna twórczość gatunku tzw. poezji lingwistycznej. Szerzej piszę o tym w publikowanym niżej posłowiu do tego tomiku. W tym miejscu zaś dla pewnej ilustracji, a także zachęty do dalszej lektury tomiku, przytoczę tylko kilka wybranych utworów.
Marek Cieśla
Warszawa
W Warszawie masz Ochotę?
Ja w Krakowie zaraz potem!
W Mokotowie nieraz Wolę
Ty we Włochach chcesz w niewolę
W Pradze chciałbym, na Powiślu?
Ty w Toruniu po namyśle...
Miast nie starcza na marzenie
Ełk zostaje. No, może nie?
Kazimierz nad Wisłą
Kiedyś młody Kaziu miał szkopuł uwagi warty:
wszystkie członki miał miękkie, a jeden twardy!
Dziś pan Kazimierz ma już problem wielki -
wszystkie członki ma twarde, lecz ten jeden miękki
Jutro pana Kazia (nic tego nie zmieni)
cóż będą warte członki? Wszystkie odda ziemi!
(Tak sobie myślę; a może jednak Wiśle?)
Gdańsk Oliwa
1. Łosoś w galarecie
2. Śledzie w śmietanie
3. Dorsz w tomacie
4. Organy w oliwie. A nie?
To macie!
Międzyrzecze
(tako rzecze Zaratustra między wierszami)
Czy to bies
czy to giez?
czy to pies
czy też kies?
PKS czy GS?
Nie - to jest międzyrzecz!
(uda lub się nie uda mi,
a co między udami
to dopiero rzecz!
- chciałoby się rzec...)
POSŁOWIE
Wśród znanych i znaczących zarazem nurtów czy kierunków w historii poezji występuje też, od co najmniej półwiecza, kierunek nazywany „poezją lingwistyczną”. Najczęściej umiejscawiany jest on na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku, w Polsce wiązany z twórczością takich poetów, jak: Miron Białoszewski, Tymoteusz Karpowicz, Zbigniew Bieńkowski, Edward Balcerzan czy Witold Wirpsza. Ale nie jest żadną tajemnicą dla zainteresowanych czytelników poezji, że uwypuklenie języka jako tworzywa utworu poetyckiego, wieloznaczności i kreatywności słów w postaci tworzenia tzw. neologizmów, od dawna znane było w poezji autorów, których tradycyjnie nie zalicza się do przedstawicieli kierunku lingwistycznego. Wielu bowiem poetów dwudziestowiecznej awangardy eksperymentowało na różne sposoby z językiem, poszukując nowych form ekspresji, wyrażania myśli i emocji, wprowadzania nowych środków stylistycznych.
Prekursorami poetów lingwistycznych byli z pewnością reprezentanci futuryzmu z Brunonem Jasieńskim i Aleksandrem Watem na czele. Dalekim od futuryzmu, ale jednym z najwybitniejszych poetów, którzy eksperymentowali z językiem był też Bolesław Leśmian, a także Julian Tuwim, notabene znakomity autor parodii wierszy Leśmianowskich, na przykład pastiszu „Jak Bolesław Leśmian napisałby wierszyk Wlazł kotek na płotek”, wydanym w Jego satyrycznym zbiorze „Piórem i piórkiem” (1951). W latach 70. kierunek lingwistyczny twórczo rozwijali w Polsce przedstawiciele tzw. Nowej Fali: Stanisław Barańczak, Adam Zagajewski, Julian Kornhauser, Ryszard Krynicki i inni. Trudno się dziwić, że kierunek ten wciąż współistnieje z innymi prądami w literaturze współczesnej, wszak język jest podstawowym tworzywem poezji.
Prezentowany tomik Marka Cieśli jest najlepszym przykładem powyższej tezy. Język, mówiony i pisany, z całym swoim bagażem wieloznaczności, możliwości twórczych, ekspresji, ale też przeinaczeń, niedomówień, a nawet banalności, jest głównym „bohaterem”, przedmiotem,
a zarazem podmiotem, krótkich, błyskotliwych i dowcipnych wierszy (czy może bardziej: wierszyków), pomieszczonych w tym tomiku. Autor bawi się językiem i jego słowami, znaczeniami, zarówno tymi expressis verbis, jak i tymi ukrytymi (latentnymi – jak mówią
językoznawcy), rozbija czy rozkłada znane słowa (nazwy miejscowości, ale nie tylko) na części, aby składać je na nowo w innych, najczęściej bardzo oryginalnych i zaskakujących sekwencjach semantycznych. Zmusza tym samym czytelnika do nieustannej aktywności wyobraźni. Można odnieść wrażenie, że za pomocą tych lingwistycznych eksperymentów wciąż żartuje sobie, a może nawet kpi, z rzeczywistości takiej, jaką przyzwyczailiśmy się percypować na co dzień. Przekracza i łamie stereotypy jej postrzegania, jakie narzucone zostały przez powszechnie używany i zrozumiały język.
Biorąc pod uwagę, że autor tomiku jest nie tylko poetą, ale też malarzem, można - z pewnym uproszczeniem oczywiście - porównać Jego wiersze do malarstwa abstrakcyjnego, albo - z kolei z uwagi na wykształcenie i czynne uprawianie muzyki przez Autora - do muzyki kakofonicznej. Pod tym względem uważam, że jest oryginalnym i nietuzinkowym kontynuatorem nakreślonego na wstępie nurtu lingwistycznego w polskiej poezji, a pod względem poczucia humoru na pewno godnym „późnym wnukiem” Tadeusza Boy-Żeleńskiego, patrzącego na świat przez pryzmat Jego głośnych „Słówek” (1913), a może bardziej Andrzeja Bursy, bo i On chciałby być poetą, ale... ma w dupie małe miasteczka.
dr Ryszard Mierzejewski
Dodaj komentarz
Komentarze (0)