Tylko Szczeliniec Wielki? Zbigniew Franczukowski doliczył się setek takich atrakcji i wydaje o nich kolejne książki
Oczywiście lekko prowokujemy... Szczeliniec Wielki (919 m n.p.m.) w Górach Stołowych jest absolutnie niepowtarzalny i niemal wszyscy stawiamy go na czele listy best of the best atrakcji turystycznych ziemi kłodzkiej. Ale właśnie: największą z wielkich atrakcji. To tekst i dla gości, którzy zechcą odwiedzić te strony, ale i dla ich mieszkańców. Wszyscy przeczytajcie go cierpliwie do końca.
Okazją do rozmowy o turystyce było wydanie kolejnego tomu cyklu „Atrakcje Ziemi Kłodzkiej i czeskiego pogranicza”. Autor, Zbigniew Franczukowski, już kiedyś policzył, że jest ich przeszło... 563. I po kolei je opisuje. Gdy przed rokiem ukazała się część pierwsza, przekonywał, że ciekawostek z czeskiego pogranicza mógłby przytoczyć 2,5 tysiąca, a może i więcej. Nie o nich będziemy jednak pisać [polecamy książki polanickiego wydawnictwa PRESSForum]. Gdzie odbyła się ta rozmowa? 6 lipca na tarasie widokowym Guzowata nieopodal Radkowa.
Stąd rozpościera się widok na panoramę Gór Stołowych. Czegóż tam nie ma! I Radkowskie Skały, i Broumovské stěny, a niemal na wprost – Szczeliniec Wielki... Po naszej stronie jest zaledwie 1/3 tego pasma, reszta – w Czechach. Ilu z nas mówi: – Byłem w Górach Stołowych! Bo zaliczyliśmy jedynie słynny szczyt i dobrze, gdy jeszcze choć Błędne Skały. A na przykład Mnich (522 m n.p.m.)? Krzysztof Kaszuba z oddziału PTTK Ziemi Kłodzkiej, sam przewodnik, na nowo go „odkrył” i poleca go wszystkim turystom. Kto już tam był?
Burmistrz Radkowa, Jan Bednarczyk, podkreślał, że warto poznać cały teren Parku Narodowego Gór Stołowych, a nie tylko jego główny szczyt. – Szczeliniec? Tak, ale o świcie! – mówiła Lidia Małek z PNGS, który tylko w ubiegłym roku odwiedziło 1,3 miliona turystów i trzeba racjonować wejście na jego teren, bo taki bywa tam tłok. To nie znaczy, że nie warto tu przyjechać. – Nie da się w tydzień zwiedzić ziemi kłodzkiej! – zastrzega jednak Krzysztof Kaszuba. A kiedyś mówił, że organizatorzy chcieliby wszystko zobaczyć w 2 dni: od Kłodzka po Pragę...
Jakub Feiga z Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej wspomniał o naszym sukcesie: – Oczywiście Góry Stołowe to „atrakcja pierwszego wyboru” i można się w nich zakochać, ale wizerunek ziemi kłodzkiej w kraju zmieniła sieć tras rowerowych Singletrack Glacensis. Czyli można? Można! Jeśli jest wspólny projekt i jasna komunikacja o nim. – Jesteśmy w Lokalnej Organizacji Turystycznej Aglomeracji Wałbrzyskiej, bo z ziemią kłodzką… Prędzej z Czechami się dogadamy! – skomentował burmistrz Bednarczyk, a Jakub Feiga tylko kiwał głową. Póki tak jest...
– To ważne narzędzie w promocji – mówił o książkach Franczukowskiego przedstawiciel Dolnośląskiej Organizacji Turystycznej. – Czy możemy sobie radzić z przeładowaniem szlaków, choćby na Szczeliniec? – pytał Wojciech Heliński, który spotkanie prowadził. – Możemy! – stanowczo twierdzi Krzysztof Kaszuba. Jego zdaniem problemy turystów wynikają z braku wiedzy. – Często nie czytamy, nie mamy żadnej mapy, a jedziemy! – mówił doświadczony organizator. Apel zatem do gości: wiedzcie z grubsza, co warto zobaczyć, a my wam podpowiemy resztę.
A polscy turyści potrafią się znaleźć. Beata Radoňová z czeskiego miasteczka Teplice nad Metují mówiła, że świetnie sobie radzimy po tamtej stronie. Odwiedzamy Teplické skály, bo tamtędy jest... tańsze wejście do Skalnego Miasta w Adršpach. I idziemy tam, by się tłoczyć wraz z setkami innych zwiedzających uznaną atrakcję, a nie szukających równie fascynujących. Jak jest w drugą stronę? – „Biedronka” i kurs złotówki, to odrębny nurt turystyki – zaznaczył Wojciech Heliński z Kudowy-Zdroju, który jako jedyny tam potrafi się cieszyć z kolejek do sklepów.
Granica istnieje tylko formalnie, a i Polacy, i Czesi są siebie coraz bardziej ciekawi. Jan Bednarczyk wspomniał o wspólnym projekcie „Góry nas nie dzielą”. Jakie są przeszkody? – Różnice się będą zacierały, jeśli politycy z Wrocławia czy Warszawy nie będą się wtrącać – podkreślił. I mówił o drogach wojewódzkich, że „konie przewracają się na dziurach”, ale Radków tworzy sieć dróg gminnych przez granicę. – Co zachwyca Czechów najbardziej? – pytała Beata Radoňová. I sama odpowiedziała: – Polacy są zawsze o krok, dwa do przodu. Wspomniała o autostradach. Serio.
Dyrektor Małek przypomniała, że nauczyliśmy się od Czechów i biegania na nartach, i rodzinnej jazdy na rowerach. Wojciech Heliński dodał, że u naszych sąsiadów infrastruktura nastawiona jest na rekreację, a u nas ciągle tego gdzieniegdzie brakuje. Pojawił się też problem tłumaczenia książki Zbigniewa Franczukowskiego na język czeski. I tu burmistrz Bednarczyk westchnął: – Zatrudniam 140 nauczycieli, ale program szkolny nie przewiduje nauki języka sąsiadów... Jak zatem się porozumiewamy? Łatwiej po niemiecku niż po sąsiedzku. [kot]
PS Burmistrz Jan Bednarczyk zaskoczył chyba nie tylko autora książki, czyli Zbigniewa Franczukowskiego {na marginesie, wydawca z Polanicy-Zdroju w ubiegłym roku został wyróżniony Odznaką Honorową Powiatu Kłodzkiego]. Otóż oświadczył, że jeśli będzie taka potrzeba, by wesprzeć podobne wydawnictwa, to każdy wie, gdzie jest jego gabinet. Franczukowskiemu postawił jednak pewien warunek: grafikę radkowskiego ratusza, którą wręczył mu na Guzowatej, powiesić ma na poczesnym miejscu w swoim biurze. Może znajdą się naśladowcy?
Komentarze (0)