Oni rozdali powodzianom większą pomoc, niż rząd wypłacił zasiłków. I nie wypinają piersi po ordery. Nasze anioły!
– Co mamy dalej Maćku? – spytał Wojciech Zarębski z Polskiej Akcji Humanitarnej. – Dalej mamy oklaski – odpowiedział Maciej Sokołowski z Festiwalu Górskiego. Ta wymiana zdań odbyła się podczas posiedzenia Rady Miejskiej Lądka-Zdroju, która słuchała informacji o zaangażowaniu organizacji pozarządowych na rzecz powodzian. Radni tego wieczora braw nie szczędzili.
To nie żadna z ostatnich sesji rady miejskiej. Odbyła się jeszcze 28 listopada. Radni w porządku obrad mieli punkt o niezbyt intrygującym tytule: „Informacja o zasadach udzielania pomocy rzeczowej dla powodzian”. Zaczęli go rozpatrywać po przeszło 4 godzinach. Dlaczego o tym piszemy teraz? Bo dokładnie pół roku temu wspaniali ludzie z co najmniej 20 organizacji rzucili wszystko, by pomagać powodzianom. To hołd dla nich.
Wybraliśmy Lądek-Zdrój, bo to wyjątkowe miejsce na ziemi kłodzkiej. Nigdzie indziej nie działa chyba więcej tzw. NGO'sów. Podobnie działo się jednak niemal wszędzie, gdzie potrzebne było wsparcie dla ludzi, którym życie zniszczył żywioł. Z imienia i nazwiska wymienimy też tylko kilkoro z naszych aniołów. Nie dlatego, że są najważniejsi [choć to prawdziwi bohaterowie]. Po prostu wszystkich nie potrafimy opisać. A byłoby warto.
Zanim padną liczby, które najlepiej pokażą skalę społecznej akcji pomocy, przytoczymy, co wspomniany Wojciech Zarębski z PAH powiedział radnym, ku pamięci wszystkim urzędnikom. – Wyobraźcie, że w sytuacji kryzysowej przybywa wam wydział, który zarządza pewnymi sferami kryzysu. I nic to was nie kosztuje. To są właśnie organizacje pozarządowe – mówił. Kto z nas, poszkodowanych przez powódź, tego nie wie?
Rafał Korzewski, który przyjechał tu z Kielc, a reprezentuje inicjatywę Mapuj pomoc, mówił choćby, że to właśnie organizacje samorządowe wprowadziły na terenie gminy kartę powodziową. – Tych, którym pomogliśmy, jest strasznie dużo, a słyszy się tylko krzyki i narzekania... – powiedział w trakcie bezsensownej wymian zdań o rozdziale lodówek czy pralek. Ci, którzy pomagają innym, muszą mieć twardą skórę.
Paulina Bagińska z Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Lądeckiej mówiła, czym zajmowali się od początku, nadal się zajmują i zajmować się będą [TUTAJ przeczytacie, co pisaliśmy o tym po przejściu niszczącej wody]. – Dlaczego my się tym zajmujemy? – postawiła retoryczne pytanie. Bo codziennie odbierają po kilkanaście telefonów, co drugi to przekierowanie z urzędu gminy. Nie migają się od roboty, a ofiarodawcy im ufają.
Po czym zaczęła wymieniać: – To my ściągnęliśmy do Lądka i Stronia Stowarzyszenie TRATWA oraz PAH, budowaliśmy wyspecjalizowane huby z pomocą, pozyskaliśmy materiały budowlane czy narzędzia. I pada wartość pozyskanej pomocy: tu milion, tu 300 tys. Choćby na żywność, która trafiała do lądeckiego hotel Lido. To firma prywatna, a przygotowywała posiłki dla poszkodowanych, wolontariuszy, a nawet dla wojska.
– Zaczęliśmy wychodzić do ludzi, żeby zrozumieć, czego naprawdę potrzebują – dodał Rafał Korzewski, który zorganizował centrum informacyjne w Inkubatorze Przedsiębiorczości, a to koordynowało działania organizacji pozarządowych. – Tymi małymi ruchami staraliśmy się robić, co potrzeba – mówił radnym. Nasze NGO'sy wiedzą, co potrzeba. Nie czekają na instrukcje „z góry”. Ich członkowie żyją obok nas.
Anastazja Sosnowska ze stowarzyszenia ArteWeda mówi, że od pierwszego dnia po powodzi pomagali ludziom wrócić do normalności. Jej współpracownicy [53!] rozdzielali m.in. zadania między wolontariuszy, którzy przybywali z całej Polski. Zarejestrowanych było przeszło 200, ale było ich ponad 2 tys.! W ciągu tygodnia wydali m.in. 1600 posiłków [więcej o tym TUTAJ]. Dzielili armę dla zwierząt, znajdowali weterynarzy.
Karolina Szczerba ze Związku Harcerstwa Polskiego opowiedziała radnym, co w naszej okolicy robili druhowie. 19 września przybyli tu z całej Polski, prawie 200 harcerzy. Zostawili m.in. 39 skute tynki, przepompowane studnie, nieocenioną pomoc w magazynach, m.in. w Radochowie. Jej poświęcenie zostało docenione w plebiscycie Chorągwi Dolnośląskiej ZHP, a ona zyskała tytuł „Niestrudzona w służbie” [więcej TUTAJ].
Maciej Sokołowski to nasz lokalny gigant. Dyrektor Festiwalu Górskiego nie zdążył jeszcze posprzątać po niezwykle udanej 29. edycji tej imprezy, a już – 16 września – zaczął akcję pomocy. Po pierwsze, umożliwił łączność mieszkańcom z bliskimi. Postawił słynne w ostatnich czasach starlinki. Popatrzcie na zdjęcie u góry, co i ile m.in. rozdał Festiwal Górski. Sam Sokołowski wartość tej pomocy ocenia na 4,5 mln złotych.
Karolina Sierakowska to nasz dobry duch, przewodzi stowarzyszeniu Kultura u Źródeł. Ale ktoś musiał przecież kupić paliwo do agregatów, albo zapłacić za noclegi i wyżywienie dla wolontariuszy budowlańców. Stowarzyszenie, nie gmina, zatrudnia koordynatora w LUK, który ciężko pracuje, by przyjąć pomoc, a potem ją wydać. A pompa ciepła dla jednej z rodzin? Bagatela, warta 40. tys. Karolina uczy nas podstaw cywilizacji.
– Czasami warto jest znaleźć w budżecie dodatkowy milion złotych i mieć dzięki temu kolejne kilkanaście, niż odtrącić pomoc tych drobnych organizacji – apeluje do urzędników Wojciech Zarębski. Maciej Sokołowski szacuje, że pomoc, którą wszystkie NGO’sy do 28 listopada sprowadziły dla powodzian na 10-15 mln złotych. – Na dzień dzisiejszy to więcej, niż rząd wypłacił w różnych zapomogach – mówił wtedy. [kot]
PS Zdjęcie, które otwiera ten tekst, zrobiliśmy naszym bohaterom bardzo późnym wieczorem na stacji benzynowej. To tylko tam można było o tej porze jeszcze coś zjeść. I pogadać, kto następnego dnia weźmie odpowiedzialność za wózek widłowy, który przecież kiedyś trzeba będzie zwrócić. Taki sprzęt nie jest potrzebny powodzianom, ale tym, którzy przygotowują dla nich pomoc, wręcz niezbędny. Radni też o tym usłyszeli.
Przeczytaj komentarze (1)
Komentarze (2)