Festiwal Pstrąga, czyli kulinarno-historyczne show z muzyką w tle... do smaku. Pod mostem gotyckim w Kłodzku działy się cuda!
Festiwal Pstrąga w Kłodzku przerósł nasze oczekiwania. Impreza, która zaczęła się w samo południe 10 czerwca na kłodzkim rynku, a potem jej uczestnicy przez gotycki most na Młynówce przeszli na Plac Miast Partnerskich, może stać się kolejną wizytówką Kłodzka i atrakcją ściągającą do miasta następnych turystów. Już ma rozmach, a fantazji jej organizatorom nie brakuje.
Rozpoznajecie tych ichmościów? Tak, to burmistrz i starosta, którzy zagrali główne role w widowisku. Dystans, jaki zachowali do siebie sprawił, że to była prawdziwa zabawa. Przebrani w historyczne szaty Michał Piszko i Maciej Awiżeń udowodnili, że „władza” może być blisko „ludu”, nie tracąc przy tym powagi. A jeśli jeszcze nauczy się przy tym pstrągi sprawiać...
Nauczycielem był nie byle kto, bo sam Jan Kuroń, wnuk polityka Jacka Kuronia (1934-2004), który jednak pozycję w światku kulinarnym wyrobił sobie sam. W Kłodzku jednak musiał się wykupić się z miejskiej niewoli przygotowując razem z naszymi „włodarzami” zupę rybną. A nie mógł przy tym użyć choćby pomidorów, których w średniowieczu na tych ziemiach jeszcze nie było.
Jakże pociesznie wyglądali burmistrz i starosta zapędzeni do garów! A w tym czasie białogłowy po prostu kraśniały... Cudne jest Kłodzko! A do tego, jak już nie raz wspominaliśmy, impreza musiała być dobra, skoro zaszczycili ją swoją obecnością uczniowie Regionalnej Szkoły Turystycznej z Polanicy-Zdroju. Będziemy powtarzać do znudzenia: kształcą się tam mistrzowie w branży restauracyjnej.
Szkoda, że – jak się nam wydaje – troszkę niedoceniona przez kłodzką publiczność została główna atrakcja muzyczna popołudnia – Projekt Volodia. Ale może – żeby użyć kulinarnego, choć dość wyświechtanego określenia – dwa grzyby w barszczu to za dużo? Bo atrakcji na Festiwalu Pstrąga było aż nadto. Z samym pstrągiem, po którego trzeba było stać w długiej kolejce.
Nie ma jednak co kręcić nosem! Organizatorzy kolejny raz pokazali, jaki potencjał ma to miasto, jaką radosną twarz potrafi pokazać... A choćby „Prusacy” czy „bractwo rycerskie” nie dość, że sami prezentują się fantastycznie, to jeszcze dobrze im robi sąsiedztwo rotmistrza Witolda Pileckiego (1901-48). Choćby tylko symboliczna. Poplątanie z pomieszaniem? Nie, to „żywa” historia. [kot]
Przeczytaj komentarze (12)
Komentarze (12)