W Lądku-Zdroju pisarze nie mają ogonów, ale wielką wyobraźnię. Jaki był 1. Festiwal Literacki Lądek? [FOTO]
Czy wyprawa do Lądka-Zdroju może być równie ekscytująca jak ta do Etiopii? – Wszystko się przyda do powieści – twierdzi Anna Dziewit-Meller. I nie muszą to być nawet książki z tagiem „katastrofa”. 30 pisarek i pisarzy wybrało w majowy weekend nasze uzdrowisko i pierwszy Festiwal Literacki Lądek. Nie oszukujmy się: to ludzie z taką wyobraźnią i wrażliwością, że nie mówiąc prawdy, nie kłamią.
Festiwal wymyślili Tomasz Szostek i Beata Białczak z lądeckiej „Księgarni w Herbaciarni”, a wspiera ich pisarka Sylwia Winnik. To zupełnie wyjątkowe wydarzenie. „Ku pokrzepieniu serc”, jak chciał Sienkiewicz? Raczej z potrzeby serc i rozumów. Co zrobić, żeby nasz region przestał kojarzyć się z katastrofą, także jego mieszkańcom? Zobaczcie program imprezy na 3 maja [szczegóły TUTAJ] i zdjęcia w naszej galerii.
My szczególnie polecamy... wszystko! Najbardziej jednak wydarzenie, które połączy niesamowite opowieści pisarek z tajemniczą Jaskinią Radochowską [tu obowiązują bilety, o które warto spytać w księgarni na ulicy Cienistej 1]. A wcześniej przed Zdrojem Wojciech spotkać można będzie nie tylko Cesarza Pana, ale i ulubionych autorów książek, wręcz celebrytów. Marcin Meller? Radomir Wit? Tomasz Duszyński?
Do nich ustawią się długie kolejki fanów. A wymieniamy tylko trzech panów, bo – mamy takie wrażenie – panie zdominowały festiwal, tak, jak nasze życie. My uczestniczyliśmy w rozmowie, która miała odpowiedzieć na pytanie: „Jak można opisać podróżowanie?”. Już Małgorzata Szumska, pisarka, aktorka i podróżniczka, odczarowała dla nas temat. Turysta czy podróżnik? Liczy się ciekawość świata. Nawet tego wokół.
Joanna Lamparska przyznała, że uczestnicy rozmowy są „zepsuci podróżami”. Tak, oni nie muszą planować urlopów z pracodawcą... Nam zostaje cieszyć się „ziemniakomatami”, którymi mają zachwycać się Amerykanie odwiedzający Polskę. Oni, pisarze i dziennikarze, jadą choćby do Afryki na tzw. dokumentację, skąd wrócił właśnie Marcin Meller. On z kolei wyznał, że nudzą już go takie cuda świata jak katedra w Toledo.
– A kto by przyjeżdżał do Warszawy?! – pytał ten warszawiak z urodzenia, który Lądek-Zdrój odwiedził już nie pierwszy raz. I co teraz? Czy te podróże opisze? – Pisanie to zajęcie, którego nie polecam – przyszła mu w sukurs żona, Anna Dziewit-Meller. – Mam też normalną pracę, bo pisanie to nie jest „normalna” praca – przyznała Małgorzata Szumska. O co więc to całe zamieszanie? ONI przygody przeżywają za nas.
Niby świat się zmienił, stał się dla nas wioską, którą zwiedzamy przez media społecznościowe, ale nadal musi towarzyszyć temu dobra opowieść. Jak w XIX wieku... Podróżnicy, jeśli opisują swoje wyprawy z talentem równym gościom Festiwalu Literacki Lądek, przynajmniej części z nas narzucają swoje wyobrażenia z wypraw, które trwają 7 dni, bo nie z życia tam przez 7 lat. Jaka to różnica? Spytajcie Marcina Mellera.
Božidar Jezernik, który z pewnością będzie gościem którejś z kolejnych edycji imprezy, przytaczał relacje z podróży na Bałkany. „Podobno ludzie mają tam ogony” – informował brytyjskich czytelników dobrze ponad 100 lat temu pewien dzielny eksplorator. Co prawda on sam tego nie widział, ale słyszał takie opowieści. Czyż ten mit nie przetrwał do dziś? Przyjeżdżajcie zatem do Lądka, bo tu pisarze mają wyobraźnię. [kot]
Przeczytaj komentarze (86)
Komentarze (86)
Taka jest nasza pozycja – w oczach europejskich „partnerów”. Polsko – pamiętaj, kim jesteś.
I nie daj się znów zapędzić do kuchni historii. wygrała prawica a nie zboczona lewica to tyle i aż tyle -pozdrawiam
To retoryka oderwana od rzeczywistości. Hołownia przypomina w tym wszystkim klasyczne powiedzenie: przyczepiło się g... do okrętu i krzyczy: „płyniemy!”
Tymczasem, jeśli uczciwie zsumować głosy kandydatów prawicowych, widać jasno – to prawica wygrała te wybory. Polacy pokazali, że nie chcą powrotu do starych układów. A Donald Tusk, mimo całej propagandowej otoczki, ma pełne prawo czuć się nieswojo – podobnie jak cała ekipa 13 grudnia.
Strach zagląda im w oczy, a naród daje wyraźny sygnał: nie damy się tak łatwo ograć.
Szkoda tylko, że na Doba.pl nie można wrzucić obrazka – bo mam taki, który idealnie podsumowuje tę sytuację. Ale cóż, zostawiam to wyobraźni czytelników.
Komentarz Rak
„Właśnie zaczyna się gra o wszystko. Twarda walka o każdy głos. Te dwa tygodnie rozstrzygną o przyszłości naszej Ojczyzny. Dlatego ani kroku wstecz” – napisał Donald Tusk na platformie X, komentując wyniki exit poll po pierwszej turze wyborów prezydenckich 2025.
I trudno się z nim nie zgodzić. Bo to rzeczywiście gra o wszystko – o przyszłość Polski i o to, czyja ona będzie.
Czy Polska pozostanie suwerennym, dumnym państwem, które samo decyduje o swoim losie?
Czy może stanie się kolejnym landem, zarządzanym pośrednio z Brukseli, z pełnym błogosławieństwem Berlina?
Nie chcemy być tylko tanią siłą roboczą Europy. Nie chcemy już więcej widzieć, jak tysiące młodych ludzi wyjeżdżają do pracy przy szparagach, a kobiety trafiają na Zachód jako „opiekunki medyczne”, które w rzeczywistości pełnią rolę sprzątaczek i służących – nierzadko u osób, które jeszcze pamiętają czasy brunatnych mundurów. To nie jest nasza ambicja.
Nie po to przez pokolenia walczyliśmy o wolność, przelewaliśmy krew i znosiliśmy upokorzenia – od zaborów, przez okupację, po komunizm – żeby dziś z zadowoleniem słuchać cudzych rozkazów, noszonych pod europejskimi hasłami.
Tak, chcemy być w Europie. Ale na równych zasadach, z szacunkiem do naszej historii, naszej kultury i naszej godności. Nie jako „specjalna strefa taniej pracy” ani jako „przykład udanej integracji peryferii”.
Dlatego tak – panie premierze Tusk – zgadzam się: ani kroku wstecz. Ale nie po to, by jeszcze mocniej podporządkować się cudzym interesom. Ani kroku wstecz – bo chcemy iść własną drogą.
Jeśli chcesz, mogę przygotować też wersję ze zdjęciem
Ale to przecież nie ja miałem w ręku długopis, którym zakreśla się nazwisko na karcie do głosowania – każdy z Was zrobił to samodzielnie.I właśnie dlatego chciałem pisać swoje odczucia przed wyborami – bo uważam, że czas przerwać klątwę Polaka mądrego po szkodzie. Dlatego pisałem o tym wcześniej – uczciwie i z przekonaniem.My już zagłosowaliśmy – zgodnie z naszym sumieniem i z polskością, która jest normalna: z miłością do ojczyzny.
A wyniki? Zobaczymy.Jeśli chodzi o gminę Lądek – moje opinie były wyraźne. Nasze odczucia (bo nie mówię tylko za siebie) są właśnie takie, a nie inne. I zapewniam, że są to opinie wielu mieszkańców – i to bardzo wielu – którzy wręcz prosili mnie, abym to zasygnalizował. Na koniec dodam, że jestem już dużym chłopcem – z wykształconym kręgosłupem moralnym. Wiem, gdzie według mojej oceny powinno być „tak”, a gdzie „nie”.
I z mojego doświadczenia wiem, że te wartości przekazałem również moim córkom. Gdy były nieletnie, jak każde dziecko, pewnie kręciły głowami, gdy mówiłem im, co uważam za słuszne.
Ale dziś są dorosłe i nigdy – ale to nigdy – nie powiedziały mi:„Tato, czemu nam tego nie mówiłeś, gdy byliśmy pod waszą opieką?”I to jest mój prawdziwy sukces.
Tak, tak – okazuje się, że to naprawdę WOLNE media. Piszę, co chcę, nikt nie kasuje, nikt nie poprawia przecinków (a może powinien?, a sąsiadka... też czyta!
No i bardzo dobrze. Jeśli nie komentuje jak reszta – to znaczy, że jej albo pasuje, albo... nie. I to właśnie mój cel pisania: dać do myślenia, nie wciskać nikomu gotowych odpowiedzi.
Z żoną głosujemy na Polskę. Na wolną Polskę. Nie na niemiecki układ, nie na zagraniczne kalkulacje – tylko na naszą, urodzoną z nami i w nas. Bo choć byliśmy już na wszystkich kontynentach (tak, wszystkich – nawet tam, gdzie zimno i nie ma schabowego!), to zawsze z radością wracamy do kraju. Bo Polska to – i nie żartuję – najpiękniejszy kraj na świecie.
Jeśli ktoś uważa inaczej – ma do tego prawo. Ale czy czuje się Polakiem, czy tylko mieszka „na terytorium RP”? To już niech sam sobie odpowie.
Wracając do sąsiadki – spotkaliśmy się ostatnio w drodze do lokalu wyborczego. Powiedziała szczerze, że nie głosuje na mojego kandydata. No i co? I nic. Żadnej wojny. A jednak czyta! I to wcale nie ja jej wysłałem link. To już łechtające uczucie, przyznaję – zwłaszcza że to bardzo miła kobieta.
Na kogo głosuję? To moja sprawa. Ale skoro teksty czyta już około 20 tysięcy ludzi – to znaczy, że coś w tym jest. Bo wolność polega właśnie na tym, że można się nie zgadzać, ale dalej rozmawiać.
Dzięki, Doba. Za brak cenzury i za to, że moja sąsiadka ma co czytać przy porannej kawie.
Ten człowiek przywraca stary układ — układ, z którym wiązały się poważne problemy, również natury alkoholowej. Efekty już widać: ludzie z tego układu dziś koszą trawę nawet po deszczu lub śniegu, zamiatają ulice pełne błota i piachu bez żadnego sensu. To nie są fachowcy, to pokazówka i marnotrawstwo środków.
A skoro mamy teraz specjalistów z „drugim stopniem wykształcenia”, to ja również informuję, że mam dwa stopnie – kiedy wchodzę po schodach do własnego domu.
Czas na referendum i zmianę tej farsy.
Mieszkańcy Lądka-Zdroju mają zaszczyt żyć w mieście, z którym związany był wybitny artysta – Michał Klahr. Postać niezwykła, o ogromnym dorobku i znaczeniu dla kultury nie tylko naszego regionu, ale całej Polski. I co? I nic!
Na każdej ulotce, w każdym folderze promującym Lądek-Zdrój, jego nazwisko się pojawia. Wszyscy się nim chwalą, ale tylko powierzchownie, bo gdy przychodzi do realnego działania, do godnego upamiętnienia jego osoby – to nie ma nawet najmniejszej izby pamięci! Nie wspomnę już o muzeum, które mogłoby powstać choćby na skromnej powierzchni 27 m² – choćby w domu, w którym mieszkał!
Kiedy ostatnia tragiczna powódź dotknęła naszą gminę i zniszczyła część kościoła, w krypcie odnaleziono trumnę z prochami Michała Klahra. To potwierdzone. To odkrycie o ogromnym znaczeniu historycznym i kulturowym! I co dalej? NIC.
Zamiast zadbać o dziedzictwo, lokalne władze przeznaczają obiekt, który mógłby służyć jako muzeum Klahra, na zupełnie inny cel – bo tak zdecydował człowiek, który edukację kończył w szkole rolniczej, gdzie uczono budowy traktorów i obsługi cepa. I ten człowiek ma decydować o kulturze i dziedzictwie gminy?! Naprawdę? Skąd ma wiedzieć, jak się zachowuje dorobek tak wybitnej postaci?
To nie tylko brak szacunku. To wstyd. To ignorancja. I to skandal.
Lądek-Zdrój ma potencjał, ma artystę tej rangi – i nie potrafi tego wyeksponować. Władze mają obowiązek zadbać o pamięć Michała Klahra. I czas najwyższy, żeby to zrobiły.
Tymczasem, kiedy próbuję poruszyć ten temat – jak grochem o ścianę. Ani reakcji, ani odwagi, żeby coś zdementować, nawet jeśli coś jest nieprawdą. A jeśli nie dementują, to może jednak piszę prawdę? Przynajmniej ja nie mam potrzeby, żeby coś udawać – swoje w życiu przeżyłem uczciwie. Teraz tylko staję w obronie uczciwości wobec miasta. I skoro nikt z władz nie ma odwagi się do tego odnieść, to co to w ogóle jest?
Dobrze, że jeszcze jest Doba, bo na Facebooku – tam, gdzie jest burmistrz i reszta – za takie wypowiedzi się mnie blokuje. Ale już te wpisy, które słodzą pani burmistrz i piszą: „wspaniale, cudownie, brawo!” – te są promowane. I co? Taka to teraz moralność?
Ja tylko zadaję pytania. W imieniu mieszkańców. Bo niektórzy naprawdę do mnie piszą: „Rak, napisz coś, zapytaj, porusz temat”. Boję się, że jako miasto jesteśmy zwyczajnie wykorzystywani – a potem jeszcze płacimy za naprawę trawnika po festiwalu. To nie hejt. To są realne pytania. Czy paru cwaniaków, w tym burmistrz, który miał nas reprezentować – naprawdę działa w naszym interesie? Czy to jednak bardziej miękiszon, który tylko przyklaskuje i pozwala, by nas traktowano jak naiwnych?
Kontrowersje wokół przejęcia kawalerki. Media: Nawrocki zabrał notariusza do aresztu Jeśli notariusz byłby w areszcie, to:
nie mógłby wykonywać zawodu,
zostałby zawieszony z urzędu przez ministra sprawiedliwości,
wszystkie czynności wykonane przez niego w takim stanie byłyby nieważne lub wzbudzałyby poważne wątpliwości prawne.
"Totalna bzdura podana przez WP. Już sam pomysł, że notariusz mógł być w areszcie i podpisywać akt notarialny, to Himalaje absurdu. Takie czynności muszą być wykonane osobiście, w obecności stron i zgodnie z rygorystyczną procedurą – czego z aresztu zrobić się nie da. Widać, że strach zagląda w oczy – skoro takie brednie są publikowane, to znak, że boją się przegranej 13 grudnia. Panika totalna."
Panie Burmistrzu,
Czy Pan wie, jak wygląda przejazd przez most złotostocki po ulewie? Czy Pan w ogóle rusza się zza biurka? Czy Pan widzi, co się dzieje w tej gminie, czy dalej Pan sobie kpi i „kropi wariata” z mieszkańców i wyborców, jakbyśmy byli bezmyślnym tłumem, który wszystko łyknie?
Dość robienia z ludzi idiotów.
Minął rok Pana urzędowania i 9 miesięcy od powodzi, a efekty? ZERO. Nic nie zostało porządnie zrobione. Dalej prowizorka, bylejakość, poklepywanie swoich po plecach i zwalanie winy na wszystko i wszystkich, tylko nie na własną niekompetencję. Proszę nie robić spychologii na swoją nieudolność.
Pytam wprost: czy Pan pełni funkcję burmistrza, czy tylko ją odgrywa? Bo to, co Pan pokazuje, to czysta nieudolność. Gmina zarasta syfem, infrastruktura się sypie, a Pan się otacza miernotami i ludźmi z przeszłością, których inni już dawno pogonili. Co trzeba mieć w głowie, żeby przywracać do urzędu osobę wyrzuconą za chlanie alkoholu w pracy?! Czy to są Pana „standardy”?
A może Pan sam się już pogubił w tych układach i nie ogarnia, co się wokół dzieje? Kto u Pana odpowiada za decyzje typu „koszenie trawy po deszczu”? Przecież to zakrawa na sabotaż. Czy ktoś tam w ogóle myśli?
Mieszkańcy mają już dość. Nie chcemy więcej patrzeć na tę żałosną parodię zarządzania miastem. Czas, żeby Pan się opamiętał – albo się spakował i odszedł.
Romku – wróć, zorganizuj referendum. zrehabilitujesz się Masz moje pełne poparcie. Wywieziemy go na taczkach i odzyskamy to miasto.
Podpisano:
Wkurzony mieszkaniec, który nie daje się robić w balona
Wyobraźcie sobie sytuację ze sportu — sędzia popełnia błąd, może nie zauważył faulu, albo źle odgwizdał sytuację. popełnił w decyzji błąd Czy w takim przypadku unieważnia się cały mecz? Nigdy! Wynik pozostaje ostateczny, bo zasady są jasne i nikt nie może ich naginać po fakcie.
A teraz przenieśmy to na wybory. Oni chcą wygrać za wszelką cenę — nawet jeśli faulują, manipulują, łamią zasady. Potem przyznają się do tych nieuczciwości, ale oczekują, że wynik wyborów zostanie zmieniony na ich korzyść.
To niedopuszczalne! Wynik wyborów powinien być tak samo ostateczny jak wynik meczu — albo wygrywa drużyna, która grała fair i zgodnie z zasadami, albo po prostu przegrywa. Próby unieważnienia wyników i zmieniania ich „bo się nie podoba” to zamach na demokrację.
Czy naprawdę tak trudno to zrozumieć?
To nie są zwykłe wybory – to bitwa o suwerenność.Głosuj na Polskę Suwerenną – na Karola Nawrockiego lub Sławomira Mentzena. Kandydatów, którzy nie klęczą przed Brukselą ani Berlinem.W Rumunii już przetestowali fałszowanie wyborów. We Francji zakazali Le Pen kandydować. Teraz kolej na nas.
Chcą nas skolonizować, jak kiedyś kolonialiści – tylko że dziś nie bombami jak w 1939 roku, a przepisami i unijnym szantażem. Polska ma dziś 509 ton złota – i to ich boli. Nie mieliśmy kolonii – to my mamy być kolonią! Nie daj się ogłupić kawalerką 27 m², gdy Dolny Śląsk ma tysiące hektarów wolnej ziemi!
Masz głos – użyj go! Weź swój długopis. Zagłosuj sercem – za Polską, nie za kolchozem UE .Lądek-Zdrój – bądź świadomy, bądź dumny, bądź wolny!
Bądź Polakiem!
Weź długopis, zagłosuj sercem dla Polski, nie dla brukselskiego kolchozu.
Nie bądź bierny – to nasz czas!
Nie oddajmy Polski w ręce układu UE!
To nie są zwykłe wybory – to bitwa o suwerenność.
Według ogólnopolskich danych mediana wynagrodzenia prezesa zarządu wynosi 19 820 zł brutto miesięcznie. Co drugi prezes mieści się w widełkach od 12 110 do 32 000 zł. Co czwarty najlepiej opłacany przekracza nawet 32 tys. zł.
A jak to wygląda lokalnie? Po kątach mówi się, że prezes jednej z lokalnych spółek – nazwijmy go "Luk" – zarabia około 30 tysięcy złotych miesięcznie. Skąd ta kwota? Oficjalnie nikt tego nie potwierdził, ale też nikt nie zaprzecza, co – jak wiadomo – często mówi więcej niż słowa.
Są też inne głosy: według niektórych, również z kręgu samego zainteresowanego, pensja oficjalna to 15 tys. zł, a druga połowa – kolejne 15 tys. – ma być wypłacana "pod stołem". Nie brakuje opinii, że właśnie po to powołuje się spółki i rady nadzorcze: by obejść ograniczenia i stworzyć mechanizmy "legalnego wypłacania nieoficjalnych wynagrodzeń".
Czy to patologia? Być może. Czy to wyjątek? W opinii wielu – takie praktyki mogą dotyczyć nawet 90% podobnych przypadków.
Jak można mieć drugi stopień wykształcenia, zarabiać 30 tysięcy miesięcznie i nadal nie rozumieć, że trawy nie kosi się po deszczu, tylko wtedy, gdy jest sucha? A jednak ekipa LUK w Lądku-Zdroju pod rządami „prezesa” właśnie tak działa — bezmyślnie, byle odhaczyć.
Na Osiedlu Słonecznym znów w ruch poszły kosiarki zaraz po opadach. Efekt? Rozjeżdżone błoto, zmarnowana robota, a mieszkańcy patrzą z niedowierzaniem. Jakie trzeba mieć kompetencje, by podejmować tak tępe decyzje?
Panie prezesie, głowa służy nie tylko do noszenia kapelusza.
Zbliżają się wybory. Politycy znowu gadają o „uczciwości”, „demokracji” i „nowym początku”. Tylko że wszystko to jedno wielkie oszustwo, jeśli nie zaczniemy od prawdy. A prawda jest taka, że zdrada zaczęła się od Bolka. Od Wałęsy. Od podpisanych papierów z SB, brania pieniędzy i donoszenia na kolegów. I to już nie teoria – sąd uznał, że prof. Cenckiewicz miał rację. Kwity są autentyczne.
Tylko co z tego, skoro ten sam Bolek nadal lansuje się jako bohater? Szczególnie upodobał sobie Lądek-Zdrój. Bywał tu często, bo… chyba dobrze się tu czuł. Może dlatego, że wielu mieszkańców rozumiało go aż za dobrze. Bo też donosili. Też coś dostali w zamian – mieszkanie, willę, spokój.
Ja mieszkam tu krótko, ale wiem o ludziach więcej niż niejeden, kto tu całe życie. Dlaczego? Bo to oni mi sami opowiadali. Sami donosili – tym razem nie do SB, tylko do mnie. O sąsiadach. Kto kim był, co zrobił, jak się ustawił. Z jakim jadem i ochotą to robili! A przecież nikt ich nie pytał.
To pokazuje, jak głęboko w ludziach siedzi ten PRL-owski nawyk. Donosić, żeby zyskać. Donosić, żeby odwrócić uwagę od siebie. Donosić, żeby nadal trwać w swojej fikcji „porządnego obywatela”.
A Bolek? Prosiłem go raz, drugi – żeby mi chociaż numery totolotka podał, skoro już taki „wybraniec historii”. Ale nie. Kręcił. Jak zawsze. Tak samo kręcił z teczkami, tak samo z prawdą. I dalej kręci Polską.
Dlatego dziś, w czasie wyborów, warto sobie powiedzieć jasno: jeśli nie rozliczymy Bolków, jeśli nie wyciągniemy z szafy teczek i sumienia – to dalej będziemy żyć w kraju donosicieli, tchórzy i udawanej wolności.
A reparacje od Niemiec? Słuszne. Ale najpierw reparacje moralne we własnym domu.
Nawrocki – twarz IPN i polityki historycznej – musi być zniszczony, bo nie wpisuje się w narrację „elity” spod znaku Michnika, Lisa, Środy czy Hartmana. Tych samych, co kiedyś milczeli przy ZOMO, a dziś grają moralne autorytety. Czysta hipokryzja 2.0.
Do tego dochodzi groteska wyborcza: kandydatki typu Magdalena blejat , Blejwas-Blejzyk (czy jak jej tam naprawdę), z nazwiskiem brzmiącym jak parodia Nowaka i Kowalskiego. Zero treści, tylko PR. Nawet jak ktoś daje kasę na cele charytatywne, to i tak źle – bo „nie wyremontowane”.
To wszystko to nowoczesna wersja 13 grudnia – inna forma, ta sama pogarda dla Polski. Czy trafi do tych, co ślepo wierzą w każdy tytuł z Czerskiej? Wątpię.
To nie są zwykłe wybory. To walka o niepodległość. Zdecydujemy, czy Polska będzie nadal suwerenna, czy stanie się landem UE pod dyktando Berlina i ekipy 13 grudnia. z „wicekanclerzem” w tle.
Nie dajmy się zmanipulować! Są sygnały o możliwych fałszerstwach i ingerencji obcych służb. Zabierz swój długopis – i głosuj świadomie!Już dziś słychać niepokojące sygnały: obca ingerencja w wybory, działania służb, możliwe próby unieważnienia głosowania – tak jak to robiono w Rumunii. To nie teoria spiskowa – to ostrzeżenie!
Apel do Polaków z krwi i kości – nie pozwólmy, by rządzili nami ci, którzy służą nie Polsce, lecz obcym interesom.
Wybierzmy Polskę – nie komunę! Polsko, obudź się! To nie są zwykłe wybory – to walka o niepodległość!
Ja pisząc, nikogo nie obrażam, nie hejtuję – w przeciwieństwie do TVN24, Gazety Wyborczej czy Onetu. Brawo Doba! Dziękuję, że redaktor ma wykształcony kręgosłup moralny.
Dziękuję i pozdrawiam redakcję w imieniu wielu czytelników.
(melodia: „Wsiąść do pociągu byle jakiego” — Maryla Rodowicz)
wsiadł do wagonu byle jakiego , bo w 1 klasie nie chcieli jego , anglik i francuz do tego niemiec woleli go w przedziale nie mieć -- wsiadł do wagonu byle jakiego by ważne temat było bez niego, To jednak smutne są takie chwile patrzeć jak Polska zostaje w tyle. Bo wtedy łatwiej, gdy nas nie ma,
na wielkiej scenie – cień i ściema.
To smutne, proszę, są takie chwile,
patrzeć, jak Polska zostaje w tyle.
Gdy inni jadą, załatwiać sprawy —
(melodia: „Wsiąść do pociągu byle jakiego” — Maryla Rodowicz)
wsiadł do wagonu byle jakiego bo w 1 klasie nie chcieli jego , anglik i francuz do tego niemiec woleli go w przedziale niemiec byle jakiego wsiadł do wagony byle jakiego bo wazne temat było bez niego to jednak smutne sa takie chwile patrzeć jak Polska zostaje w tyle Bo przecież łatwiej, gdy nas nie ma,
na wielkiej scenie – cień i ściema.
To smutne, proszę, są takie chwile,
patrzeć, jak Polska zostaje w tyle.
Gdy inni jadą, załatwiać sprawy —
Proszę Państwa,
Ja wiem, że te liczby mogą brzmieć jak z kabaretu. Ale są prawdziwe.
Polska – nasza Ojczyzna – ma 321 696 kilometrów kwadratowych. To 321 miliardów 696 milionów metrów kwadratowych. A teraz skontrastujmy to z 27 metrami kwadratowymi – powierzchnią przeciętnej kawalerki. Kawalerki, która – według księgi wieczystej – stanowi własność znanego kandydata na Prezydenta RP.
27 metrów kontra 321 miliardów.
Ktoś wpisał, ktoś podpisał, notariusz pokiwał głową, sędzia przyklepała. Wszystko zgodnie z prawem. Ale teraz ta mikroskopijna klitka staje się osią całej kampanii wyborczej.
To już nie chichot historii.
To opera mydlana z elementami kabaretu politycznego.
A przecież chodzi o coś znacznie większego. O państwo polskie, o godność, o powagę urzędu, który powinien reprezentować cały Naród – nie tylko własny metraż.
Jak powiedział Donald Tusk – i tu warto się na chwilę zatrzymać:
„500 milionów Europejczyków błaga 300 milionów Amerykanów, żeby chronili ich przed 130 milionami Rosjan.”
Nie dlatego, że Europa jest bezsilna. Ale dlatego, że straciła pewność siebie. Wiarę w to, kim jest i co znaczy.
I dziś my – 38 milionów Polaków – stoimy przed wyborem, w którym kawalerka staje się osią geopolityki.
Mieszkanie widmo.
Majątek, który raz jest, raz go nie ma.
Metraż, który przesłania sens prezydentury.
Jako mieszkaniec gminy Lądek-Zdrój – tak, tej samej, gdzie właśnie spłonął basen (obiecany do odbudowy już nie wiadomo który raz, zawsze w czasie kampanii) – nie mogę się nie zastanawiać:
Czy my wszyscy nie gramy w tragikomedię?
Basen był – spłonął – obiecują odbudowę – i nic się nie dzieje.
Kawalerka była – jest – ale jakby jej nie było.
Prawo niby działa – ale jakby nie działało.
A my?
My jesteśmy tylko publicznością.
Ale uwaga: to nie jest spektakl!
To nie casting do „Tańca z gwiazdami”.
To są wybory prezydenckie.
I nawet jeśli – jak mawiał niechlubny mistrz propagandy – kłamstwo powtórzone trzy razy ma stać się prawdą,
to naszym obowiązkiem jest powtarzać prawdę aż się przebije.
Bo jeśli chcemy, żeby Polska jechała w drugim klasie europejskiego pociągu, a nie w wagonie towarowym,
jeśli chcemy, żeby nasz Prezydent reprezentował godność, a nie przemysł medialny,
jeśli nie chcemy, żeby zasrane kremy, fikcyjne kawalerki i wyjazdy do Kijowa zastępowały realną politykę,
to czas się obudzić.
Czas powiedzieć jasno:
Nie chcemy państwa o powierzchni 321 miliardów metrów kwadratowych, które rządzone jest z 27-metrowej kawalerki.
Nie chcemy prezydenta, który nie potrafi powiedzieć prawdy o swoim własnym majątku.
Nie chcemy polityki opartej na „czyszczeniu kamienic” i „zasranych projektach”.
Chcemy państwa silnego, uczciwego, poważnego.
I to jest wybór, który czeka nas już za trzy dni.
Nie bądźmy tylko widownią.
Rak, Lądek-Zdrój
Docierają do nas informacje o możliwych szkoleniach, które mogą mieć na celu fałszowanie wyników wyborów, jeśli ich rezultat nie będzie zgodny z oczekiwaniami obecnej władzy. Sytuacja przypomina działania z 13 grudnia – może to być próba domknięcia systemu.
Moja gorąca prośba: jeśli chcecie żyć w Polsce niepodległej i suwerennej, przyjdźcie do lokali wyborczych ze swoimi własnymi długopisami!
Zaznaczcie krzyżyk na karcie wyborczej przy kandydacie, którego sami wybierzecie.
To Wasz głos, Wasze prawo i Wasza przyszłość!
Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
Prawie 17 tysięcy ludzi czyta Doba.pl – jeśli choć 40% z nich dotrze do tego tekstu, to już będzie sukces. Piszę dla tych, którzy mają odwagę myśleć samodzielnie i nie dali się ogłupić propagandzie. Nie zamierzam być "dyplomatyczny", bo dziś trzeba mówić wprost.
Amerykański Kongres jasno wskazał: w Polsce pod rządami Donalda Tuska mamy do czynienia z cenzurą i reżimem. To nie są puste słowa – to opinia największego sojusznika Zachodu. A kto tu wykonuje zlecenia? Ludzie pokroju Gadowskiego – "kociątko komunizmu", który nie zna pojęcia dialogu, tylko rozkazy.
To nie jest już dyplomacja – to duplomacja, od słowa... no właśnie. Gdy inni przywódcy Europy siedzą w salonach, reprezentując swój kraj z godnością, nasz rządowy delegat pakuje się do drugiej klasy i nawet nie próbuje bronić polskiej suwerenności.
Koalicja 13 grudnia próbuje uczynić z Polski wasala. Dla wielu z nich to nic nowego – ich przodkowie wiedzieli, jak rządzić koloniami. Teraz próbują narzucić to Polakom.
Ale Polska nigdy nie była i nie będzie niczyim sługą! Nie pozwólmy, by ktoś, kto nie potrafi nawet odmówić kieliszka, dyktował nam, gdzie mamy siedzieć i co robić. Dla niego może się to kończyć obieraniem kartofli w wagonie – i to dla niemieckiej sałatki ziemniaczanej!
POLACY – w wyborach prezydenckich głosujmy na Polaka z krwi i kości, a nie na "dupiarzy z Czajki" ani na córki starego systemu!
Nie głosujmy na kobiety z rodowodem komunistycznym! Senyszyn, Biejat i im podobne nie reprezentują nowoczesnej Polski. To kontynuatorki starego układu – systemu, który nas zdradził i uciskał.
Dość komuny w nowym opakowaniu!
– rak
A prawda wygląda tak: Karol Nawrocki, będąc w USA i rozmawiając w Gabinecie Owalnym, doprowadził do przywrócenia możliwości wysyłania nowoczesnych technologii do Polski, w tym chipów, które wcześniej były zablokowane. Departament Stanu USA to potwierdza. Ale reżim 13 grudnia – ten sam, który dziś rządzi – mówi swoim „dzieciom” coś zupełnie odwrotnego. Kłamie i łże jak pies!
A co załatwił Tusk i jego reżim 13 grudnia? Chipsy z kartofli. Sam się chwali, że świetnie je obiera. Wpłynął za to skutecznie na decyzję UE, by zakazać technologii jak sie przykreca na stale nakretki w butelkach – i to jest ich „wielki sukces”!
Ta decyzja tak wstrząsnęła Trumpem, że popadł w depresję – bo widzi, jak Ameryka przegrywa, a Europa brnie w absurd!
„Raz się skurwisz – ****** zostaniesz.”
I to pasuje jak ulał – zarówno do tej medialnej arcykapłanki, jak i do obecnego premiera.Donald Tusk? Człowiek, który potrafił obrażać przyszłego prezydenta USA, teraz kpi z prezydenta-elekta Rumunii. Kim trzeba być, by z taką butą i pogardą mówić o państwach, które są naszymi sojusznikami? Władza, która gardzi własnym narodem, gardzi historią Polski i wyśmiewa wszystko, co dla nas ważne.A przecież Tusk sam przyznał, że ojciec go bił. Może po głowie, bo sądząc po jego decyzjach i narracji – oleju tam nie za dużo. Został mu tylko worek kartofli do obierania – może i symbolicznie.Arcykapłanka TVP? To ta sama, która dumna jest z rodzinnych powiązań z pułkownikiem SNAF-em, odpowiedzialnym za zbrodnie w Obławie Augustowskiej – mordzie na polskich patriotach. Takie dziedzictwo zobowiązuje? Może do pogardy dla Polski?Proszę dodać – i niech to wybrzmi mocno: skąd się to wszystko bierze? Ano stąd, że najechali na tankietkach piękną ziemię polskich Piastów i osadzili tu swoją agenturę. To oni spłodzili nam ubeków, sbeckich dygnitarzy, aparatczyków wiernych Moskwie – ludzi, którzy nienawidzili Polski i wszystko, co polskie. To oni wychowali kolejne pokolenia cynicznych propagandzistów, którzy dziś dominują w mediach, zwłaszcza w TVN24. Trudno się dziwić, że dziś głośno domagają się legalizacji aborcji – skoro już wcześniej robili wszystko, by wyplenić patriotyzm, tradycję i polską duszę. Tylko że teraz robią to w garniturach, z uśmiechem na ustach i unijną flagą w tle.I oni mają czelność mówić o „normalności”, gdy dla nich Polska jest „nienormalna”?Niech patriotyczna Polska w końcu się obudzi. Nie dajmy się ogłupić TVN-om, Onetom i medialnym manipulatorom. To nie jest czas na miękkie słowa. To jest czas, by mówić prawdę – twardo i głośno.Bo jeśli nie teraz, to kiedy?
I jeśli nie my, to kto?GŁOSUJ NA POLSKĘ – NIE NA UE, NIE NA EUROKOŁCHOZ, NIE NA NIEMCA!
Ballada o kawalerce 27 m² i kampanii prezydenckiej
W kampanii, gdzie święte są tylko slogany,
A obietnic pełno – jak grzybów po bani,
Wystąpił bohater – bez willi, bez fury,
Za to z kawalerką... wśród miejskiej chmury.
Dwudziestka siedem metrów – to jego twierdza,
Kafelki z PRL-u, sąsiadka – nędza.
Lecz w ręku transparent, a w sercu nadzieja:
„Z tej klitki zawładnę ja całym Księżycem... stanę się za to bogaty!”
„Kto kawalerką w kampanii wojuje,
Ten od kawalerki też kiedyś zginie!” –
Krzyknął, gdy przeciek znów z sufitu spłynie,
A sąsiad zza ściany szlocha w łazience.
A tymczasem... Bodnar milczy jak mur,
Choć księga wieczysta ma inny nurt.
Tam stoi jak wół – nie domek z piernika,
Lecz mieszkanie, co w oczy nie tyka.
Druga osoba w państwie – też skromność wciela:
Rudera za pięćset, lecz widok z osiedla!
A posłom to rośnie – nie tylko poparcie:
Cztery, dziesięć, piętnaście! Mieszkań (i wszystkie na karcie).
Na Marszałkowskiej – sześćdziesiąt sześć!
Eksmisja w planach, „by mogło się sprzedać”, heeeej!
Deweloper czeka, już liczy w kajecie,
A lokator płacze gdzieś w żałosnym swetrze.
„Koalicja 13 grudnia” – fani w ekstazie,
Choć historia ta raczej nie mieści się w bazie.
Bo zamiast wizji i planu dla kraju,
Jest kawalerka – i szum w Internecie – na haju.
I tak to się kręci, ballada się toczy,
Lecz może, kto wie – w tym metrażu ciasnym,
Tkwi więcej uczciwości niż w pałacu własnym?
A teraz apel ważny jak lato gorące –
Niech ktoś z Doba.pl chwyta gitarę – niech dźwięki popłyną!
Muzyka do tej ballady? Hit na wakacje gwarantowany!
Z kawalerką, polityką i refrenem z sufitu – będzie śpiewać cała ulica!
Zostałem niedawno „wywołany do tablicy” – całkiem serio. Dostałem anonimową wiadomość, z której wynika, że jednak ktoś mnie czyta. Treść? W skrócie: „skoro jesteś taki mądry, to czemu nie startujesz na burmistrza?”. Domyślam się nawet, kto to napisał.
Odpowiem więc – publicznie, bo anonimów nie uznaję, a od czasów smoczka jestem osobą czytelną. I chyba właśnie za to mnie wielu ceni.
Napiszę nieskromnie: nie stać gminy Lądek-Zdrój na to, żebym kandydował. Serio.
Po drugie – ja już swoje w życiu zrobiłem. To, co miałem „ugrać” – ugrałem. Dziś zbieram z tego kupony: zwiedzam Polskę, świat, oddycham pełną piersią.
Po trzecie – nie radziłbym ryzykować. Bo jakbym serio wszedł do gry, to połowa urzędników i tych, co siedzą na garnuszku gminy z naszych podatków, musiałaby zacząć szukać pracy gdzie indziej.
Podam przykład z trochę innej ligi – Nowy Jork. 10 milionów mieszkańców. 50 radnych. 1 burmistrz. 5 okręgów wyborczych – jak w naszej gminie.
A my? 7 tysięcy mieszkańców, 15 radnych, 1 burmistrz i około 40 urzędników w urzędzie. Według mojej oceny – wypas.
Niech każdy sobie sam odpowie, czy to proporcjonalne.
Z poważaniem –
Rak
Śledzę świat polityki z tą samą pasją, z jaką przez lata grałem w tenisa czy jeździłem na rowerze górskim. I choć dziś patrzę na świat może z większym dystansem, jedno widzę wyraźnie: polityka – jak sport czy biznes – opiera się na sprycie. Po prostu: kto ma oczy zdrowe, ten wygra krowę, a kto ma oczy z korka – ten płaci jak z worka.
Patrzę więc na politykę celną Donalda Trumpa – twardą, bezpardonową, wręcz brutalną. I… rozumiem go. Bo światowy biznes działa właśnie tak: twarde reguły gry, walka o swoje interesy, bez sentymentów. Ameryka nie rozdaje prezentów. Nawet Europa już powoli przestaje wierzyć w bajki o darmowym obiedzie.
Tymczasem nasz Donald – ten z Kaszub, a nie z Manhattanu – jakby nie rozumiał, o co toczy się gra. Zamiast łączyć Europę i USA, największe sojusze XXI wieku, próbuje skłócać, burzyć, dzielić. Po co? Dla kogo? Czy naprawdę wierzy, że z Niemcami w kieszeni można budować przyszłość Polski?
A może to po prostu wykonuje zlecenia – ot, po wizycie w Kijowie dostał polecenie od niemieckiego kanclerza:
„Donald, do wagonu marsz! W przedziale wiaderko ziemniaków. Obierz je na obiad – tak jak umiesz najlepiej. Widzieliśmy filmik, potrafisz. A przy okazji zrób naszą ulubioną kartofelsalaten.”
I wiecie co? W tym akurat jest naprawdę dobry.
Bo niestety – geopolityka to nie obieranie ziemniaków. To gra, w której trzeba mieć oczy szeroko otwarte. A nie z korka.
Rak
Od lat mam duszę sportowca. Jako amator z zamiłowaniem uprawiam tenis, wcześniej narciarstwo, rower górski. Choć nie gram o puchary, zasady są te same jak w profesjonalnym sporcie: wchodzisz na kort po to, by wygrać. Nawet jeśli po drugiej stronie siatki stoi Serena Williams, Roger Federer, Rafael Nadal czy – dziś – moja ulubienica Iga Świątek.
Wiem, co znaczy walka. Wiem, co to znaczy się nie poddawać. Ale wiem też, że walka musi być fair. I właśnie to mnie zawsze w sporcie pociągało – szacunek do przeciwnika, do gry, do zasad.
Dlatego z niemałym uśmiechem oglądałem ostatnią debatę polityczną. Okazało się, że jeden z kandydatów – przez niektórych nazwany większym zagrożeniem niż cała „reprywatyzacyjna mafia” w Warszawie – wyszedł na ten polityczny kort kompletnie bez przygotowania. Nie wiedział, co to return, co to lob, a słowny passing shot przyszedł z drugiej strony szybciej, niż zdążył unieść rakietę.
I co tu dużo mówić – został ograny.
Sport nauczył mnie jednego: albo grasz, albo siadasz na trybunach. I jeśli już stajesz do rywalizacji – niezależnie, czy na korcie, stoku czy scenie politycznej – warto wiedzieć, z czym się gra. Bo inaczej zamiast wygrać seta, można szybko dostać return loba prosto w linię.--pozdrawiam
Rak
Chińskie przysłowie mówi: „Jeśli nie podróżujesz, nie znasz wartości człowieka”. Podróże kształcą — tak samo jak czytanie książek. Niestety, patrząc na moją gminę, Lądek-Zdrój, ogarnia mnie smutek. Według danych z Wikipedii (2019 rok), aż 33 % mieszkańców ma tylko podstawowe wykształcenie. I to właśnie takimi ludźmi najłatwiej manipulować.
Ratusz obiecuje im gruszki na wierzbie — czasem wręcza metaforyczne „landrynki”, a innym razem „czekoladki z lukrem”, które w rzeczywistości nic nie znaczą. Kto jest najbardziej podatny na takie sztuczki? Niestety, osoby o słabszym wykształceniu i mniejszej świadomości społecznej.
Kiedyś pisałem inaczej — starałem się trafiać „pod każdą strzechę”. Ale po latach życia tutaj dochodzę do wniosku, że to się nie udaje. Dlatego dziś kieruję swoje słowa do mieszkańców o wyższym poziomie wiedzy i inteligencji. Może to właśnie oni będą w stanie dostrzec prawdę i coś zmienić.
Myślę — może się mylę — że czyta to wielu. Ten post na doba.pl ma już ponad 15 500 wyświetleń. Do ilu osób naprawdę trafi? Czas pokaże.
Sam prowadziłem kilka biznesów we Wrocławiu, więc wiem doskonale, jak wygląda zarządzanie – i ile kosztuje każda pomyłka. Dlatego z ludźmi, którzy prowadzili lub nadal prowadzą własne firmy, rozumiem się bez słów. Bo gmina – tak, Lądek-Zdrój – to też forma przedsiębiorstwa. A tu trzeba liczyć każdą złotówkę, jakby się ją wyjmowało z własnego portfela.
A co mamy? Od lat na czele samorządu stoją ludzie bez realnego przygotowania. Nauczyciele, technicy od budowy traktorów, radni, którzy nie mają nawet własnego mieszkania. Spłacają kredyty dietami, a przez jedną kadencję uzbierają ponad 160 tysięcy złotych. I tak się toczy ten teatr pozorów.
Obecny burmistrz? Dobry mówca – przyznaję. Ale to za mało. Miękki, uległy, bez charakteru. Zwłaszcza wobec starego układu, który jego poprzednik chociaż próbował rozbić. I za to należała mu się chwała. Bo przynajmniej próbował. A dziś? Wszystko wraca jak bumerang. Burmistrz zabrał ze sobą do urzędu osobę, która przez lata przegrywała każde wybory. Ludzie jej po prostu nie chcieli – i to było jasne. Ale sprytnie weszła „na plecach” nowego włodarza. Układ wrócił. Aż odrzuca. Fuj.
Ten, kto nie potrafi ułożyć sobie własnego życia – panna, rozwody, życiowy chaos – chce teraz nam układać gminę? Nam, którzy mamy normalne rodziny, ciężką pracą i wykształceniem doszliśmy do tego, co mamy?
Ale jest promyk nadziei. Zmieniły się przepisy. Teraz dużo łatwiej zorganizować referendum. I to może być realne zagrożenie dla burmistrza. Bo coś się dzieje. Ludzie zaczynają mówić: dość. I to już nie są tylko rozmowy przy kawie – tu naprawdę „coś się szykuje”. Nie będzie już „to tamto”.
I jeszcze jedno – bo przecież to wszystko nie dzieje się w próżni. Patrzę na świat i widzę, że są tacy, którzy potrafią działać. Czytam: „USA zebrały w kwietniu rekordowe 16,3 miliarda dolarów z ceł. Od początku roku – już ponad 63 miliardy. Nadwyżka fiskalna wzrosła o 23 proc.” – informuje CNBC. I kto za tym stoi? Donald Trump. Ten sam, którego europejskie elity od latte i multikulti tak lubią wyśmiewać.
A on po prostu zrobił to, co powinien zrobić polityk: zadbał o interes swojego kraju. Bez pytania Berlina i Brukseli. Nałożył cła, chronił przemysł, zmusił Chin do ustępstw. Efekt? USA zbierają żniwa. A my?
My, jak zawsze, jesteśmy jak ten pętak od ziemniaków, który uczy drugiego, jak szybciej i ciszej obierać, żeby tylko Niemiec się nie zdenerwował. Żeby nie było przykro w Bundestagu. Żeby nie wstrzymali eurodotacji.
A przecież państwo – podobnie jak gmina – to nie organizacja charytatywna. To nie jest NGO. To narzędzie, które ma służyć swoim obywatelom. Cła, podatki, dotacje – to nie są brzydkie słowa. To są środki, z których inni korzystają, a my boimy się wyjąć je z szuflady.
Trump zrobił swoje. Amerykański fiskus liczy dolary. A my? My siedzimy przy stole bez noża i widelca, za to z niemiecką instrukcją obierania ziemniaków.
Siedzę, patrzę i czytam: "USA zebrały w kwietniu rekordowe 16,3 miliarda dolarów z ceł. Od początku roku już ponad 63 miliardy. Nadwyżka fiskalna skoczyła o 23 proc." – podaje CNBC. Kto za tym stoi? Ten sam „szalony Trump”, którego tak lubią wyśmiewać europejskie elity spod znaku latte i multikulti.
A przecież to właśnie on, nie czekając na zgodę Berlina czy Brukseli, po prostu zrobił to, co polityk powinien robić – zadbał o interes własnego kraju. Nałożył cła, chronił amerykański przemysł, zmusił Chińczyków do gry według nowych zasad. I co? USA zbierają żniwa. A u nas?
U nas, jak zwykle – pętak od ziemniaków poucza drugiego, jak obierać szybciej i ciszej. Bo przecież najważniejsze, żeby Niemiec się nie zdenerwował. Bo może nas nie pochwali w Bundestagu, albo nie da zgody na nową pulę eurodotacji. I tak sobie brniemy – zgięci, ulegli, ślepi.
Tylko kiedy my się w końcu nauczymy? Że państwo to nie NGO, tylko mechanizm, który ma służyć własnym obywatelom. Że cła, podatki, dotacje – to nie są brzydkie słowa, tylko narzędzia, które inni potrafią wykorzystać, a my wciąż boimy się wyjąć z szuflady.
Trump zrobił swoje, fiskus amerykański liczy dolary, a my? My znów siedzimy przy stole bez noża i widelca, ale za to z instrukcją, jak obierać ziemniaki według niemieckiego regulaminu.
Donald pojechał do Kijowa drugą klasą – może i na gapę, ale za to z całą powagą człowieka, który ratuje świat… przez selfie. Wagon pełen PR-u, a bilet chyba z drukarki sztabu wyborczego. Jeszcze chwila i dowiemy się, że jechał na stojąco z różańcem w ręku i kabanosem w kieszeni.
A na koniec – scena jak z kabaretu. Kanclerze Niemiec i Francji już zbierają się do odjazdu, poważni, skupieni. I nagle Friedrich Merz odwraca się do Donalda, macha ręką i mówi z lekkim politowaniem:
– Donadl, idź już. Tam masz wiaderko ziemniaków – obierz je na obiad. Bo choć w polityce średnio, to w obieraniu rzeczywistości z resztek prawdy jesteś naprawdę dobry.
Tyle zostało z wielkiej misji – druga klasa, pierwsza poza i zero konkretów.
A u nas w Lądku? Ziemniaki chociaż prawdziwe.
Chciałbym pozostawić Państwa z przesłaniem – prostym, szczerym i ponad podziałami. Posłużę się tu fragmentem utworu zespołu Metallica „Nothing Else Matters” – „Nic innego się nie liczy” – bo te słowa, mimo że pochodzą z innego świata, doskonale oddają to, co najważniejsze:
„Tak blisko, bez względu na to, jak daleko.
Nie mogło pochodzić bardziej z serca.
Na zawsze ufając temu, kim jesteśmy.
I nic innego się nie liczy.
Otwarty umysł na inne spojrzenie.
I nic innego się nie liczy.”
Nie obchodziło mnie nigdy, co „oni” mówią. Nie zależało mi na tym, co „oni” wiedzą.
Ale wiem jedno – miłość do własnej Ojczyzny powinna być naturalnym uczuciem każdego z nas. Bo Polska to nasz dom, nasza historia, nasza tożsamość. Urodziłem się tutaj, więc to tutaj bije moje serce. Nie w żadnym „kolchozie z Brukseli”, nie w wydumanym „państwie europejskim”, które istnieje tylko w dokumentach i hasłach.
Nie ma kraju takiego jak „Europa”. Jest Polska – i pytanie nie brzmi dziś: czyją będzie Polska?
Ale bardziej dramatycznie: czy w ogóle będzie jeszcze Polska – suwerenna, niezależna, wolna?
Zacytuję tu śp. premiera Jana Olszewskiego:
„Czyja będzie Polska?”
Na odpowiedź nie będziemy długo czekać. Już 18 maja każdy z nas zadecyduje, w jakim kraju będą żyły nasze dzieci i wnuki.
Z szacunkiem – dla każdego, nawet dla tych, którzy dziś myślą inaczej – https://www.youtube.com/watch?v=rsW16cMq
D04
Rak
Na debacie Hołownia mówił o odbudowie Ukrainy i kontraktach dla Polski. I słusznie, bo temat ważny, pieniądze ogromne. Ale ja mam swoje przeczucie: główne interesy zrobią Niemcy i Francuzi. A Polacy?
Polki – bo przecież to one są "najlepsze w sprzątaniu", jak dobrze wiedzą Niemcy – znów dostaną etat przy oknach, toaletach i szparagach. I pewnie znowu powiemy: „lepsze to niż nic”. Taki to będzie nasz „udział” w wielkiej odbudowie.
Zwracam się do Państwa za pośrednictwem portalu Doba.pl, ponieważ wiem, że władze Gminy Lądek śledzą Państwa serwis równie uważnie jak „Gazetę Wyborczą” czy inne poczytne dzienniki. Pragnę poinformować, że jeżeli – zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami – odbędzie się spotkanie z mieszkańcami (np. w Inkubatorze Przedsiębiorczości), z przyjemnością wezmę w nim udział i zadam kilka pytań, na które odpowiedzi od dawna oczekują liczni mieszkańcy naszej gminy.
Chciałbym zaznaczyć, że moje pytania nie będą pytaniami „na pokaz” czy „dla świętego spokoju” – będą to konkretne, rzeczowe kwestie, istotne dla przyszłości Lądka i jego mieszkańców. W imieniu wielu z nas liczę na bezpośrednią, merytoryczną wymianę zdań z władzami gminy.
Jednocześnie informuję, że nie planuję uczestniczyć w kolejnej sesji Rady Miejskiej, ponieważ dotychczasowym obradom brakowało głębszego przygotowania merytorycznego, a podejmowane tam decyzje rzadko służyły dobru wspólnemu. Siedząc na widowni sesji, czułem się niczym na „tureckim kazaniu” i nie zamierzam być traktowany jak intruz. W związku z tym zachęcam Burmistrza oraz radnych do organizowania regularnych, otwartych spotkań z mieszkańcami – zanim stracimy resztki cierpliwości.
Na koniec pragnę przypomnieć, że fala referendów samorządowych ruszyła już w całej Polsce – po udanym głosowaniu w Zabrzu mieszkańcy wielu miast i gmin coraz odważniej sięgają po to demokratyczne narzędzie. W Lądku-Zdroju również dojrzewa nastroje niezadowolenia i jeżeli nie dojdzie do realnej poprawy komunikacji oraz jakości decyzji władz, lokalne referendum może stać się jedynym wyjściem.
Z wyrazami szacunku,
Mieszkaniec Gminy Lądek
Przed nami być może przedostatnia debata kandydatów na prezydenta. Wiadomo, że organizuje ją TVP – telewizja, której „obiektywność” jest, delikatnie mówiąc, problematyczna. Ale to nie usprawiedliwia unikania konfrontacji. Kandydaci – czy to Karol Nawrocki, czy inni – nie mogą się bać. Jeśli chcą rządzić Polską, muszą potrafić się bić, nawet na cudzym boisku.
To nie jest zabawa, tylko wybory prezydenckie. A skoro tak, każdy z nich powinien spokojnie i skutecznie "rozjechać" Trzaskowskiego – polityka, który do tej pory nie zasłynął niczym szczególnym poza PR-em i wpadkami w Warszawie.
Czym się może pochwalić? Zasikanym Bałtykiem? Ewakuacją lokatorów z Marszałkowskiej pod pretekstem remontu, tylko po to, żeby sprzedać kamienicę deweloperowi? To nie są sukcesy, to symbole polityki „ładnie wygląda, ale ludzi ma się gdzieś”.
I dlatego nie dajcie się nabrać na jego hasła. Cała Polska na Rafa? A on wam z Tuskiem zrobi wała! Bo to jego bajka: bonżur i zalewajka. Ładnie się kłania, dużo obiecuje, ale jak przyjdzie co do czego – zostaje tylko puste hasło i kolejna ustawka. A Polska zasługuje na coś więcej niż marketing i miękkość.
Z wiarygodnego źródła — od przewodniczącego Rady — dowiedziałem się, że pan Z.P., będący niegdyś inicjatorem Festiwalu Filmów Górskich „Paradoks”, grozi dziś, że może ten festiwal „zabrać”, ponieważ uważa go za swoją prywatną własność. Rzekomo przekazał go panu Sokołowskiemu.
Tymczasem przypominam, że owszem — pan Z.P. był pomysłodawcą tego festiwalu i należy mu się za to uznanie. Jednak w czasie, gdy festiwal powstawał, pełnił funkcję wiceburmistrza Gminy Lądek-Zdrój i działał jako urzędnik opłacany z publicznych środków. Festiwal został więc stworzony w ramach jego obowiązków zawodowych, a nie jako inicjatywa prywatna.
Z tego jasno wynika, że właścicielem festiwalu jest Gmina Lądek-Zdrój.
Jeśli pan Z.P. uważa inaczej — niech wystąpi na drogę sądową przeciwko gminie. Mam jednak nadzieję, że sądy będą kierować się sprawiedliwością, a nie interesami partyjnymi. Ja sam nie zamierzam bronić nikogo tylko dlatego, że jest z „naszej strony”. Nie popieram zawłaszczania wspólnego dorobku. Nie uznaję też tzw. doktryny Neumanna, według której swoich trzeba bronić za wszelką cenę – niezależnie od prawdy i uczciwości.
Presja działa — i to widać. Może władza poczuła na karku oddech referendum, bo coś się zaczyna dziać. Nagle coś się rusza w rynku, jakieś ruchy, działania. Tyle że, jak to w Lądku bywa od lat, najłatwiej jest stworzyć ładny obrazek. A papier, jak wiadomo, wszystko zniesie.
Nie mam zamiaru nikogo głaskać po głowie: ta ekipa nie zrealizuje nawet 10% tego, co obiecywała. Brakuje im konkretu, charakteru i ludzi z jajami. Nie mają wizji, nie mają charyzmy. Ale mimo wszystko — trzeba ich cisnąć. Twardo i bez taryfy ulgowej.
I jeśli kiedyś naprawdę coś się zmieni — nie na pokaz, tylko realnie — to jako mieszkaniec, który od początku mówił głośno o słabościach tej władzy, pierwszy pójdę z gratulacjami. Serio. Bo nie chodzi o to, kto rządzi, tylko żeby wreszcie zaczęło się coś zmieniać na lepsze. Tego sobie i wszystkim mieszkańcom życzę.
Pozdrawiam.
Z przykrością muszę stwierdzić, że mimo wysokich wynagrodzeń – prezes z pensją ponad 30 tysięcy złotych miesięcznie, a członkowie rady nadzorczej po 20 tysięcy – mieszkańcy naszego osiedla nie widzą żadnej poprawy w jakości podstawowych usług komunalnych.
Trawa rośnie po kolana, chodniki są brudne, a miejsca publiczne pozostawione są same sobie. To nie jest kwestia powodzi ani nadzwyczajnych okoliczności – to codzienne zaniedbanie.
Mam pytanie: czy za takie pieniądze naprawdę można mieć "bielmo na oczach"? Czy raczej po prostu ignoruje się potrzeby mieszkańców?
Nie oczekujemy, że mieszkańcy wezmą sprawy w swoje ręce i zaczną kosić trawniki czy sprzątać ulice. To jest obowiązek gminy i spółek, które za to odpowiadają – i które my, podatnicy, utrzymujemy.
Apeluję zwłaszcza do członków rady nadzorczej: może czas oderwać się od stołków i zobaczyć, jak naprawdę wygląda nasza okolica. Może pora przestać kierować się korzeniem kapusty, a zacząć działać – rzetelnie i na trzeźwo.
A na koniec przypomnienie – po udanym referendum w Zabrzu zegar już tyka. I tutaj, w tej gminie, zaczyna być coraz bardziej słyszalny.
Z poważaniem,
[mieszkaniec/mieszkanka Lądka-Zdroju]
Kiedyś wystarczył bukiet kwiatów, żeby poklepać po ramieniu i pokazać, że „wszystko gra”. Ale co, jeśli za tymi kwiatami kryje się coś zupełnie innego?
Zgłosiłem się z postem dotyczącym rozwoju naszej gminy. Konkretny temat, konkretne pytania. Bez hejtu, bez jadu — tylko refleksja. Najpierw pochwały, potem... cisza i szybkie kasowanie. Bo niewygodne? Bo burzy obrazek sielanki?
Tak właśnie stało się na stronie Lądek Ładczek Łondunio na Facebooku. Najpierw zachwyt i wiadomości prywatne, że "och" i "ach", a gdy tylko zamieściłem tam wpis z konkretną treścią – został usunięty. Bez słowa.
Nie można jednocześnie mówić o walce o dobro wspólne i bać się innego zdania. Nie można być „za”, a nawet „przeciw” – jak u Mrożka. Mieszkańcy Lądka-Zdroju to nie dzieci do częstowania cukierkiem, a dorośli ludzie, którzy zasługują na uczciwą debatę, nie pozory.
Prawda czasem uwiera, ale zamiatanie jej pod dywan jeszcze nikomu nie pomogło. Dopóki będziemy się sprzedawać za święty spokój, dopóty w Lądku będzie tak, jak jest. Czyli jak w „Konopielce” — niby śmiesznie, a jednak smutno.
Szanowny Panie Burmistrzu,
W Zabrzu odbyło się niedawno referendum, a próg frekwencyjny został obniżony, co oznacza, że w przyszłości podobne inicjatywy mogą zakończyć się sukcesem. To wyraźny sygnał, że mieszkańcy potrafią upomnieć się o swoje prawa, gdy czują się lekceważeni.
Proszę potraktować to jako poważne ostrzeżenie i wezwać się wreszcie do solidnej pracy. Minął już rok od objęcia przez Pana urzędu, a wiele nawet drobnych spraw wciąż pozostaje nierozwiązanych.
Przykłady?
Samoch
ody wciąż parkują na rynku – nawet na zakazach – i nikt z tym nic nie robi.
Most po powodzi w Złotym Stoku wygląda jak po kataklizmie – przez 8 miesięcy nic się tam nie zmieniło, a przejazd przez niego to wyzwanie.
Infrastruktura drogowa i codzienne problemy mieszkańców są ignorowane, mimo że można by je rozwiązać "na pstryknięcie palcem".
Panie Burmistrzu, mam wrażenie – i nie tylko ja – że jest Pan jedynie "słupem", a prawdziwą władzę sprawuje wiceburmistrz. Ten sam, który był w urzędzie przez ponad 30 lat, dwukrotnie przegrał wybory z poprzednim burmistrzem i który – jak pamiętają mieszkańcy – nie cieszy się ich zaufaniem. A jednak z jakiegoś powodu pozwala mu Pan kierować miastem zza kulis.
Owszem, potrafi Pan ładnie mówić – to fakt. Ale równie dobrze bajeruje Pan ludzi. A gdzie są obietnice wyborcze? Gdzie realne działania?
Referendum w Zabrzu to dla Pana żółta, a nawet migająca czerwona lampka. Proszę nie ignorować nastrojów społecznych – czas rozliczeń może nadejść szybciej, niż się Panu wydaje.
Na koniec dodam: nie ukrywam się. Wielu mieszkańców wie, kim jest "Rak", choć na portalu Doba.pl obowiązują zasady anonimowości i każdy występuje pod nickiem – dlatego i ja się nie "wychylam". Ale mam odwagę mówić wprost.
W przeciwieństwie do niektórych radnych, którzy najchętniej zamknęliby usta każdemu, kto krytykuje władzę.
Dobrze, że istnieje jeszcze wolne medium, jakim jest Doba.pl – tu można powiedzieć prawdę bez cenzury.
Z poważaniem,
Rak – mieszkaniec Lądka-Zdroju
Rzecznik rządu Paweł Wroński tłumaczył, że wizytę organizowała strona ukraińska, a o osobnych przejazdach zadecydowały „pewnie kwestie bezpieczeństwa”. Ale nasuwa się pytanie – czy Donald Tusk jest ważniejszy od liderów Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, że nie mógł jechać z nimi jednym pociągiem?
A może to oni nie chcieli dzielić przedziału z człowiekiem, który dorobił się miana „szatniarza Europy”, po tym jak kiedyś w Brukseli podał marynarkę Jean-Claude’owi Junckerowi – temu samemu, którego nazwisko wielu Polakom kojarzy się bardziej z „bojlerem na wodę” niż z powagą europejskiej polityki.
Dziś Donald Tusk nie reprezentuje interesów Polski – wygląda na to, że jego głównym zadaniem jest wykonywanie rozkazów tych, którzy domagają się od nas przyjmowania nielegalnych imigrantów. Bo przecież „wszędzie gwałcą, tylko nie w Polsce” – taki przekaz próbuje się teraz lansować, by uzasadnić przymusową relokację migrantów i przekonać społeczeństwo, że „samotne kobiety w Europie” tego właśnie oczekują.
Cała ta narracja to próba zrzucenia winy na PiS – wmawia się ludziom, że przez PiS Polska to „ciemnogród”. Tymczasem to właśnie PiS przez lata chronił Polskę przed tym szaleństwem i prowadził suwerenną, twardą politykę migracyjną.
Dziękuję wszystkim Czytelnikom portalu Doba.pl za uwagę i zainteresowanie moimi publikacjami. Uważam, że Doba.pl to dziś jedno z nielicznych miejsc w polskim internecie, gdzie jeszcze można swobodnie wyrażać swoje poglądy – bez cenzury, bez ingerencji w treść, bez narzucania narracji. To prawdziwy przykład wolnych mediów – a przecież właśnie o to chodzi w demokracji: by każdy mógł się wypowiedzieć, niezależnie od poglądów czy pozycji społecznej.
Kończąc moje rozważania na temat mieszkań i majątków polityków, pozostawiam ocenę Państwu, Czytelnikom. Przykładów jest wiele:
Poseł Robert Kropiwnicki (PO) – 12 mieszkań.
„Szynszyl” – 6 mieszkań.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia – działka o powierzchni ponad 15 000 m², z ruderą wycenioną na 900000 złotych.
Rodzina Myrchów – domy, mieszkania i dalsze korzyści z kancelarii oraz pracy w Sejmie.
Minister Bodnar – mieszkanie wpisane w księdze wieczystej o wartości ponad 2 miliony złotych.
To tylko wierzchołek góry lodowej. Taki obraz naszych elit musi budzić refleksję. Czy takie osoby mogą dziś wiarygodnie reprezentować zwykłych obywateli?
W tym kontekście warto przypomnieć, że data 13 grudnia, wybrana przez obecną koalicję na dzień rozpoczęcia rządów, jest dla wielu symbolem zniewolenia – to przecież rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Czy naprawdę chcemy wracać do czasów, w których „władza wie lepiej”?
Dlatego apeluję: 18 maja wybierajmy sercem Polaka, a nie sercem „Europejczyka” – bo nie istnieje coś takiego jak państwo „Europa”. To fikcja, która służy często jako zasłona dymna dla współczesnej targowicy.
W obliczu ostatnich wydarzeń warto postawić pytanie, które dla wielu brzmi jak prowokacja, ale dla coraz większej liczby obywateli – jak realna obawa: czy Polska ma zostać wasalem Unii Europejskiej i de facto niemiecką kolonią?
Historia lubi się powtarzać. W 1939 roku Niemcy zabrali nam nie tylko wolność, ale i złoto. Dziś nie muszą zrzucać bomb – wystarczą decyzje urzędników w Brukseli, polityczne układy i medialne nagonki. Mamy dziś 509 ton złota – czy znów ktoś ostrzy sobie na nie zęby?
W tym samym czasie obserwujemy brutalną nagonkę na człowieka, który w swoim życiu przeszedł piekło. Mieszkanie, które zdobył dzięki pomocy przyjaciół, akt notarialny, wpisane wielokrotnie do oświadczeń majątkowych, sprawdzane przez służby – dziś jest pretekstem do ataku, bo ten człowiek ośmielił się kandydować na prezydenta. Dla nich to wystarczający powód, by go zniszczyć.
Ale hipokryzja sięga zenitu, gdy spojrzymy na tych, którzy dziś grzmią o praworządności. Marszałek rotacyjny – polityczny klaun – ma działkę 1,5 ha na Podlasiu, kupioną za 20 tys. zł (75 groszy za metr). Nie wpisał jej do oświadczenia. Cisza.
Rzecznik „demokracji” Adam Bodnar – w księdze wieczystej widnieje jako współwłaściciel mieszkania wartego ponad 2,5 miliona zł. Od 12 lat. Nie wpisał do oświadczenia. Cisza.
A służby, które potrafią cofnąć certyfikat bezpieczeństwa za literówkę, tu nie widzą nic podejrzanego? Dziwne? Nie – bardzo dziwne.
Rafał Trzaskowski – obiecuje lokatorom, że po remoncie wrócą do kamienicy. A potem wyrzuca 40 rodzin, by sprzedać budynek deweloperowi finansującemu jego kampanię. I nikt nie krzyczy o oszustwie, o wyłudzeniu. Bo to ich człowiek, ich standardy „praworządności”.
Na końcu – Donald Tusk. Człowiek, który z uśmiechem obalił rząd Jana Olszewskiego, przez lata zwalczał patriotów, dziś wraca jako wyrocznia. Dla niego Polska to „nienormalność”. Sam przyznał, że był bity przez ojca. Może za mało? Może za mało, by wpoił mu miłość do ojczyzny. Bo dziś widać, że do patriotyzmu Tusk ma równie daleko, jak do pokory.
To nie są już tylko polityczne rozgrywki. To jest nowa Targowica. Ludzie, którzy żyją w Polsce, ale nigdy nie byli Polakami. Którzy gotowi są sprzedać każdy kawałek tej ziemi, każdą wartość – byle tylko przypodobać się zagranicznym mocodawcom.
Pytam więc jasno: czy mamy być narodem dumnych obywateli, czy niewolników Berlina i Brukseli?
Rak
To miejsce z ogromnym potencjałem – z historią, klimatem i wodami, które mogłyby przyciągać kuracjuszy z całej Europy. Zamiast tego mamy obraz miejscowości, która od lat wygląda tak samo: obdrapane elewacje, brak spójnej wizji rozwoju, marazm i prowizorka.
Rządzący? Od lat bez zielonego pojęcia. Bez pomysłów, bez odwagi, bez strategii – tylko ładne hasła na papierze, które nie przekładają się na rzeczywistość.
Tymczasem Lądek-Zdrój zasługuje na więcej. Powinien być marką samą w sobie. Kojarzyć się z klasą, luksusem, jakością. Miejscem, gdzie zdrowie i kultura idą w parze – prawdziwym uzdrowiskiem 5-gwiazdkowym, nie tylko z nazwy.
No super, że coś w końcu zaczęli robić w rynku w Lądku. Światełka, kosteczka, ławeczki – na pierwszy rzut oka niby pięknie. Ale wystarczy otworzyć oczy szerzej, żeby zobaczyć, że dalej tam panuje totalny burdel. Samochody stoją gdzie chcą – na zakazach, w zatoczkach, pod znakami. I to nie jeden czy dwa – tylko cały cyrk. Przejechać trudno, przejść jeszcze gorzej. A kto za to odpowiada?
No właśnie – wygląda na to, że rządzi tu ktoś, kto z miejską organizacją ruchu ma tyle wspólnego, co dyrektor od zapałek z zarządzaniem przestrzenią publiczną. Zero pomysłu, zero nadzoru, za to pełna beztroska. Jakby codziennie budzili się z zaskoczeniem, że rynek to jednak nie parking dla swoich znajomych.
To nie kwestia "jeszcze się robi" – to kwestia braku jaj i kompetencji. Codziennie trzeba walić z grubej rury, bo z prostactwem i nieudolnością nie da się inaczej. Róbcie sobie te swoje ozdóbki i tabliczki, ale zacznijcie od podstaw – porządek, kontrola, egzekwowanie prawa. Inaczej ten "nowy rynek" stanie się tylko świeżo wyremontowanym wstydem Lądka.
I jeszcze jedno – nie liczcie na to, że ludzie będą wiecznie milczeć. Im ładniej z zewnątrz, tym większa hipokryzja, kiedy w środku śmierdzi bezradnością.
Ci ludzie, którzy chcą nam – mieszkańcom – coś układać i doradzać, często sami w życiu prywatnym nie osiągnęli nic konkretnego. Jak więc mogą podejmować decyzje za innych? Ich własne życie to jeden wielki zakręt.
Ja się nie boję mówić, co myślę. Może właśnie ja mam odwagę wyrażać głos wielu mieszkańców. I zapewniam – jedynej rzeczy, której się naprawdę boję, to Baba Jaga :)
Jeszcze raz dziękuję redakcji Doba.pl za to, że nie jestem cenzurowany i mogę dzielić się swoimi opiniami. A przy okazji – serdecznie pozdrawiam wszystkich, także tych, którzy mnie czytają za moim pośrednictwem.
I teraz najlepsze: dlaczego? Bo zbrodni dokonywali "naziści", a nie "Niemcy". No jasne! W czasie wojny Niemców w Niemczech nie było. Wszyscy wyjechali na urlop, a kraj przejęli anonimowi naziści. Prawdopodobnie importowani z kosmosu.
Czyli co? Czołgi z literką „W” pod Berlinem jechały z Marsa? Bomby nad Warszawą zrzucali Wenusjanie? A obozy śmierci to chyba budowali kosmici z planety SS-129?
Więc skoro to nie Niemcy, to z jakiej paki mają płacić? No właśnie — z żadnej paki! Bo paki były pełne nazistów, a teraz puste i temat zamknięty. A my? My możemy sobie co najwyżej napisać petycję... do gwiazdy śmierci.
Lead:
Premier Tusk odpalił bombę, ale to dopiero początek. Gdy jedni krzyczą o odpowiedzialności Kaczyńskiego, inni chowają głowy w piasek, licząc, że nikt nie zapyta o Moskwę, haki i majątki poza oświadczeniami. A powinien. Bo prawda zaczyna śmierdzieć... i to z każdej strony sceny politycznej.
Premier Donald Tusk uderzył w Jarosława Kaczyńskiego z grubej rury. W czwartek opublikował w serwisie X mocny wpis:
„O wszystkim wiedziałeś, Jarosławie. O związkach z gangsterami, o ‘załatwianiu dziewczyn’, o apartamencie miłości w Muzeum II Wojny Światowej, o wyłudzeniu mieszkania i innych sprawach pozostających wciąż w ukryciu. Cała odpowiedzialność za tę katastrofę spada na ciebie!”
Tusk powiedział to, o czym wielu mówiło po cichu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. I teraz pora zapytać otwarcie:
Dlaczego ten „tygrysek” nagle skulił ogon? Boi się, że hejter przypomni Moskwę? Bo tam działy się rzeczy, które dziś mogą być bronią. Tamra — aktywna aż za bardzo, a wszystko ponoć nagrywane. Materiały, które dziś służą jako haki. Kto ma nagrania, ten rządzi.
Brzmi jak teoria spiskowa?
To obejrzyjcie „Ojca chrzestnego”. Scena z senatorem to nie kino. To podręcznik mafijny — i niestety, także dla naszej rzeczywistości. Polska wersja? Wystarczy wspomnieć 13 grudnia.
Ale idźmy dalej.
Dlaczego politycy nie ujawniają wszystkiego w oświadczeniach majątkowych?
Sprawdźcie księgi wieczyste. Tam widnieją nieruchomości ludzi takich jak Hołownia, Myrcha, Gajewska, Bodnar i inni. W księdze są — ale w oświadczeniach? Często ani słowa.
Czemu? Przecież to obowiązek.
A jeśli coś ukrywają, to nie ma co owijać w bawełnę: to jest kradzież.
Cicha, zorganizowana, polityczna. Ale nadal — kradzież.
Od kiedy ogłoszono, że papieżem został Amerykanin, lewicowe środowiska dostały szału. Internet huczy, a krytyka płynie z tych samych źródeł, które zawsze mają problem z konserwatywnym podejściem do wiary i wartości.
Warto przypomnieć słowa wiceprezydenta J.D. Vance’a z 29 stycznia (Fox News):
„Istnieje chrześcijańska koncepcja, że kochasz swoją rodzinę, potem sąsiada, potem społeczność, potem współobywateli, a na końcu świat. Wielu skrajnych lewicowców całkowicie to odwróciło.”
I co się dzieje? Oburzenie. Jeszcze jako kardynał, obecny papież skomentował to na portalu X:
„J.D. Vance się myli: Jezus nie prosi nas o ocenę naszej miłości do innych.”
Ale pytam szczerze – co w tej wypowiedzi Vance’a jest niby złego? Przecież to zdrowy rozsądek. Naturalne, że najpierw dbamy o rodzinę, potem o sąsiadów i wspólnotę lokalną, a dopiero później o resztę świata. To nie egoizm – to odpowiedzialność. Nie można kochać „wszystkich”, ignorując tych najbliżej.
Tyle że dla postępowej lewicy wszystko, co ma chrześcijańskie korzenie, z automatu jest podejrzane albo „niewłaściwe”. Zdrowe myślenie o miłości, porządku moralnym czy patriotyzmie? Lepiej to ośmieszyć, odwrócić, zakrzyczeć.
Zresztą coś podobnego dało się zauważyć i w Lądku-Zdroju. Podczas obchodów Święta Konstytucji 3 Maja, w wypowiedziach niektórych zaproszonych pisarek lewackie poglądy przebijały się bardzo wyraźnie. Gdy była okazja, by mówić o historii, wspólnocie i patriotyzmie – pojawiały się aluzje do seksu, a o miłości do ojczyzny było albo „ociupinkę”, albo wcale. Jakby patriotyzm był czymś wstydliwym albo nie na czasie.
Lewica nie musi się z nami zgadzać. Ale może chociaż przestać udawać, że zdrowy rozsądek i tradycyjne wartości to przejaw „ciemnogrodu”.
Czasem świat potrafi zaskoczyć miłym zbiegiem okoliczności. Okazuje się, że nowo wybrany papież dzieli ze mną jedną z największych pasji mojego życia – grę w tenisa. Tenis to nie tylko sport. To szachy na korcie, gra umysłów i charakterów. Trzeba mieć refleks, ale i cierpliwość. Kondycję, ale i strategię. Nie bez powodu mawia się, że to sport ludzi myślących.
Sam amatorsko grałem przez ponad 15 lat. Zdarzały się i drobne sukcesy – największy to chyba drugie miejsce w mikście w mistrzostwach Wrocławia, które zdobyłem grając z własną córką. To było coś więcej niż medal – to wspomnienie na całe życie.
Dziś już nie gram, lata lecą, a rakieta spoczywa na półce. Ale serce wciąż bije szybciej, gdy oglądam dobry mecz, a każda informacja o kimś, kto także dostrzega w tenisie coś więcej niż tylko odbijanie piłki – jak nowy papież – budzi mój uśmiech i cichy respekt.
Miło wiedzieć, że nawet na najwyższych szczeblach duchowości znajdą się ci, którzy kochają sport z głębi serca. Bo pasje nas nie dzielą – one łączą.
Czas na zmiany.
W polanickim uzdrowisku powstaje nowe centrum wypoczynku. W Kudowie-Zdroju kolejne inwestycje. A w Lądku-Zdroju? W Lądku jak zwykle: dużo obietnic, zero działań. Burmistrz ostatnio „odkrył Amerykę”, stwierdzając, że jeśli nie przyjmiemy pomysłów Wód Polskich, to będziemy w czarnej... no właśnie. Problem w tym, że jesteśmy tam już od dawna.
Jako mieszkaniec Lądka-Zdroju chcę publicznie wyrazić swoje głębokie rozczarowanie brakiem realnych działań ze strony władz miasta. Od wyborów minął rok, od powodzi – dziewięć miesięcy. To wystarczająco dużo czasu, żeby coś się urodziło. A tu? Kompletny zanik tętna – poronienie pomysłów, paraliż decyzyjny i powrót do układów, które miały być zlikwidowane.
W kampanii obiecywano zmiany, audyty, nowe otwarcie. Co dostaliśmy? Tego samego wiceburmistrza, który od 30 lat przegrywał wszystkie wybory, a dziś dalej trzyma władzę. Trzeba naprawdę nie mieć wyobraźni, żeby powierzyć zarządzanie gminą komuś, kto całe życie spędził w urzędzie, a jego edukacja kończy się na budowie Zetora. Jakim cudem taki człowiek ma być dobrym menadżerem?
Poprzedni burmistrz miał swoje wady — nie potrafił rozmawiać z ludźmi, traktował wszystkich z góry — ale przynajmniej próbował coś zmieniać. Rozbił lokalne pijackie układy, które teraz, dzięki obecnej ekipie, wróciły jak bumerang. To nie jest postęp. To cofnięcie się o lata.
A teraz najlepsze: mnie, obywatela, który miał odwagę krytycznie, ale merytorycznie komentować działania ratusza — zablokowano. Zniknąłem z oficjalnych profili: Lądeckiego Hyde Parku, burmistrza, przewodniczącego rady, nawet niektórzy radni przestali odpisywać na maile. To nie jest demokracja. To próba uciszenia niewygodnych głosów i zamknięcia ust tym, którzy domagają się przejrzystości.
Dlatego apeluję do redakcji doba.pl — jednej z ostatnich niezależnych przestrzeni dla mieszkańców regionu — o publikację tego listu. Niech lądeczanie wiedzą, że zamiast dialogu mamy cenzurę. Że obietnice z kampanii były tylko zasłoną dymną, a dziś rządzą nami ludzie, którym bardziej zależy na wizerunku niż na realnym działaniu.
A że obecny prezes LUK ma dwa stopnie wykształcenia? Gratuluję — ja też mam dwa stopnie, jak wchodzę do domu. Z tą różnicą, że ja nie zarabiam więcej niż prezydent Polski.
Nie zgadzam się na zamiatanie spraw pod dywan. Lądek zasługuje na więcej niż fasadową władzę, PR i stare układy w nowym opakowaniu.
Ten człowiek i tak wygra wybory – bo ma poparcie ludzi, doświadczenie i poważanie za granicą. Był w Gabinecie Owalnym u prezydenta Trumpa, czego nikt inny z Polski nie dokonał. Tymczasem Donald Tusk nie tylko nie zbliży się do amerykańskiej sceny politycznej, ale prawdopodobnie nawet nie wjedzie już do USA. Dlaczego? Bo groził prezydentowi… i to symbolicznie „z bronią” – zrobioną z dłoni. Ale proszę spróbować dla żartu powiedzieć słowo „bomba” na lotnisku – od razu człowiek leży na ziemi, zakuty w kajdanki. Takie są zasady.
Żartować to można przy grillu, z kolegami. A nie w polityce – i nie w tak żenujący sposób, jak zrobił to Tusk. Polityk tego formatu powinien wiedzieć lepiej, ale jak widać – nie każdy dorasta do powagi funkcji, o którą się ubiega.
Ludzie Tuska, mentalnie i politycznie wywodzący się z Berlina, próbują domknąć system represji, przywracając klimat komunizmu. Mamy już pokazówkę: robi się aferę z tego, że ktoś legalnie, na mocy aktu notarialnego, kupił 27-metrowe mieszkanie. A tymczasem inny kandydat lekką ręką wydaje trzykrotność tej kwoty na... kibel w Warszawie! Ich bezczelny, łysy poseł ma 14 mieszkań — i cisza. Inni mają jeszcze więcej. Gdzie tu sprawiedliwość?
To nie jest już demokracja. To parodia państwa prawa. To wschodni reżim, jak z Korei Północnej — brakuje tylko kary śmierci jak w Chinach.
13 grudnia — data, która ponownie staje się symbolem upadku. Ten rząd to polityczne szambo. DNO.
Tymczasem mnie — obywatela, który odważył się krytycznie, ale merytorycznie wypowiadać na temat sytuacji w Lądku-Zdroju — zablokowano na oficjalnych profilach Facebookowych: Lądecki Hyde Park, profil burmistrza, przewodniczącego rady miasta, a także niektórzy radni ignorują moje e-maile. Jest to ewidentna próba uciszenia głosu krytyki i ograniczenia wolności wypowiedzi. Nie mam dziś możliwości uczestniczenia w debacie publicznej online, mimo że jako obywatel mam do tego pełne prawo.
Dlatego zwracam się z apelem do redakcji portalu doba.pl — jako jednej z ostatnich niezależnych przestrzeni, gdzie można jeszcze zabierać głos — o publikację tego listu. Niech mieszkańcy Lądka- Zdroju dowiedzą się, że władze blokują niewygodne opinie zamiast podejmować dialog. Nie zgadzam się na zamiatanie spraw pod dywan.
Wspomnienie o "seksie w obozach koncentracyjnych" – jeśli taka tematyka pojawiła się publicznie w kontekście obchodów święta narodowego, to można to uznać za niestosowne lub prowokacyjne, zależnie od kontekstu. Trzeba jednak pamiętać, że badania nad przemocą seksualną w czasie II wojny światowej, w tym w obozach, są poważnym tematem w historiografii, choć rzeczywiście trudnym i bolesnym.
Piłsudski i „to nie konstytucja, to prostytucja” – to znane, choć ostre i dziś kontrowersyjne powiedzenie przypisywane Marszałkowi, odnosiło się rzekomo do konstytucji marcowej z 1921 roku lub do późniejszych ustaw zasadniczych, które według niego nie miały realnego znaczenia wobec praktyki politycznej. Cytat ten bywa przywoływany krytycznie – jako przykład lekceważenia prawa konstytucyjnego przez niektórych przywódców.
3 maja obchodzimy jedno z najważniejszych świąt narodowych – rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja. To dzień, w którym Polska pokazała światu, że potrafi być mądra, nowoczesna i dumna ze swojej wolności. To dzień, w którym nie wypada milczeć.
A dziś, kiedy rządzący pozwalają sobie na ignorowanie historii, musimy mówić jeszcze głośniej. Gdy minister edukacji Barbara Nowacka publicznie mówi o "polskich nazistach" budujących obozy zagłady, a potem jej partyjni koledzy mówią, że to tylko "przejęzyczenie" – nie możemy udawać, że nic się nie stało. Bo jeśli ci, którzy odpowiadają za edukację, nie znają historii – albo ją celowo zniekształcają – to przyszłość młodego pokolenia jest zagrożona.
Nie chcemy Polski, w której patriotyzm to wstyd. Nie chcemy Polski, w której dzieci mają kompleksy wobec kolegów z Zachodu. Nie chcemy Polski, w której klęka się w pas Unii i Berlinowi – zamiast rozmawiać z nimi jak równy z równym, z godnością, z podniesioną głową.
Dlatego 18 maja wybieramy prezydenta. Ale nie figuranta, nie PR-owca. Wybieramy człowieka, który czuje Polskę, rozumie jej historię, zna wartość niepodległości i nie sprzeda jej za stanowisko, za oklaski z Brukseli czy za zdjęcie na czerwonym dywanie.
Niech prezydentem zostanie ten, kto umie mówić: „Polska jest najważniejsza”, a nie ten, kto pokornie spuszcza wzrok na lotnisku w Berlinie.
To nasza Ojczyzna. Jej się nie oddaje, jej się służy.
Od lat powtarzam – Lądek potrzebuje planu. Sensownego, długofalowego, który połączy miasto i Zdrój. Nie symbolicznie, nie na mapie – tylko funkcjonalnie. Tak, żeby obie części działały razem i napędzały się nawzajem, z korzyścią przede wszystkim dla tych, którzy tu prowadzą biznesy. Bo póki co, to wygląda, jakby ktoś chciał, żeby się nie udało.
Druga sprawa – deptanie. Dosłownie i w przenośni. Turyści depczą, bo nie mają gdzie i jak chodzić – infrastruktury brak, pomysłu brak. Mamy Białą Lądecką, mamy rzeki, mostki, przyrodę, klimat – coś, o czym inne miasteczka w Polsce mogą tylko pomarzyć. A u nas? Nawet nie potrafią zrobić porządku z samochodami w rynku, mimo że tuż obok powstał parking. Samochody stoją jak chcą, nawet pod znakami zakazu. I co? Burmistrz przechodzi, wiceburmistrz przechodzi, straż miejska przejeżdża… i nic. Wszyscy udają, że nie widzą – chyba że naprawdę mają bielmo na oczach. Rok minął od wyborów, i co? Lipa. Była kampania – był show, obietnice, bajer, piękne słowa. A teraz? Konopielka wróciła. Reszta świata idzie do przodu – nowe narzędzia, nowe pomysły, nowoczesne podejście. A my? Tu dalej wszystko sierpem i młotem.
Nic
mmmmmmmmmmmWłaśnie o to chodzi — dla wielu z nas to święto ma głębsze znaczenie, związane z historią, tożsamością i wartościami. Jeśli ktoś tego nie czuje, to trudno, ale warto przynajmniej uszanować. Łączenie tego dnia z festiwalem książek czy tematami kompletnie oderwanymi, jak seks, wydaje się po prostu nie na miejscu.”