Zmierzyli się z językiem
Około 20 świdniczan postanowiło stawić czoła językowi polskiemu. Do pisania Świdnickiego Dyktanda przystąpili 20 września w Centrum Organizacji Pozarządowych przy ul. Długiej 33.
Biorąc udział w konkursie mieszkańcy Świdnicy i powiatu świdnickiego mogli sprawdzić swoją znajomość ortografii i zdobyć atrakcyjne nagrody.
Dyktando jak zwykle zorganizowała Liga Kobiet Polskich w Świdnicy, a przygotowaniem tekstu zajęła się Mariola Mackiewicz, polonistka, która również dyktowała pełen obcojęzycznych i trudnych zwrotów tekst.
Wyniki IX Świdnickiego Dyktanda:
.
I miejsce – Weronika Bunij
Nagrodę - pralkę ufundowała Fabryka Pralek Electrolux w Oławie, kosmetyki - ufundował sklep „Lipstick" S.C
II miejsce – Tomasz Lewicki
Nagrodę – telewizor ufundował Bank Spółdzielczy w Świdnicy, nagrodę wręczyła wiceprezes banku Barbara Konieczka.
III miejsce – Krzysztof Odachowski
Nagrodę – tablet ufundowało Nadleśnictwo Świdnica, nagrodę wręczył nadleśniczy Jan Dzięcielski.
Nagrodę dla najmłodszego uczestnika ufundowała i wręczyła radna Rady Miejskiej w Świdnicy Beata Moskal - Słaniewska , nagrodę otrzymała 12-letnia Zuzanna Czernicka.
Urząd Miasta w Świdnicy ufundował dla członków jury oraz wszystkich osób sprawdzających dyktanda drobne upominki.
DYKTANDO 2014
Moja rodzina składa się nieomalże z samych oryginałów, toteż ani chybił warto pokusić się o prezentację tej nietuzinkowej i iskrzącej się od osobowości nie do podrobienia familii. Zacznę od prababci Ludmiły, która nazywana była mistrzynią hafciarstwa, bo to stanowiło jej hobby, które uprawiała bez mała od ponad ćwierćwiecza. Mereżki, haft richelieu, ażury i ścieg półpłaski nie miały dla niej sekretów, a koronki niczym rodem z Brugii wychodziły spod jej smukłych palców w mig. Podobno jej macocha była Kirgizką, a ojcem bejrutczyk, który fascynował się hinduizmem i mówił biegle w języku suahili. Spośród przypraw nie znosił chili ani anyżku, nie gardził zaś cząbrem i chrzanem, natomiast dałby się posiekać za cukierki z grylażem i turecką chałwę. Ochrzczono go mianem kobieciarza i żigolaka, bo po stokroć przyłapywano go in flagranti w niedwuznacznych sytuacjach. On zaś niewinnie i bez żenady komentował to jedynie jako słodkie tete a tete. Ów ścichapęk potrafił odezwać się z cicha pęk i skonfundować każde towarzystwo, bowiem jego puenty i słynne qui pro quo burzyły porządek konwersacji. Rzekomo hipnotyzował swym wzrokiem i zachowywał się jak prestidigitator, który kuglarskimi sztuczkami rzuca urok na spragnione czarnej magii pospólstwo. Robił hokus-pokus, czary-mary i wnet rozkochiwał w sobie wojujące sufrażystki. Podobno ostatni raz widziany był w kasynie w Monte Carlo, gdzie wespół z jakimś podejrzanym maharadżą i wschodnią tancerką apsarą bez zahamowań pławił się w luksusie, podjadając krem z małży doprawiony anchois i popijając młode beaujolais z Bordeaux. Z kolei moja stryjeczna ciotka miała pociąg do malarstwa i była pół Polką, pół Francuzką. Ukończyła ASP w Krakowie i tamże tworzyła swoje obrazy, zwane przez nas bohomazami, inspirując się a to sztuką pop artu, a to naśladując kubofuturystów czy imażinistów, co było wówczas bardzo trendy. Mimo że pomieszkiwała w obskurnej norze, za ostatnie zaskórniaki kupowała płótno, jutę i temperę, by na stelażach mogły się rodzić jej abstrakcyjne kolaże. Nie gardziła też techniką decoupage’u, projektowała witraże ,a jej artystowskie ciało ozdabiały tatuaże przedstawiające kakadu w rażących barwach, pręgowane żmije i rycerza w żelaznej zbroi. Chełpiła się znajomością z utalentowanym tancerzem z kawiarni Jama Michalikowa, choć w gruncie rzeczy był fordanserem na usługach zamożnych klientek. Jej sercem zawładnął jednak pewien małopolski kolarz, zwycięzca Wyścigu Pokoju, który uwiódł ową dwudziestodwuipólletnią ekscentryczkę tym, że uwielbiał jej esy-floresy.
MM
Przeczytaj komentarze (2)
Komentarze (2)