"Miasto 44"- Powstanie Warszawskie oczami Komasy (recenzja)
Na ten film musieliśmy czekać aż 8 lat. Tyle bowiem trwał cały proces pisania scenariusza, dopinania budżetu, szukania właściwych lokalizacji i co najważniejsze - dobór aktorów. W filmie Komasy nie zobaczymy gwiazd z pierwszych stron gazet, choć niektórzy znani - jak uzdolniony Tomasz Schuchardt, mimo że jego rola nie była specjalnie rozbudowana, zapada w pamięć widza. Reżyserowi zależało przede wszystkim, jak sam podkreślał w wielu wywiadach na tym, aby ci młodzi aktorzy przez to, że w większości debiutują na dużym ekranie byli świeży, nieoklepani i dopiero poprzez „ Miasto 44 " mogli obyć się z widzem i kamerą.
Projekcję rozpoczyna długie spojrzenie na wyłaniający się z mroku portret matki (w tej roli znakomita, dawno nie widziana Monika Kwiatkowska). Obłąkana ze strachu wdowa po zamordowanym w Katyniu oficerze, staje się niejako symbolem całego filmu, który go otwiera a także zamyka. Obraz nie jest zapisem kroniki filmowej i następujących po sobie ciągu zdarzeń, ale bardzo ekspresyjnym, emocjonalnym, momentami przeraźliwym dziełem, które opisuje zapał, braterstwo, strach młodych ludzi, którzy nie bacząc na niebezpieczeństwo, ryzykując utratę rodziny i własnego życia, wcielają się do konspiracji by walczyć o wolność dla kraju. A w tle to czego każdemu młodemu człowiekowi odmówić nie można: pierwsze zakochanie, pocałunki, miłość, zabawa przy winie i śpiew. Reżyserowi zależało na tym właśnie, aby okrutny czas Powstania Warszawskiego opowiedzieć z perspektywy tych, którzy wtedy mieli po naście lat a w ciągu kilku chwil musieli stać się dorośli.
Stefan (Józef Pawłowski) pracuje w fabryce Wedla i opiekuje się swoim młodszym bratem i pogrążoną w chorobie psychicznej matce, niegdyś wielką aktorką. Ze zrozumiałych względów nie kwapi się, aby przystąpić do jakiejkolwiek organizacji. Życie jednak decyduje za niego. Przystępuje do batalionu "Radosław" na kilka dni przed wybuchem powstania. Tam poznaje Biedronkę (Zofię Wichłacz, która za „Miasto 44” otrzymała nagrodę w Gdyni dla najlepszej aktorki filmowej) - kilkunastoletnią dziewczynę, która jak się później okaże - uratuje mu życie. Wszyscy z batalionu na początku są bardzo dumni ze swojej misji. Wierzą naiwnie, że powstanie potrwa góra 2 lub 3 dni a na odsiecz ruszy Warszawie oczekiwana jak zbawienie armia sowiecka. Komasa nie byłby oczywiście sobą gdyby nie użył do jakby się zdawało archaicznej, nie będącej w powiązaniu z nowoczesnością historią kilka efektów specjalnych. Najlepszy moim zdaniem to ten z filiżanką. Reżyser zaczerpnął również kilka scen z biografii kobiet z powstania opisanych m.in. w książkach „Dziewczyny z powstania” i „Dziewczyny wojenne” wydawnictwa Znak. To w jednej z nich opisano wstrząsającą scenę ze zdobyciem niemieckiego czołgu.
Jan Komasa nie ocenia, nie feruje wyroków o zasadności wybuchu powstania. Pokazuje jak ginęło piękne miasto a wraz z nim jego mieszkańcy. I robi to na najwyższym światowym poziomie.
Polecam. Do zobaczenia obowiązkowo przez każdego.
Zdjęcia: Materiały prasowe producenta
bj
Dodaj komentarz
Komentarze (0)