Sąsiedzki konflikt o znak drogowy i utrudnienia w wyjeździe z posesji
Zaczęło się parę lat temu od postawienia ogrodzenia i stawiania aut w taki sposób, aby utrudnić życie sąsiadom. W Tworzyjanowie w gm. Marcinowice końca konfliktu pomiędzy dwoma rodzinami nie widać a wójt gminy pozostaje bezradny.
- Najpierw gmina uznała, że znak jest potrzebny. Zresztą podobną opinię miało Starostwo Powiatowe w Świdnicy. Ulica, która biegnie wzdłuż naszej posesji i sąsiadów jest bardzo wąska. Gdy oni i ich goście, a jest ich naprawdę wielu, zaparkują samochody wzdłuż, mamy utrudniony wyjazd z własnego domu. Dlatego walczyliśmy o ustawienie znaku zatrzymywania się, który finalnie gmina postawiła w maju tego roku. To nie spodobało się sąsiadom i zaczęli pisać petycje, buntując pozostałych. Ich argumentem było to, że podczas wyjazdu, gdy będą chcieli zamknąć bramę i pozostawić auto ktoś zadzwoni po policję a ta przyjedzie i wlepi mandat. To jest kompletna bzdura, bo służby jadą do nas nawet pół godziny - opowiada pani Anna.
Napór ze strony sąsiadów był jednak tak wielki, że gmina we wrześniu znak usunęła. Sam wójt próbował pertraktować pomiędzy zwaśnionymi stronami, ale efektu nie było.
- No chyba żeby uznać to, że gmina poszła na rękę stronie przeciwnej i znak usunęła. Wójt tłumaczył nam, że zna ojca naszego sąsiada i jego samego od dziecka i żeby sprawy rozwiązać przy jakimś grillu. Ręce nam opadły, bo chyba nie taka powinna być rada gospodarza gminy. Zwłaszcza, że obok nas nie ma żadnego domu i można spokojnie auta zostawiać. Sąsiedzi też mają ogromną posesję i nic nie stoi na przeszkodzie, aby liczni goście, którzy ich odwiedzają w dzień i nocy mogli tam parkować. A tak zostaliśmy ukarani i postawieni sami sobie. To zwykła złośliwość i kolesiostwo - denerwuje się pan Ryszard.
- Zarówno postawienie, jak i usunięcie znaku zatrzymywania się (B-36) przy drodze wewnętrznej w miejscowości Tworzyjanów zgodne było z przepisami ruchu drogowego. Jednakże z uwagi na wniosek większości mieszkańców nieruchomości przy tej drodze został sporządzony projekt zmiany organizacji ruchu polegający na usunięciu spornego znaku. Zdecydowana większość mieszkańców skarżyła się na utrudnienia w ruchu drogowym i ograniczenia w korzystaniu ze swoich nieruchomości. Decyzja Wójta podyktowana była więc dobrem większości mieszkańców tejże ulicy a nie sporem powstałym między dwoma zwaśnionymi sąsiadami. Konflikt dwóch rodzin nie może przedkładać się na dezorganizację życia innych mieszkańców miejscowości. Wiele miesięcy wcześniej gmina podejmowała próby pogodzenia sąsiadów i wypracowania kompromisu, które nie dały żadnego rezultatu. Ponieważ jest to droga wewnętrzna organem zatwierdzającym organizację ruchu jest Wójt Gminy - mówi Małgorzata Wilk, referent z Urzędu Gminy Marcinowice.
Głos w sprawie postanowili zabrać również sąsiedzi naszych Czytelników, którzy również do redakcji wysłali swoje zdjęcia.
- Sposób parkowania nie utrudnia wyjazdu i wjazdu sąsiadom oraz przejazdu innym uczestnikom ruchu. Wielokrotne interwencje policji nie stwierdziły jakichkolwiek utrudnień w poruszaniu się aut, jedynym powodem interwencji były nieustanne donosy zawistnych sąsiadów. Wójt po wnikliwej analizie wszystkich stron naprawił swój błąd usuwając znak, przez co został posądzony o kolesiostwo, czyniąc dobro dla wszystkich mieszkańców tej ulicy. Sąsiedzi mają swoje zdanie (nikogo nie buntowaliśmy) i to oni najbardziej byli poszkodowani w tym wyimaginowanym konflikcie. Jest nam przykro, że ludzka zazdrość i zawiść nie ma granic. Do czego posuną się jeszcze Państwo Anna i Ryszard? - mówi pani Ewą.
Przeczytaj komentarze (57)
Komentarze (57)