Mateusz Jopek: nie żałuję ani jednej kropli wylanej na treningu
Młody, zdolny, z determinacją pokonuje kolejne etapy sportowej drogi. Jak sam mówi, skacze od zawsze, a lekkoatletyka jest jego wielką życiową pasją. Mistrz Polski w skoku w dal, halowy wicemistrz Polski, mieszkaniec Jaworzyny Śląskiej, Mateusz Jopek w tym roku staje przed najważniejszym zadaniem w swojej karierze – kwalifikacjami na Igrzyska Olimpijskie.
Skąd w Tobie takie zamiłowanie do lekkoatletyki? Czy już jako mały chłopiec, ku przerażeniu rodziców, trenowałeś skoki na kanapie, czy ta pasja przyszła później? Jak to było?
- Można powiedzieć, że już od małego interesowały mnie skoki, aczkolwiek bardziej te narciarskie. Trwała wtedy w Polsce „Małyszomania” i każde dziecko chciało skakać jak Adam Małysz. Wtedy też zacząłem wraz z kolegami rozgrywać różne zawody w skokach na odległość, wynajdując nowe „skocznie”, na których moglibyśmy bić rekordy. Z tego, co pamiętam, zawsze udawało mi się skoczyć najdalej, więc już od najmłodszych lat miałem do tego smykałkę i predyspozycje, aczkolwiek nie pomyślałbym wówczas, że za kilkanaście lat będę przysłowiowo „skakał do piachu” bez nart, z takim powodzeniem i stanie się to moją pasją.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z lekkoatletyką?
- Zaczęła się na lekcji wychowania fizycznego w Gimnazjum numer 1 w Jaworzynie Śląskiej. Mój ówczesny nauczyciel Marcin Kruk postanowił zrobić nam zaliczenie ze skoku w dal. Skoczyłem ponad 6 metrów. Spotkało się to z niedowierzaniem ze strony nauczyciela, który poprosił mnie, abym powtórzył skok. Kolejny był jeszcze dłuższy. Zostałem skierowany do innego nauczyciela wf-u – Jacka Michnikowskiego. Prowadził on zajęcia pozalekcyjne z lekkoatletyki. Wystartowałem w zawodach szkolnych na szczeblu powiatowym, które wygrałem, a następnie na szczeblu wojewódzkim, gdzie również zwyciężyłem. Później skontaktował się ze mną mój pierwszy trener Grzegorz Banaszek, zaproponował mi treningi w klubie LKS Górnik Wałbrzych. Po dwóch miesiącach zostałem mistrzem Polski do lat 16, skacząc 6,62m. Tak mniej więcej to wszystko się zaczęło.
Miniony sezon był dla Ciebie bardzo udany, najlepszy chyba w Twojej karierze. Sięgnąłeś po mistrzostwo Polski w skoku w dal. Ten rozpocząłeś od zdobycia wicemistrzostwa halowego. To piękne ukoronowanie 10-letniej przygody ze sportem. Spodziewałeś się tego?
- Z całą pewnością był to mój najlepszy sezon w karierze. Oczywiście, że się tego nie spodziewałem, ponieważ wiem, jak wiele czynników musi się złożyć na końcowy sukces. Można być w wyśmienitej formie przez cały sezon, a zabraknie szczęścia przy trafieniu w belkę, albo zdecyduje lepsza lub gorsza dyspozycja dnia. Niekiedy tak jak w moim przypadku przed mistrzostwami może pojawić się uraz lub kontuzja, która może wyeliminować lub wyhamować przygotowania do tego jednego najważniejszego dnia w sezonie. Na szczęście udało mi się szybko wrócić do formy i mogłem cieszyć się z pierwszego tytułu mistrza Polski w swojej karierze.
Jakie to uczucie, kiedy stoisz na najwyższym podium i dociera do Ciebie, że jesteś mistrzem?
- Uczucie jest niesamowite. Ciężko to opisać słowami. Już po samym konkursie, dzwoniąc do najbliższych, popłakałem się ze szczęścia. Stojąc na podium, przypomniałem sobie wiele ciężkich momentów, podczas których zastanawiałem się, czy warto tak się poświęcać i podporządkowywać swoje życie treningom. Teraz wiem, że było warto. Nie żałuję ani jednej kropli potu wylanej na treningu, która doprowadziła mnie do tego, gdzie jestem w tej chwili.
Wiem, że nie jest Ci łatwo sięgać po kolejne trofea. Pracujesz zawodowo, żeby móc się utrzymać, trenujesz po pracy, na odpoczynek i regenerację brakuje zapewne czasu. Czy pozyskanie sponsorów mogłoby sprawić, że całkowicie skupiłbyś się na trenowaniu i szkoleniu formy?
- Zdecydowanie tak. Jeśli znalazłbym sponsorów, którzy byliby w stanie zapewnić mi komfort finansowy tak, abym mógł skupić się tylko i wyłącznie na sporcie, to jestem pewien, że łatwiej byłoby mi wejść na wyższy poziom. Niestety, jestem zmuszony do pracy na pół etatu w kawiarni, aby mieć środki na utrzymanie. Czasu na regenerację jest bardzo mało, przez co mój trener stara się też dostosowywać treningi do mojego trybu życia i niestety, niekiedy musi je modyfikować, ponieważ widzi po mnie, że jestem przemęczony. Przez to nie jestem w stanie rozwinąć moich predyspozycji i możliwości na tyle, na ile bym chciał. Mocny i intensywny trening, przy braku regeneracji, zwiększa ryzyko urazów i kontuzji.
Nie jesteś wyjątkiem. Wielu młodych zawodników boryka się z podobnym problemem, mimo że mają doskonałe predyspozycje. Dlaczego zawodnicy sami muszą martwić się o zaplecze finansowe? Czy zawodnik Twojego pokroju, mistrz Polski, nie powinien automatycznie zostać objęty pomocą? Przecież reprezentujesz kraj.
- Wydaje mi się, że wynika to z tego, że lekkoatletyka jak również inne indywidualne dyscypliny sportu nie są tak medialne i atrakcyjne marketingowo dla różnych firm i przedsiębiorstw jak sporty zespołowe. W lekkoatletyce wygląda to tak, że dopóki nie osiągnie się co najmniej finału Mistrzostw Europy, to ciężko o większe dochody w tym sporcie, ale niestety, zanim się to osiągnie, potrzeba środków finansowych odpowiednio wcześniej, aby się móc do tego przygotować. Według mnie, sportowcom powinno się najpierw pomóc wejść na poziom finału Mistrzostw Europy, a nie czekać, aż jakimś cudem sam to osiągnie, ponieważ to bardzo często oznacza przedwcześnie zakończoną karierę.
Przygotowujesz się do najważniejszej imprezy sportowej – kwalifikacji na Igrzyska Olimpijskie. Czujesz się do nich gotowy?
- Przygotowania przebiegają bardzo dobrze. Najważniejsze jest to, że póki co nie mam większych problemów ze zdrowiem. Wraz z moim trenerem Zdzisławem Kokotem realizujemy plan treningowy, który, mam nadzieję, pozwoli nam w sezonie letnim powalczyć o kwalifikację na Igrzyska Olimpijskie. Czy jestem gotowy? Zdecydowanie tak, ale wiem, że przede mną jeszcze długa droga i nie lada wyzwanie pod każdym względem.
Wielu młodych ludzi, śledząc Twoje sukcesy, będzie chciało iść w Twoje ślady. Czego byś im życzył? Jakich rad udzielił?
- Życzę im, aby nigdy nie pozwolili sobie samym w siebie zwątpić! Nie ważne, ile razy upadasz, ważne jest to, abyś wstał z kolan i udowodnił sobie, że jesteś stworzony do osiągania wielkich rzeczy. Pamiętajcie, żeby się nigdy nie poddawać, tylko z uporem maniaka dążyć do celu, pomimo nawet najdotkliwszych porażek na swojej drodze.
foto: FB Mateusz Jopek / na zdj. z trenerem Zdzisławem Kokotem
Przeczytaj komentarze (2)
Komentarze (2)