Szczepienia od kuchni. Punkt oczami wolontariusza
Ponad 350 osób zostało zaszczepionych tylko jednego dnia w powszechnym punkcie szczepień w Strzegomiu. Mieszkańcy ustawiali się w kolejce jeszcze przed otwarciem hali. Po kilku godzinach od rozpoczęcia wolontariatu nawet nie czuję, że udało nam się obsłużyć już połowę chętnych.
Odprawa wolontariuszy, czyli wszyscy na posterunek
Cztery stanowiska do szczepień o godzinie 11 były w pełnej gotowości do rozpoczęcia pracy. Przy wejściu do hali mieszkańców witali strażacy z OSP Strzegom, bez których, jak podkreśla koordynator punktu, ciężko byłoby w ogóle coś zdziałać. W punkcie weryfikacji danych razem z pielęgniarką Basią (uśmiechniętą i cierpliwą kobietą) rozpoczynamy pracę od krótkiego instruktażu. Mam sprawdzać poprawność wypełnionych formularzy, weryfikować godzinę przyjścia pacjentów, mierzyć im temperaturę oraz przybijać pieczątki. "Bułka z masłem" - myślę naiwnie. W głowie mam tylko jedno: "byleby nic nie zepsuć". Po 6 godzinie wiem już, że to ciężka praca, ale dająca mnóstwo satysfakcji.
Pierwszy pacjent, drugi i... setny
Z chwili na chwilę tracę rachubę czasu, ponieważ rzeka pacjentów w drzwiach wcale się nie zmniejsza. To cieszy, że jest tak duże zainteresowanie szczepieniami - jedyną bronią jaką mamy, by wreszcie pokonać pandemię i wrócić do względnej normalności. A za tą tęsknią wszyscy.
Pierwszą osobą, która pojawia się przy stanowisku jest starszy pan. Po weryfikacji jego formularza i poprawności wypełnionych danych ("o, tu jeszcze musi się pan podpisać, a tu brakuje daty") odpowiadamy na pytanie kluczowe, które jak się okaże później, będzie się powtarzać jeszcze kilkadziesiąt razy.
- Ale na pewno dostanę Pfizera? - pyta zatroskany pan.
- Na pewno - odpowiadamy niemal chórem. Wiemy doskonale, że w punkcie mamy tylko szczepionkę tej firmy. Jednodawkowa Johnsona nie dojechała wcale, co też spotkało się z ogólnym niezadowoleniem. Z tym jednak dzień wcześniej musiały poradzić sobie koordynatorki, które obdzwoniły pacjentów podając im nowe terminy szczepień. O ile wybrany przez nich preparat zostanie dostarczony przez Agencję Rezerw Strategicznych.
Źle sformułowane pytania, obawy pacjentów
W zasadzie każda osoba, która pojawiała się w punkcie weryfikacji musiała formularz poprawiać. Najwięcej trudności przy wypełnianiu druku sprawiał zapis: „Czy ma Pan wątpliwości do zadanych pytań", oraz "Czy uzyskał Pan odpowiedzi na pytania". Sporo problemów sprawiały też pytania dotyczące uczulenia na PEG czy uczuleń w ogóle. Mieszkańcy na wszelki wypadek skrupulatnie wypełniali tabelki, wpisując m.in. uczulenie na penicylinę (co nie jest przeciwskazaniem do szczepienia, jak informowała pielęgniarka Basia) lub po prostu zaznaczali odpowiedź "nie wiem". Tu wkraczała ponownie Basia tłumacząc, że np. opuchlizna po szczepieniu w dzieciństwie nie była ciężką reakcją anafilaktyczną. Gdyby tak było, to 90% osób chcących zaszczepić się przeciw koronawirusowi, musiałaby zostać zdyskwalifikowana.
Strach ma naprawdę wielkie oczy
Tego dnia zrozumiałam, że strach towarzyszy nam bez względu na płeć, wiek czy poziom wykształcenia. Boimy się wszyscy, z tą różnicą, że jedni pytają, by ten lęk nieco zminimalizować, a drudzy twardo idą w nieznane. I to ci pierwsi dostarczali nam nieco więcej pracy, ale od tego w końcu tam byłyśmy.
- Wie pani, bo ja się boję - mówiła nieśmiało młoda, 35-letnia kobieta. - Że dostanę zakrzepicy, i że w ogóle coś mi się stanie. A pani, pani się szczepiła? - to pytanie skierowała do mnie.
- Proszę się nie bać, to jak ukłucie komara. Zaszczepiłam się 3 tygodnie temu i naprawdę nic mi nie było, także proszę trzymać się dzielnie - odparłam.
Starszy pan stwierdził z kolei, że swoje już przeżył, więc żadna szczepionka go nie zabije. Trochę obsztorcowała go towarzysząca mu żona, ale i tak roześmialiśmy się wszyscy.
Wespół, zespół, czyli jak pracować, by wszystko szło gładko
Nie będę oryginalna jeśli stwierdzę, że dobry zespół to podstawa sukcesu każdego przedsięwzięcia. I podczas 8 godzin dyżuru w punkcie jestem pewna, że to właśnie ludzie pracujący w tym miejscu są jego największą siłą. Przy wejściu na chętnych czekali strażacy - ochotnicy, którzy pokazywali drogę do punktu weryfikacji i pilnowali, by wszyscy mieli zakryty nos oraz usta i zdezynfekowali dłonie. Wstępnie sprawdzali również formularze, odpowiadali na pytania, wskazywali drogę już do konkretnego namiotu. Tam na pacjentów czekały pielęgniarki, które odpowiadały na pytania i szczepiły chętnych. Następnie kolejne osoby wypełniały zaświadczenia o przyjęciu pierwszej dawki i wyznaczały termin drugiej (na 24.06). Najwięcej problemów pojawiało się w momencie, gdy ktoś został zdyskwalifikowany (np. był przeziębiony i przyjmował antybiotyk) i zostawało miejsce. Wtedy staraliśmy się je natychmiast zapełniać chętnymi spoza listy, których na szczęście nie brakowało. Były to m.in osoby towarzyszące zapisanym, wcześniej pacjentom albo np. ich pełnoletnie dzieci. Na ponad 350 osób, co warto odnotować, kilkanaście z nich było niepełnoletnich. W każdym przypadku towarzyszyli im rodzice.
8 godzin dyżuru, kilkaset historii w głowie, kilkaset motywacji
Każda osoba, która pojawiła się tego dnia w punkcie szczepień w Strzegomiu przyniosła ze sobą inną historię i inną motywację. Co ciekawe, przez cały dyżur, nie spotkałam się ani razu z agresją, złością czy frustracją. Nawet wtedy, gdy musiałyśmy odprawić kogoś z kwitkiem. A byłam na to wszystko naprawdę mentalnie przygotowana. Liczyłam się z tym, że szczepionki wywołują w ludziach spore emocje, że jakaś błaha sprawa np. kilkuminutowe opóźnienie, może stać się zapalnikiem jakiejś większej awantury. Nic z tego. Większości, co widziałam niestety tylko w oczach, towarzyszył uśmiech i serdeczność. My cieszyłyśmy się, że tylu ludzi jest chętnych, oni, że jesteśmy tam dla nich.
Wracając jednak do motywacji osób poddających się szczepieniu przejawiał się jeden, główny wątek: wolność oraz brak strachu przed zakażeniem. Ten drugi był szczególnie ważny w kontekście tego, że w hali pojawiło się sporo pacjentów chorujących na schorzenia przewlekłe, które predysponują do cięższego przebiegu choroby Covid-19. Wśród nich najczęściej wymieniano nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, czy zapalenie stawów. Żadna jednak z tych chorób, o ile nie występuje jej nagłe zaostrzenie, nie jest przeciwskazaniem do przyjęcia szczepienia.
Godzina 19, mamy to!
W trakcie dnia wiele z osób udało nam się wpisać na listę na miejsce tych, którzy zrezygnowali, lub nie mogli zostać zaszczepieni. Chętnych jednak przybywało. Koordynatorka, Michalina, prosiła, by wpisywać ich na osobne listy, a pod koniec dnia przeliczyć liczbę dawek, która została i wtedy zaszczepimy pozostałych chętnych. Tu z kolei warto podkreślić, że cały zespół medyczny bardzo dbał, by żadna dawka nie została zmarnowana. Po godzinie 19 udało nam się więc dopisać jeszcze sześć osób.
Koniec dnia oznacza, że udało nam się zaszczepić ponad 350 osób. Na swoją kolej czekają już następni i aby wszystko szło sprawnie najważniejsze jest zapewnienie dostaw. Bo z ludźmi ten punkt nie ma najmniejszych problemów.
***
W powiecie świdnickim do dnia emisji reportażu udało się zaszczepić pierwszą dawką 44 893 osoby.
Dodaj komentarz
Komentarze (0)