11.07, Świdnica: Wernisaż wystawy G. Woźnego "Trześniowska"

czwartek, 3.7.2025 13:54 124 0

Struktury wspomnień „Sztuka nie odtwarza tego, co widzialne, lecz czyni widzialnym.”

Paul KleeCzy własna pamięć to zbiór znanych faktów, czy raczej pulsujący organizm? Jak uchwycić ślady które istnieją tylko w pamięci? Czy twarz będąca wektorem historii, może przetrwać swoją własną dekonstrukcję? Grzegorz Woźny stawia te pytania w samym centrum swojej struktury - sięgając do archiwalnego zdjęcia przodkini przekształca je w warstwy abstrakcyjnych, malarskich kompozycji. Język malarski przybiera tu funkcję palimpsestu — kolejne warstwy nakładają się, ścierają, ujawniając ślady wcześniejszych form. Proces przypominania staje się tu aktem kreacji, ponieważ każdy proces rekonstrukcji wspomnienia jest aktem tworzenia go na nowo. W tym wypadku aktem wielokrotnym.Stosunek do przeszłości jest tu surowy, przemysłowy i szorstki. To nie estetyzacja ruin, lecz konkretne narzędzia oporu wobec przezroczystości. Pamięć nie jest tu gładka ani linearnie dostępna — jest popękana, rozdarta, zakłócona. Każda praca wydaje się nie tyle obrazem, co efektem procesu — śladem działania i wynikiem rytuału odzyskiwania, który nigdy nie jest kompletny.W świetle koncepcji Rosalind Krauss, ślad nie jest symbolem, lecz fizycznym odciskiem — znakiem istnienia, które się wydarzyło. Obrazy Woźnego nie są dokumentem, lecz indeksem. Nie przedstawiają, lecz wskazują. Twarz przodkini nie pojawia się jako stabilny portret, ale jako dynamiczny układ — zdeformowany, rozbity i przetworzony. Wizualne reprezentacje pozostawiają tropy, które każą widzowi samodzielnie szukać obecności w tym, co rozproszone i niepewne.

W duchu myśli Aby Warburga, dla którego obrazy mają zdolność przechowywania i powracania w nowych kontekstach, Woźny traktuje twarz przodkini nie jako temat, lecz jako proces. Obrazy z cyklu są nie tyle portretem samym w sobie, co śladami po portrecie. Wymazanie, przetworzenie, rozbicie obrazu to nie gest destrukcji, ale sublimacji: zanik stanowi formę intensyfikacji obecności. Rysy twarzy nie są tu przedstawieniem — ale rytmem.

Kulminacją tego procesu jest animacja, w której dochodzi do fuzji: twarz artysty stapia się z twarzą przodkini. To nie tylko formalne nałożenie — ale gest ontologiczny. Woźny wizualizuje moment, w którym tożsamość ujawnia swój genealogiczny wymiar. W duchu koncepcji podmiotowości — Judith Butler, pisała, że ciało nigdy nie należy wyłącznie do siebie — ciało artysty staje się miejscem przecięcia: historii, pamięci i dziedziczenia. Przodkini nie istnieje już jako obiekt pamięci, lecz jako „ty” trwające wewnątrz „ja”. Tożsamość nie jest tu czymś danym, lecz czymś dziedziczonym, uformowanym przez relacje, afekty i obrazy uprzednio zatarte.

Marta Smejda

/ŚOK/

Dodaj komentarz

Komentarze (0)

Nowy wątek