"Jesteś zbyt gruba i brzydka, żebym mogła w ogóle na ciebie patrzeć"
- Jesteś zbyt gruba i brzydka, żebym mogła w ogóle na ciebie patrzeć - takie słowa miała skierować pod adresem naszej Czytelniczki Agnieszki, lekarka ze świdnickiego pogotowia. Jak się okazuje to nie jedyny taki przypadek skandalicznego zachowania pracownicy stacji.
Lekarka pracuje na pogotowiu od dosyć dawna. Jest pediatrą. Pełni także dyżury w Jaworze. Niestety w Świdnicy nie cieszy się dobrą opinią wśród pacjentów.
- Choruję na padaczkę i jedynym sposobem, aby mi pomóc jest podanie leku przepisanego przez neurologa w postaci zastrzyku. W trakcie napadu nie jestem w stanie sama tego zrobić, dlatego zgodnie z zaleceniem specjalisty jadę na pogotowie. W tym miesiącu byłam tam już z 15 razy. W nocy z niedzieli na poniedziałek, 2 kwietnia trafiłam na panią doktor. Nie wstała w ogóle od biurka, nie zbadała mnie, nie zmierzyła mi nawet ciśnienia. Odmówiła mi podania wskazanych przez neurologa leków, które miałam przy sobie. Stwierdziła, że coś mi podadzą. Co konkretnie? Tego nie chciała powiedzieć. Oprócz epilepsji cierpię na szereg różnych innych chorób, w tym także alergii na niektóre leki. Poprosiłam więc panią doktor o wydanie karty informacyjnej (co jest jej obowiązkiem) z wyszczególnieniem podanych mi leków. Wtedy mnie zamurowało. Odparła, że owszem może mi wydać taką kartę, ale jeśli jej zapłacę, bo ona w pogotowiu pełni prywatny dyżur. Jeśli nie mam pieniędzy przy sobie, to nic nie szkodzi, mogę zawsze podjechać do bankomatu, a ona poczeka. Nie wytrzymałam. Zagroziłam jej, że wezwę policję i że to co robi w tej chwili jest niezgodne z prawem. Wtedy ona powiedziała, że jestem zbyt gruba i brzydka, aby w ogóle na mnie patrzeć i nie jestem partnerem do rozmowy z nią. 4 kwietnia wysłałam na nią oficjalną skargę do pogotowia, NFZ-u i izby lekarskiej. Chciałam pokazać też lekarce zaświadczenie z NFZ-u o ubezpieczeniu, ale nie chciała słuchać - opowiada nam pani Agnieszka Łazowska.
Jak informują nas inni pacjenci, którzy korzystali z pomocy lekarki standardem jest, że nie bada ona pacjentów, a stawia diagnozę"na oko". Potrafi też powiedzieć do chorego, aby uklęknął przed nią, by mogła go zbadać.
- Moją córkę kiedyś jak miała 4 miesiące o mało do grobu nie wpędziła!!! Przyjechaliśmy z małym dzieckiem, bo "coś niedobrego" się z nią działo. Owa Pani stwierdziła nawet nie dotykając dziecka, że ucho ją boli, bo dziecko płacze. Następnego dnia pojechałam z małą już do szpitala gdzie okazało się, że dziecko ma SEPSĘ układu moczowego. Ordynator stwierdził, że jeszcze ze 2 dni i nie byłoby kogo ratować!!! Aż ciarki przechodzą, że tacy ludzie śmią nazywać się lekarzami!!! - mówi pani Marta.
Podobne doświadczenia z lekarką miała także pani Justyna.
- Niestety też na nią trafiłam. Dziecko z dusznościami i to silnymi, bo klatka piersiowa się zapadała. Pani doktor z wielką łaską osłuchała dziecko, po czym zaczęła mówić do mnie i do mojej mamy, że nic nie robimy w kierunku leczenia dziecka - tylko nie wiem skąd takie wnioski skoro nawet nas nie znała. Po czym stwierdziła, że ona nie wie co synowi przepisać... powiedziałam, że w takich sytuacjach krytycznych podajemy czopek na duszności. Oburzyła się wielce, że w takim razie mam jechać do apteki po przepis na nie, bo ona nie wie jak się je robi. Pojechaliśmy z dzieckiem w takim stanie do apteki, tam farmaceuta nie dowierzał, ale dał przepis. Znowu pogotowie, na szczęście ktoś mnie przepuścił, pani doktor wypisała receptę i też już coś zaczęła komentować. Na odchodne powiedziałam, że nie omieszkam napisać skargi i wyszłam.
O komentarz ws. poprosiliśmy dyrektorkę pogotowia, Małgorzatę Jurkowską.
- Prawda leży pośrodku, a na razie znamy tylko jedną relację. Trudno też ustosunkować się do tego, ponieważ nie wiemy co działo się za zamkniętymi drzwiami gabinetu. Pacjentka wyświetla nam się jako nieubezpieczona i podkreślam, że prawdopodobnie stąd taki komentarz pani doktor odnośnie pieniędzy. Czekamy teraz na kolejny dyżur lekarki i na pewno z nią porozmawiamy. Nie chcę takich spraw załatwiać przez telefon. Dotychczas nie wpłynęły żadne skargi na pracę pani doktor - mówi Małgorzata Jurkowska, dyrektor PPR.
Przeczytaj komentarze (42)
Komentarze (42)