Sepsa zabiła malutką Patrycję. "Czy winny śmierci mojego dziecka lekarz poniesie karę?"
Kochali ją wszyscy. Trzej dorośli bracia, bo była jedyną, malutką, pocieszną siostrą. Rodzice, bo była ich ukochanym słońcem. - Taką przylepką i promyczkiem - mówi pani Agnieszka, mama małej Patrycji. 17 stycznia 2014 roku rozegrał się najgorszy dramat w ich życiu. Dziewczynka zmarła na sepsę.
Uśmiechnięta, pogodna, od urodzenia w ogóle nie chorowała. Umarła, bo jak twierdzi matka Patrycji, lekarz z pogotowia nie rozpoznał typowych objawów posocznicy.
- To wina lekarza z pogotowia, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Pysia zmarła przez jego niekompetencję, rutynę. Gdyby kilka godzin wcześniej rozpoznał pierwsze objawy sepsy, moja córeczka na pewno by żyła. A tak zamiast świeczki palić na torcie z okazji urodzin, muszę je palić na grobie. Nie mogę się z tym pogodzić- mówi ze łzami w oczach pani Agnieszka.
17 stycznia rano pani Agnieszka była z córką w przychodni, jednak dyżurująca tam lekarka nie stwierdziła niczego niepokojącego. Gorączka po południu zaczęła jednak narastać, a dziecko było coraz bardziej osłabione i apatyczne. Matka dziewczynki zadzwoniła na pogotowie po poradę. Dyspozytorka powiedziała, że połączy ją z lekarzem. Tak się nie stało. Dopiero później udało się z nim porozmawiać. Kolejny telefon na pogotowie był już z prośbą o wysłanie karetki. Ta przyjechała po 45 minutach, choć odległość od stacji na Wojska Polskiego na ulicę Wyspiańskiego jest naprawdę niewielka. Lekarz wypisał antybiotyk, stwierdzając jednocześnie, że dziecko osłuchowo jest czyste. W rozpoznaniu z karty informacyjnej czytamy jednak, że mała Patrycja miała zapalenie oskrzeli. Medyk nie zainteresował się wskazaną przez matkę plamką na uchu dziecka, której wcześniej nie było.
- To był młody lekarz, chyba nawet bez specjalizacji. Z tego co się dowiedziałam, to był jego pierwszy dzień na wyjazdach w pogotowiu. Po zbadaniu dziecka, usłyszałam jak pyta pielęgniarki, co on teraz ma zrobić. Zaordynował raz dziennie podanie antybiotyku sumamed i leków przeciwgorączkowych. Po podaniu ich, Pysia na chwilę się ożywiła, nawet chciała zjeść parę chrupek. To jednak trwało może z 10 minut. Później zobaczyłam na jej ciele plamy (wybroczyny to znak, że bakterie dostały się do krwi, doszło do uszkodzenia organów wewnętrznych przyp.red.). Myślałam, że to reakcja alergiczna na antybiotyk. Zadzwoniłam po raz kolejny na pogotowie. Tam usłyszałam z ust lekarza, że on nie wie co jest dziecku i mam je zawieźć do szpitala. Wtedy się zdenerwowałam, bo wiedziałam przecież, że do szpitala potrzebne jest skierowanie. Zaczęłam jednak szybko ubierać córkę i z koleżanką pojechałyśmy na izbę. Tam zszedł lekarz, który od razu rozpoznał sepsę, nawet nie ściągając jej ubrań. Bardzo szybko biegliśmy na OIOM pediatryczny, tam od razu zajęli się Pysią. Po jakiejś godzinie weszłam do niej, i ona na chwilę się ocknęła. Była pobudzona, mówiła, że jest głodna. Wyszłam, bo wiedziałam, że moja obecność może jej zaszkodzić. Wtedy ostatni raz widziałam moją córeczkę żywą - opowiada płacząc pani Agnieszka.
Rozpoznanie sepsy stawia się na podstawie stwierdzenia objawów SIRS. Następnym etapem jest potwierdzenie obecności specyficznego patogenu w badaniach mikrobiologicznych. Leczenie polega na podaniu jak najszybciej antybiotyków (w czasie pierwszych godzin objawów), płynów, leków nasercowych i przeciwzakrzepowych. Najważniejsze jest jednak ustalenie, jaki drobnoustrój spowodował sepsę, a więc wykonanie posiewów krwi. Szuka się także pierwotnego źródła zakażenia w organizmie: ropni lub stanów zapalnych. Najczęściej we krwi udaje się wykryć drobnoustrój odpowiedzialny za sepsę, co ułatwia postępowanie terapeutyczne.
Na ratunek dla dziewczynki było już jednak za późno o kilka godzin. Mała Patrycja zmarła pół godziny po północy, 6 godzin po interwencji lekarza z pogotowia.
- Spotkałam się z zarzutami, że to moja wina, bo mogłam wziąć dziecko i pójść na to pogotowie. Tylko, że córka miała 40,5 stopnia gorączki, był styczeń, bałam się jej zaziębić. Przygotowałam chłodną kąpiel, aby zbić gorączkę, to jednak nic nie dało. Najgorszy żal mam do tego młodego lekarza, który powinien się dokształcić. Chciałabym, aby dostał zakaz wykonywania zawodu i żeby już żadna matka nie musiała przez niego cierpieć tak jak ja - dodaje pani Agnieszka.
Lekarz w pogotowiu ratunkowym nie pracuje już od 1,5 roku. Zwolnił się sam.
- Oczywiście przeprowadziliśmy postępowanie wyjaśniające z oskarżonym lekarzem, jednak nie możemy go ukarać, przed ogłoszeniem wyroku. Od 1,5 roku doktor nie pracuje już w pogotowiu, sam złożył rezygnację. Przebieg procesu chorobowego u dziewczynki był tak piorunujący, że nie do końca jasne jest, czy rzeczywiście lekarz mógł zawinić - komentuje zastępca dyrektora ds. lecznictwa Tomasz Drej.
Po blisko dwóch latach od śmierci dziecka, prokuratura nie jest w stanie postawić jakiegokolwiek aktu oskarżenia żadnej osobie, ponieważ nadal czeka na opinie biegłych. A ci po raz kolejny przesuwają wyznaczane terminy. Ta miała dotrzeć do prokuratury już w sierpniu. Wiadomo jednak, że tak się nie stanie.
Na komentarz prokurator rejonowej czekamy.
Do sprawy na pewno wrócimy.
***
Sepsa, czyli inaczej posocznica, to reakcja organizmu na zakażenie bakteriami. Wymaga leczenia w szpitalu. Choroba postępuje błyskawicznie. Pacjenta, który jest w dobrej kondycji w ciągu kilku godzin, może doprowadzić do stanu krytycznego. Sepsa może doprowadzić do uszkodzenia nerek, płuc, mózgu a nawet śmierci.
Objawy, które powinny zaniepokoić, to wysoka temperatura powyżej 38 stopni Celsjusza, lub niska poniżej 36,6. Dziecko lub dorosły nie ma ochoty na jedzenie, mogą pojawić się wymioty. Występuje drażliwość, apatia. Obniżone jest napięcie mięśniowe. Są także zmiany w rytmie serca, szybszy oddech, przyspieszone tętno. Mogą pojawić się wybroczyny na skórze.
W Polsce na sepsę zapada 200 osób w roku, z czego kilkoro, głównie dzieci, umiera. Aż 30 procent chorych na tak zwaną ciężką sepsę umiera w ciągu miesiąca od zakażenia, 50 procent w ciągu pół roku.
Justyna Bereśniewicz, doba.pl
Przeczytaj komentarze (21)
Komentarze (21)