[FOTO, WIDEO] Pierwsze i drugie dno dramatu rodziny z ulicy Dworcowej w Świdnicy
Fetor moczu czuć od progu, bo brama służy jako toaleta, do tego śliskie, wyżłobione kamienne schody, zaniedbana do granic możliwości klatka i wyludnione mieszkania z pootwieranymi drzwiami - tak wygląda budynek przy Dworcowej 1 w Świdnicy przeznaczony do wyburzenia. Mieszka w nim jednak rodzina pana Zbigniewa, który jak przyznaje boi się o życie swoje i bliskich. Z pozoru historia ta wydaje się tragedią spowodowaną niemocą urzędników. Z czasem staje się jednak opowieścią o niechęci bohatera naszego reportażu do rozwiązywania własnych problemów.
Od 3 lat kiedy została podjęta decyzja o wysiedlaniu, mieszkania przy Dworcowej opuszczały kolejne rodziny. Teraz w niezabezpieczonych lokalach przebywają np. bezdomni.
- Siedzimy tutaj jak na bombie zegarowej, nie wiedząc kiedy zostaniemy przesiedleni. Czynsz w kwocie 350 złotych jesteśmy zobowiązani płacić, tylko ja się pytam w takim razie za co? Ostatni sąsiedzi wyprowadzili się ponad rok temu. Mamy ogromną wilgoć, bo przecieka dach. Nie możemy dobrze ogrzać mieszkania, bo nie jesteśmy w stanie. Zalało nam również pralkę, więc zmuszeni byliśmy kupić nową. W ścianie zewnętrznej pękła rura, zgłaszałem to wielokrotnie do MZN-u, ale oni nie reagują wcale. Widać wyraźnie, że wilgoć podchodzi pod kable wysokiego napięcia. W ścianach również zwisają druty, nic tu nie jest zabezpieczone. Chodząc po mieście, wiem, że jest wiele pustostanów, a dlaczego my nie dostajemy nowego lokum, nie mam pojęcia - mówi pan Zbigniew, rozkładając bezradnie ręce.
To, że problem mieszkaniowy istnieje w Świdnicy od lat nie trzeba nikogo przekonywać, podobna sytuacja ma miejsce w całej Polsce. Budownictwo społeczne jest zbyt dużym obciążeniem dla i tak skromnych budżetów samorządów. W ciągu najbliższych kilku lat w mieście ma powstać jeden budynek socjalny przy ulicy Rolniczej. Z dużych metraży mają być też przesiedlane osoby samotne. Na nich czekać będą mieszkania po dawnej fabryce Dolmeb. Kiedy jednak ruszy ich budowa na razie nie wiadomo.
- My naprawdę boimy się o życie. Nie wiadomo kto tu się kręci po nocach. Już raz mnie okradziono, bo drzwi wejściowe się dobrze nie zamykają, przez wilgoć wypaczyły się po prostu. Schody kamienne podczas mrozu to szklanka i już nie raz po nich ktoś z domowników zjechał. Wilgoć utrzymująca się w pokojach też nie służy zdrowiu. Rujnujemy się na ogrzewanie, a mamy tylko dwa piece. Łazienkę i kuchnię grzejemy farelkami - mówi nam pan Zbyszek.
Druga strona medalu
Sytuacja rodziny pana Zbigniewa jest znana bardzo dobrze urzędnikom i to w sumie od kilkunastu lat. Jak się okazuje magistrat pomagał już niejednokrotnie Gajdowskim.
- Za mieszkanie przy ul. Zamenhofa rodzina ma jeszcze do spłaty około 18 tys. zł długu, za Dworcową 1-około 30 tys. zł zaległości. Państwo Gajdowscy wcześniej mieszkali w dwupokojowym mieszkaniu przy ul. Zamenhofa. Około 2000 roku, wychowując ósemkę dzieci w 40-metrowym mieszkaniu złożyli wniosek o zamianę na większy lokal. Dzieci były małe, trójka z mamą w domu, a pięcioro chodziło do szkół na Osiedlu Młodych. Nie chcieliśmy wszystkiego zmieniać w ich życiu, mieszkania, środowiska i szkolnych kolegów. Urzędnicy postanowili więc rozwiązać sprawę inaczej - zaproponowano mieszkającemu przez ścianę z nimi młodemu człowiekowi w kawalerce, przeprowadzenie się do innej kawalerki, a mieszkanie Państwa Gajdowskich połączono z odzyskanym pustostanem. Remont i modernizację mieszkania przeprowadził MZN. Dzięki temu rodzina uzyskała dwa dodatkowe pokoje (kuchnia została przerobiona na pokój) i dodatkową łazienkę. Bez traumy przede wszystkim dla dzieci, związanej z przeprowadzką i zmianą szkoły, poprawiliśmy rodzinie warunki mieszkaniowe w znaczny sposób - mieszkanie ponad 60 m2, 4 pokoje z kuchnią, dwiema łazienkami, połączone w konstrukcyjną całość. Rodzina jednak przestała płacić czynsz, rosły zaległości, poza wnioskami o umorzenie długu, nie było praktycznie żadnej aktywności z ich strony. Wreszcie MZN po wielu monitach, skierował sprawę do sądu o nakaz zapłaty i eksmisję. W 2007 roku na podstawie wyroku sądu eksmisja została wykonana na ul. Dworcową 1. Państwo Gajdowscy otrzymali 3 pokoje z kuchnią i łazienką o pow. 71 m2. - wyjaśnia rzeczniczka urzędu, Magdalena Dzwonkowska.
W sumie w mieszkaniu przy Dworcowej zameldowanych jest 9 osób. Faktycznie z tej rodziny mieszka tam tylko pan Zbigniew i dwaj jego synowie. Pani Gajdowska - była żona - wyprowadziła się przed kilkoma laty, starsze córki od dawna mieszkają z własnymi partnerami lub mężami. Trzy najmłodsze córki trafiły w 2013 roku do domu dziecka.
- Jak napisała do nas dyrektor tej placówki powodem były kłopoty z nadużywaniem alkoholu przez pana Gajdowskiego, stosowanie przez niego przemocy fizycznej i psychicznej, nie podejmowanie pracy i lekceważenie obowiązków finansowych. W 2014 roku wobec rodziny zapadł kolejny wyrok eksmisyjny, zgodnie, z którym uprawnienie do lokalu socjalnego otrzymało 6 z 9 osób. Właściwie zgodnie z tym wyrokiem powinniśmy zapewnić 1 wspólny lokal socjalny dla tych 6 uprawnionych osób, jednakże mając na względzie ilość problemów w tej rodzinie, rozwód rodziców i sytuacje córek, które trafiły do placówki, rozważamy przydział dwóch lokali. Gdzie one będą jeszcze nie wiemy, ale w zależności od tzw. odzysku mieszkań z ruchu ludności i naszych możliwości remontowych zabezpieczymy te lokale. Mamy nadzieję, że wybudowanie budynku socjalnego przyczyni się do zmniejszenia czasu oczekiwania świdniczan na przydział lokali socjalnych- zauważa rzeczniczka i dodaje.- Przy ul. Dworcowej 1 MZN przeprowadza konieczne prace awaryjne, i tak będzie do czasu opuszczenia nieruchomości przez ostatnich lokatorów. Budynku tego nie zamierzamy remontować, będzie on przeznaczony do sprzedaży, jako element większej działki. Państwo Gajdowscy zamieszkali w nim jako ostatni, więc też jako ostatni będą go opuszczali.
W tej sytuacji zaskakujący zdaje się być apel pana Zbigniewa do prezydent Świdnicy.
Justyna Bereśniewicz, doba.pl
Przeczytaj komentarze (17)
Komentarze (17)