ZAZNACZ SIĘ! Złoty Stok stolicą polskich Znaczków Turystycznych
Kolekcjonowanie znaczków turystycznych zyskuje coraz większą rzeszę wielbicieli w całej Polsce oraz w naszym regionie. Są to niewielkie drewniane krążki z wypalonym wizerunkiem atrakcji turystycznej. O tej szczególnej pasji i sposobie na zwiedzanie Polski rozmawiamy z prezesem „Znaczków Turystycznych Polska” Zbigniewem Romankiewiczem. Spółka swoją siedzibę ma w Złotym Stoku i tutaj znajduje się również największy znaczek w Polsce z wizerunkiem „Miasta Złotej Przygody”.
A.J.: Ojczyzną Znaczków Turystycznych są Czechy. Jak zrodziła się ich idea?
Zbigniew Romankiewicz: To prawda. Idea zrodziła się w Czechach, a dokładnie 20 lat temu w miejscowości Rýmařov, leżącej w Jesenikach. W tym roku w miesiącach letnich będą takie małe uroczystości 20-lecia istnienia tejże idei. W Rýmařovie powstało również Muzeum Znaczków Turystycznych, gdzie prezentowane są znaczki z 20 państw w tym z Rosji, Kanady i Stanów Zjednoczonych.
Pomysł na znaczki powstał z jednego prostego powodu. Ludzie, którzy mieszkają tak blisko gór nigdy nie byli na ich szczytach. Niektórzy mieszkańcy Rýmařova u stóp szczytu Pradziad nigdy tam nie byli. Instruktorzy skautingu zapytali swoich podopiecznych, czy byli na Pradziadzie. Okazało się, że nikt nie był. Żeby ich zmobilizować, skauci pocięli gałąź, zrobili z niej krążki i lutownicą wypalili w nich podobiznę, na przykład szczytu. Krążki rozmieścili w poszczególnych schroniskach na szczytach Jeseników i powiedzieli podopiecznym, że w ciągu miesiąca mają je przynieść z powrotem. Skauci krążków nie przynieśli, chociaż poszli w góry, ponieważ okazało się, że ludziom tak się one spodobały, że je wykupili. Wtedy powstał pomysł, żeby innych również mobilizować w ten sposób do aktywności turystycznej. Na początku była to zabawa. Miało powstać 10 takich drewienek, a z tych 10 zrobiło się w tej chwili 5,5 tysiąca na całym świecie!
A.J.: Jaka była droga znaczków do Polski?
Z.R.: W Czechach zaczęło cieszyć się to dużą popularnością, więc drugim krajem, który to rozpropagował była Słowacja i ze względu na atrakcyjność kraju, tam też bardzo dobrze to się rozwijało. Jeżeli już w dwóch krajach odniesiono sukces, to zaczęto szukać osób, które zaszczepią znaczki w innych państwach. I tak się to powolutku zaczęło – w 2004 znaczki dotarły do Niemiec, na Węgry i do Polski. Problem jest zawsze ze znalezieniem odpowiedniego człowieka, bo najczęściej jest to praca, która nie daje zysku i potrzeba do tego takiego „pozytywnego wariata”, dla którego będzie to pasją, a nie chęcią zarobkowania.
A.J.: Od kiedy zaczęła się Pana historia ze znaczkami i czy wejście na polski rynek było łatwe?
Z.R.: Ja osobiście zająłem się tym w 2012 roku, a wejście na rynek polski nie było łatwe, ponieważ Polacy nie byli tak nastawieni na turystykę jak Czesi. Mój poprzednik nie mógł się już tym zajmować i Czesi szukali następnego propagatora. Mieszkając w Czechach, zbierałem znaczki z dziećmi i korespondowałem z centralą w Rýmařovie. I tak mnie znaleźli – widzieli osobę z polskim nazwiskiem, mieszkającą blisko granicy (Bílá Voda) i mówiącą po czesku, ponieważ jestem tłumaczem tego języka i to zajmuje mi najwięcej czasu, więc grzecznie za propozycję współpracy podziękowałem. Czesi, jednak zwerbowali mnie troszeczkę podstępem, zamawiając u mnie usługę tłumaczeniową i poprosili o pomoc przy założeniu spółki z o. o. w Polsce. I pomogłem, a kiedy byliśmy u notariusza, powiedzieli – no, ale my nie mamy prezesa do tej spółki, może by to pan wziął? No i wziąłem. Miałem odpowiadać na tylko maile, a dzisiaj pochłania to bardzo dużo mojego czasu, lecz nie wszystko trzeba przeliczać na pieniądze, bowiem przynosi mi to olbrzymią satysfakcję.
A.J.: Ilu kolekcjonerów jest w tej chwili w Polsce i jak dużo jest miejsc znakowanych?
Z.R.: Jest niezwykle trudno policzyć kolekcjonerów, ponieważ znaczki mamy w całej Polsce i w chwili, kiedy rozmawiamy jakiś turysta w Kołobrzegu kupuje znaczek i już jest w to wplątany, więc może kupować następne, ale ja o nim nie wiem. Dowiadujemy się o nim dopiero w chwili, kiedy nawiąże z nami kontakt. Według naszych ustaleń może ich być 3 – 4 tysiące, ale rejestrujemy ich dopiero wtedy, kiedyś przyślą nam pierwsze 10 kuponów z gry kolekcjonerskiej dołączonych do każdego znaczka, za co zbieracz otrzymuje od nas darmowy znaczek kolekcjonerski. Co roku liczba kolekcjonerów rośnie i rozmnażają się oni przez pączkowanie – po prostu przez to, że widzą znaczki u kogoś. Przekrój sympatyków jest ogromny – mamy księży, lekarzy, górników, robotników, ponieważ znaczki nie są czymś elitarnym. Generalnie często są to ludzie, którzy mają dużo czasu i są zabezpieczeni finansowo.
Na dzień dzisiejszy w Polsce mamy 642 miejsca znaczkowe. Kiedy w 2012 roku obejmowałem pieczę nad tym przedsięwzięciem było ich 155.
A.J.: A ile jest takich miejsc na terenie powiatów ząbkowickiego i kłodzkiego?
Z.R.: Takie miejsca można zobaczyć na naszej mapce. W powiecie ząbkowickim znaczków jest 15 – w Bardzie, Ząbkowicach, Złotym Stoku, Kamieńcu Ząbkowickim, Srebrnej Górze i Ziębicach, a w powiecie kłodzkim 30 – m.in. w Kłodzku, Dusznikach Zdr., Lądku Zdr., Kudowie Zdr., Bystrzycy Kł., Międzylesiu, Międzygórzu i in.
W całym województwie dolnośląskim jest ich aż 133, a jest to związane z bliskością Czech. W Czechach odbywa się również cała produkcja. Najpopularniejszym miejscem znaczkowym na Ziemi Kłodzkiej jest Muzeum Papiernictwa.
A.J.: Czy są jakieś ekstremalne wyczyny kolekcjonerów?
Z.R.: Są tacy ludzie, którzy za jednym znaczkiem potrafią przejechać całą Polskę. Kiedy pojawił się znaczek w Mysłowicach przedstawiający bardzo ciekawy zegar trójstrefowy, to kolekcjoner z Gdyni wsiadł w pociąg i pojechał do Mysłowic. Przyjechał na miejsce, przywiózł ze sobą jeszcze żaglówkę w butelce, poszedł do miejsca sprzedaży, kupił znaczek i wrócił do Gdyni. Są ludzie, którzy potrafią wyjeżdżać co weekend, jeśli gdzieś pojawią się znaczki. Niedawno pojawiły się znaczki w Tczewie i kolekcjonerzy już tam jadą.
Rekordzista ma już 69 znaczków kolekcjonerskich, a więc wynika z tego, że zebrał już 690 znaczków, łącznie z tzw. jokerami.
A.J.: Czy jest jakieś zrzeszenie kolekcjonerów?
Z.R.: Oczywiście, że tak, choć nie jest to zrzeszenie formalne. Dla mnie każdy, kto kupił nawet jeden znaczek już jest kolekcjonerem. Spotykamy się i mamy jedno spotkanie ogólnopolskie raz w roku. W lutym mamy takie spotkanie w Szczecinie i już jest ponad 70 osób zapisanych.
A.J.: Czyli perspektywy rozwoju idei są ciągle niewyczerpane?
Z.R.: Tak. Znaczki są jak woda, która wsiąka w gąbkę i nasz region jest już nimi nasycony, jednak są tzw. „białe plamy” - głównie północ Polski i te miejsca mnie interesują. Spełniły się moje marzenia, gdyż pierwszym znaczkiem na terenie powiatu ząbkowickiego był znaczek przedstawiający Krzywą Wieżę w Ząbkowicach Śl. i mam nadzieję, że uda się jeszcze wykonać znaczek z Izby Regionalnej.
----------
W trakcie naszej rozmowy telefon pana Zbigniewa był bardzo aktywny. Dzwonią kolekcjonerzy, kontrahenci, a na pocztę elektroniczną przyszło zapytanie wraz z podaniem o produkcję znaczka z Nadmorskiej Kolei Wąskotorowej w Rewalu. Codziennie przychodzi również porcja korespondencji z kuponami, a w tym roku z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę powstał specjalny znaczek okolicznościowy.
Gratulujemy wytrwałości, zaangażowania i pasji, która warta jest docenienia.
Rozmawiał A. Jurasz
Dodaj komentarz
Komentarze (0)