Hołubienie polszczyzny, czyli językowe qui pro quo - powiatowy konkurs ortograficzny
W ząbkowickim Liceum, przy współpracy z Wydziałem Promocji, Oświaty i Rozwoju Starostwa Powiatowego w Ząbkowicach Śląskich,odbył się XVIII Powiatowy Konkurs Ortograficzny.
W związku z tym, że 2019 został przez Sejm RP ogłoszony Rokiem Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, edycja konkursu została podporządkowana właśnie temu twórcy.
Dyrektor LO, pan Tomasz Błauciak wraz z gościem, Wicestarostą, panem Waldemarem Wieją powitali 24 uczestników i życzyli połamania piór. A było na czym łamać! „Hołubienie polszczyzny, czyli językowe qui pro quo” czy „Pseudojęzykoznawcy są wśród nas” to tylko tytuły i początek ortograficznych pułapek wymyślonych przez Jolantę Depczyńską.
Najlepiej w kategorii szkół podstawowych i gimnazjalnych poradzili sobie: Joanna Adamowicz z Ciepłowód (uczennica pani Leokadii Krzewskiej), Kaspian Bielawski z Kamieńca Ząbkowickiego(uczeń pani Mirosławy Pastuch) oraz Igor Prochorowski z SP nr3 w Ząbkowicach (podopieczny pani Izabeli Jarosz). W kategorii szkól ponadgimnazjalnych I miejsce zajęła Patrycja Bartkiewicz (uczennica pani Magdaleny Kotowicz), II – Witold Podraza, uczeń pani Urszuli Zachary, III– Emilia Gnutek z ZSZ w Ząbkowicach Śląskich (uczennica pani Małgorzaty Bulandy).
Prezentacja o Gustawie Herlingu-Grudzińskim oraz program artystyczny przygotowały nauczycielki języka polskiego: panie Magdalena Kotowicz i Urszula Zachara oczywiście wraz z uczniami.
Jak powiedział dyrektor LO, wygrali najlepsi z najlepszych, ale wszystkim uczestnikom należą się słowa uznania za trud przyswojenia niełatwych zasad i wyjątków od reguł.
Foto: Katarzyna Bedner i Emilia Danik
SZKOŁY PONADGIMNAZJALNE
Hołubienie polszczyzny, czyli językowe qui pro quo
— Poharatana wszakoż ta nasza ojczysta mowa! – tak zażywny jegomość, siedzący vis-a-vis mnie w dalekobieżnym pociągu zwanym pendolino, rozpętał arcyspór o współczesną polszczyznę.
W tym czasie dissowałem półgłosem piosenkę Pei, a że używałem sczerniałego ze starości pendrive’a i nie najnowszego laptopa, musiałem to robić po raz n-ty. Zapewne dlatego mój sąsiad, ten w oldskulowych butach, taki pół-Polak, ale i półarystokrata, ni z tego, ni z owego wykrzyczał, że nowo powstałe oraz nowomodne wyrazy, których jest bez liku i co niemiara, np. chillout, sorewicz czy memiarz, muszą bezpowrotnie zniknąć.Nieśmiało zauważyłem, że jest nie najgorzej, skoro „kruci” i „bajdurzyć” wypierają ohydne i nadużywane wulgaryzmy.
Pani z fryzurą a la Marilyn Monroe tonem nieznoszącym sprzeciwu pochwaliła Klocucha, rzekomego króla polskiego YouTube’a, za karczowanie zachwaszczonej językowej gleby i za jej użyźnianie, ale zrugała za słowo „dzban”. Jak na razie, układając chryzantemy lub też chabry w dzbanach, czuje się nieswojo.Poza tym, gdy musiała przebukować bilety, przeżyła istne katusze, bo przecież bukowanie to charczenie łosia na rykowisku. Usłyszawszy, że jestem didżejem, orzekła, że brzmi to jak dżokej i należałoby użyć „prezenter muzyczny” i niechżeżbym tak czynił.
Nie znalazłszy stosownych kontrargumentów, wygłosiłem naprędce skleconą supersentencję o tym, że skoro wszystko się zmienia, dlaczegóż nie miałby i nasz język. Współpasażerowie przytaknąwszy, pogrążyli się w ożywczej drzemce.
GIMNAZJA I SZKOŁY PODSTAWOWE
Pseudojęzykoznawcy są wśród nas
Wyobraźmy sobie, że przyjeżdża do nas obcokrajowiec. Nieistotne, czy Francuz, Niemiec, wenecjanin czy Paragwajczyk. Mamy nauczyć go polskiego. Ów przybysz jest superczuły na wszelkie uchybienia i taki typowy ścichapęk, musimy więc w dwójnasób być przygotowani.
Na przykład z nagła zza węgła wychyniechmara jerzyków lub dziko rosnący i zszarzały krzak jeżyn. Albo kot, ten huncwot i łapiduch, będzie głośno chłeptał świeże mleko? Co robić?Jak się nie zhańbić? To nie są żadne śmichy-chichy! Czmychnąć się nie da, a nienadążanie gościa za naszymi wysokospecjalistycznymi objaśnieniami doprowadzić może bez mała do żenującego blamażu.
Rozżarzeni do czerwoności próżno będziemy szukać ratunku w gestach. Bo jak wyjaśnić, że tu płynie strużka,tę panią też nazywamy stróżką,a ów harmider to wskutek chaosu w siedzibie hejnalisty, a poza tym to wszystko nie jest żadnym widzimisię? Okaże się poniewczasie, że nasze umiejętności językowe to mrzonka, choć tak niedawno chełpiliśmy się wiedzą o polszczyźnie.
Zatem czy nie lepiej zrobić sobie po prostu selfie z cudzoziemcem, a polskiego niechże nauczy się sam?
Dodaj komentarz
Komentarze (0)