ROZMOWA: Marek Zapotoczny - Wyrzeźbiony w złocie
Wielokrotny zdobywca największych laurów w kulturystyce, mieszkaniec Kamieńca Ząbkowickiego opowiada nam o blaskach i cieniach tej dyscypliny.
Anna Urbaś: Zawsze był Pan dobrze zbudowany, czy też w młodości należał do wagi koguciej?
Marek Zapotoczny: Zdecydowanie należałem do chuderlaków (śmiech). Na ścianie siłowni jest zdjęcie, czarno-białe, można zobaczyć jak wyglądałem, gdy miałem 18 lat, ważyłem wtedy niespełna 70 kilo. Jest to też pewna zachęta dla tych, którzy zaczynają. Moja przygoda ze sportem trwa już ponad 25 lat, wcześniej była piłka nożna, kolarstwo, a później przyszedł czas na kulturystykę.
A.U.: A skąd pojawiła się myśl o kulturystyce?
M.Z.: W zawodach kulturystycznych występuję od 1995 roku. Zawsze ciągnęło mnie do sportu, a dlaczego? Ciężko powiedzieć. Może dlatego, że to sport bardzo indywidualny, nie opierający się na pomocy innych. Nie chciałem jakoś specjalnie poprawiać sylwetki, po prostu chciałem ćwiczyć. Z biegiem czasu zaczęły się pojawiać takie pomysły, żebym wystartował w zawodach.
A.U.: Jak długo Pan trenował zanim wziął udział w zawodach i jakie są największe Pana sukcesy?
M.Z.: Pierwsze starty w zawodach były po około 7 lat treningu, od razu zaczęły pojawiać się sukcesy – drugie miejsce w debiutach i drugie miejsce w Pucharze Polski w 1996 roku w Sandomierzu. Później przyszły kolejne sukcesy. W ubiegłym roku Mistrzostwo Europy i Wicemistrzostwo Europy. W tym roku wygrałem Puchar Polski WFF WBBF Poland w kulturystyce i fitness i zostałem powołany do kadry Polski na Mistrzostwa Świata w Brusno na Słowacji.
A.U.: Co jest najważniejsze w tym sporcie, na czym on polega?
M.Z.: Najważniejsza jest osobowość: silna, odporna na stresy, wytrzymała oraz sylwetka. Zawodnik jest oceniany na punkty, patrzy się na proporcje całej sylwetki, poza tym szerokość ramion do szerokości talii, długość rąk, nóg, czy nie są nadmiernie rozbudowane jakieś partie, a inne wprost przeciwnie. Później zawodnicy prezentują się w tak zwanych siedmiu pozach obowiązkowych, gdzie pokazuje się mięśnie, bicepsy i tak dalej. Na koniec przez ponad minutę zawodnik prezentuje najlepsze swoje partie.
A.U.: Co się czuje, kiedy się stoi na scenie?
M.Z.: Powiem tak, wystartowałem do tej pory w około 50 zawodach, poprzedzonych ćwiczeniami, minimum pół roku drastycznej diety, a potem 15 minut na scenie. Dla mnie to są zawsze emocje, zwieńczenie ogromnego wysiłku. Niektórzy myślą, że tyle zwycięstw wiąże się z ogromnymi pieniędzmi, w końcu jestem mistrzem europy, ale oprócz pucharu, dyplomu i satysfakcji, nie ma z tego nic. Poza tym sami płacimy za startowe, przejazdy, hotele, brązery itd. Mało tego, miałem takie zdarzenie na pierwszych moich Mistrzostwach Europy w Doniecku. Trener kadry narodowej mówi do mnie: „Marek, chcesz dres kadry narodowej?”, odpowiadam: „super, pewnie, że chcę”, a on podając mi dres mówi: „400 złotych”. W portfelu miałem wtedy tylko 500 zł, ale co było robić, kupiłem ten dres.
A.U.: Czy Pan trenuje sam, czy ma jakiegoś trenera?
M.Z.: Trenuję sam, trener odpowiedni do mojego poziomu to ogromne koszty. Codziennie wstaję o 5 rano, o 5.30 jestem już na siłowni, na 7.00 idę do pracy, o 17.00 jestem drugi raz na siłowni.
A.U.: A Pan kogoś trenuje? Jacyś kolejni mistrzowie z Kamieńca?
M.Z.: Z Kamieńca akurat nie mam nikogo, ale mam swoich podopiecznych w całej Polsce. Na przykład spod Dzierżoniowa, który zdobył w tamtym roku Mistrzostwo Polski Juniorów, poza tym z Bielawy czy Świdnicy. Miałem też podopiecznego z Ząbkowic.
A.U.: Czy kulturystyka przeszkadza jakoś w codziennym życiu? Stereotypy mięśniaka, problem z ubraniami?
M.Z.: Przede wszystkim to schematyczna, dosyć drastyczna dieta. Jeśli chodzi o stereotypy, to muszę powiedzieć, że ci którzy na poważnie ćwiczą są dużo łagodniejsi od przeciętnych ludzi. Oni całą energię, emocje rozładowują na siłowni, wśród ludzi są spokojni i przyjaźni. Jeśli chodzi o garderobę, to problem rzeczywiście jest, głównie spodnie, bo jak ma się powiedzmy 80 w pasie, a 75 w udzie to ciężko takie dostać. Poza tym z marynarkami też jest kiepsko. Jak już coś kupię, staram się używać tego jak najdłużej. Lubię czuć się swobodnie, więc najczęściej noszę dresy, choć czasem wydaje mi się, że to trochę śmieszne: dorosły facet, 45 lat, a ciągle w dresach chodzi i to w najróżniejszych kolorach! (śmiech)
A.U.: Czego Pan oczekuje po mistrzostwach na Słowacji, które zaczynają się już 5 października?
M.Z.: Jadę tam po medal, nie ma co ukrywać.
A.U.: I tego właśnie Panu życzę!
Przeczytaj komentarze (20)
Komentarze (20)
Ę CZOŁO...............