Sołtysi nie chcą szacować szkód łowieckich. Sołtys Chwalisławia już zrezygnował z funkcji
Od 1 kwietnia tego roku sołtysi w całym kraju zostali zobligowani przez znowelizowane prawo łowieckie do szacowania szkód łowieckich. Ponieważ pełnią swoją funkcję społecznie, bez wynagrodzenia, a nowe obowiązki są niezwykle czasochłonne, sołtysi buntują się. Andrzej Wielgus, sołtys Chwalisławia w gminie Złoty stok, zrezygnował ze stanowiska właśnie z tego powodu.
fot. ilustracyjne, pixabay
Rolnik może żądać odszkodowania za straty wyrządzone w uprawach i płodach rolnych przez dziki, łosie, jelenie, daniele i sarny oraz szkody powstałe w czasie polowania. Od 1 kwietnia na mocy znowelizowanego prawa łowieckiego rolnik nie składa już wniosku o odszkodowanie do koła łowieckiego jak dotychczas, ale do gminy. Szkody szacowane są przez komisję złożoną z sołtysa (który zwołuje komisję i pisze protokoły), rolnika i przedstawiciela koła łowieckiego (którzy de facto są stronami).
Sołtysi skarżą się, że nowe obowiązki zajmują im wiele godzin i nie otrzymują za nie żadnego wynagrodzenia. W wielu gminach wszyscy sołtysi protestują, wysyłają do Ministerstwa Środowiska oświadczenia, że nie będą szacowali szkód łowieckich lub wręcz zapowiadają rezygnację ze sprawowanych funkcji, jak w gminie Rzecznica w województwie zachodniopomorskim. W powiecie ząbkowickim sołtys Chwalisławia w gminie Złoty Stok Andrzej Wielgus już zrezygnował, gdyż jak tłumaczy nie dysponuje wolnym czasem i środkami finansowymi, aby realizować tak czasochłonne i odpowiedzialne zadanie.
- Szacowanie tych szkód wygląda mniej więcej tak: rolnik składa do urzędu wniosek o odszkodowanie, potem sołtys ma trzy dni na powiadomienie stron, czyli rolnika i przedstawiciela koła łowieckiego o terminie szacowania szkód, które musi się odbyć w ciągu 7 dni. Z tego co mi powiedziano na przykład w przypadku zbóż najpierw odbywa się szacowanie wstępne, czyli ile szkód wyrządziła zwierzyna zimą. Następne szacowanie tej samej szkody odbywa się, jak np. zboże rośnie i zwierzyna to zgryza, na końcu jest tak zwane szacowanie ostateczne podczas zbiorów, czyli żniw - trzeba m.in. wyliczyć, ile rolnik wymłócił z danego hektara. Zaznaczam, że jeden rolnik we wsi zazwyczaj składa wniosek o odszkodowanie za szkody na kilku polach, dla każdego szacuje się je osobno. To ogrom pracy i czasu. Sołtysi to w większości rolnicy, którzy sami mają opryski, żniwa i inne prace polowe do wykonania. Teraz mają rzucić to wszystko, bo trzeba szacować szkody – mówi Doba.pl Andrzej Wielgus.
Sołtys Chwalisławia zwraca uwagę, że pomijając fakt braku wynagrodzenia za tak czasochłonne zadania, to sołtysi nie zostali w żaden sposób przeszkoleni, przygotowani merytorycznie do szacowania szkód.
- Nie mamy żadnego szkolenia, żadnych narzędzi, jak prawidłowo wykonać szacowanie szkód. Ja nie mam wagi w oczach, muszę zaufać rolnikowi, który mi powie, ile czego zebrał. A co jak rolnik będzie niezadowolony z moich wyliczeń? Czy nie będzie konfliktów, że sołtys temu tak policzył, a temu tak? – pyta Andrzej Wielgus.
Zgadzają się z nim inni sołtysi, którzy martwią się, że będą musieli wykonywać nowe obowiązki kosztem własnego gospodarstwa czy czasu wolnego, chociażby wakacyjnych wyjazdów urlopowych. I to wszystko bez wynagrodzenia. Mało tego, dochodzą koszty wykonywania telefonów, dojazdu do terenów, gdzie mają się odbywać oględziny.
Protesty sołtysów mają charakter ogólnopolski i coraz większą skalę. Zareagował na nie minister środowiska Henryk Kowalczyk. Jak informuje PAP, minister podkreślał w jednym z wywiadów, że to właśnie na wniosek rolników, przedstawiciele gminy - sołtysi znaleźli się w komisjach szacujących szkody. Henryk Kowalczyk wyrażał zdziwienie, że sołtysi nie chcą wspomóc swojego sąsiada rolnika, po to, żeby być takim rozjemcą. Mówił, że się na nich zawiódł. Przyznał, że problem jest i jeśli sołtysi nie podejmą się szacowania szkód, to nie wyklucza, że trzeba będzie zmienić system.
Przeczytaj komentarze (27)
Komentarze (27)