Zmarła siostra Zyta. Tak wspominała nauczanie katechezy w Kamieńcu Ząbkowickim

wtorek, 18.9.2018 13:12 11954 5

Od 1962 roku katechezy w Kamieńcu Ząbkowickim uczyła siostra Zyta Polczyk od urszulanek z Barda. Lekcje odbywały się w zimnym kościele, prywatnych domach, a nawet w kuźni. Siostra lata pracy z kamienieckimi dziećmi i młodzieżą wspominała z sentymentem. Zakonnica zmarła 15 sierpnia tego roku. Na prośbę jej rodziny i mieszkańców Kamieńca publikujemy jej wspomnienia z pracy w Kamieńcu Ząbkowickim.

 

W 1962 roku proboszcz z Kamieńca Ząbkowickiego poprosił siostrę przełożoną Mechtyldę Gołębiewską z domu urszulanek w Bardzie o katechetkę. Ta posłała siostrę Zytę.

- W moim sercu zrodziła się wielka radość i entuzjazm. Wreszcie spełni się moje ukryte pragnienie, żeby katechizować. Z radością i entuzjazmem przygotowują się do katechezy, która rozpocznie się po Wszystkich Świętych, z początkiem listopada. Będę miała klasy I, II, III i IV - wspomina zakonnica.

Lekcje religii odbywały się w zimnym kościele, w kaplicy bocznej. Uczniowie siedzieli w normalnych kościelnych ławkach.

- Dzieci siedziały jedno obok drugiego. Uczestniczyły w katechezie w skupieniu i z radością. Nie było żadnych trudności z karnością. Mam tu na myśli klasy, które kolejno przychodziły na katechezę do kościoła. W zimie owijałam się w koc, tak było zimno. Ale to zimno nie gasiło mojej radości ani radości dzieci. Gdy były wielkie mrozy była przerwa w katechizacji.

Ksiądz proboszcz Franciszek Chmielak mieszkał w prywatnym domu, nie było plebanii, nie można więc tam było prowadzić lekcji religii.  Klasztor pocysterski zabrało państwo. W nowym roku szkolnym siostra przełożona zapowiedziała, że nie pozwoli s. Zycie uczyć w zimnym kościele, szukano więc lokum u parafian.

- Przyjęła nas pani Zielska, która mieszkała sama w domu. Odstąpiła nam jeden pokój. Było ciasno. O normalnych ławkach nie było mowy. Dzieci siadały na wąskich ławkach jedno przy drugim. Ale były zadowolone, ja też. Kiedy było zimno i deszczowo, pani Zielska brała dzieci czekające na katechezę do swojej dużej kuchni i opowiadała o Panu Bogu. Była to więc podwójna katecheza.

Były to czasy, kiedy cieszono się z najmniejszej rzeczy, a wiele spraw udawało się załatwić, dzięki życzliwości innych.

- Przed pierwszym Bożym Narodzeniem u pani Zielskiej miałam mieć lekcję z klasą II. Jeden z uczniów był synem Nadleśniczego, przyniósł więc na naszą salkę piękną choinkę. Pani Zielska dała dzieciom bańki i razem z nimi ubrała drzewko. Kiedy już wszystko było gotowe, cała klasa wybiegła mi naprzeciw z okrzykami radości, że na salce jest już Boże Narodzenie.

Z czasem pani Zielska postanowiła sprzedać dom i spędzić ostatnie lata u syna. Zaczęły się poszukiwania nowego lokum, gdzie mogłyby się odbywać lekcje religii. 

 - Znaleźliśmy znów w prywatnym domu pokój na katechezę. W pobliżu mieszkał kolejarz, który ze służby wracał o różnych godzinach i nieraz spał w ciągu dnia. Dzieci, które na polu czekały na katechezę, jak to dzieci, nie czekały w milczeniu i przeszkadzały owemu kolejarzowi w spaniu. Efekt był taki, że wypowiedziano nam pokój i musieliśmy szukać nowego schronienia.

Siostra razem z rodzicami znaleźli miejsce w kuźni. Był tam korytarz, z którego był wejście do dwóch pokoi, a za ścianą była kuźnia. 

- Były to puste pomieszczenia. Odrapane ściany, a na środku kupa gruzów, okna małe. Ale rodzice zabrali się do pracy. Systemem gospodarczym wyremontowali obydwa pokoje, w których postawili piece, prowizoryczne ławki i krzesła. Wystrojem pokoju zajęłam się sama. W jednym pokoju była katecheza, a w drugim dzieci czekały na katechezę. Do tego drugiego pokoju dała mi siostra przełożona Chrystofora Szarska dużą, piękną figurę Najświętszego Serca Jezusowego. To robiło wrażenie kaplicy, więc dzieci czekały na religię spokojnie. Jak było ciepło troszkę biegały na polu. W piecach paliła nam pewna wdowa, która mieszkała blisko salki. Gdy przychodziłam na katechezę w salce było już ciepło. O węgiel do palenia poprosił ksiądz proboszcz rodziców, żeby każde dziecko dostarczało na salkę koszyk węgla. Pierwszy worek węgla przywieźli synowie komendanta milicji.

Tak więc w ciągu 8 lat siostra Zyta uczyła katechezy w Kamieńcu Ząbkowickim w czterech miejscach. Pod koniec zakupiono na salkę prawdziwe ławki, na których można było pisać. W salce odbywały się lekcje religii, a za ścianą kowal kuł konie, ale nikomu to nie przeszkadzało.

Po pierwszej Komunii Świętej zakonnica organizowała dzieciom pielgrzymkę do Barda. 

- Dzieci przyjeżdżały z rodzicami pociągiem. Czekałam na nie na stacji i szliśmy do kaplic różańcowych. Potem do klasztoru na zupę i herbatę. Po posiłku powędrowaliśmy do górskiej kaplicy, gdzie odbywała się Msza Święta i przyjęcie do szkaplerza. Wracaliśmy ze śpiewem "Po górach, dolinach" w dół do pociągu. Dzieci bardzo lubiły te pielgrzymki. Pierwsza Komunia w Kamieńcu była w klasie trzeciej. Gdy odchodziłam z Kamieńca dzieci z drugiej klasy mówiły, "żeby siostra została jeszcze rok, żebyśmy też mogli pojechać na pielgrzymkę do Barda".

Siostra Zyta angażowała się nie tylko w  nauczanie religii, ale także w inne inicjatywy, jak przedstawienia i jasełka, do czego inspirowała ją przełożona Bronisława Stepek. Jednak w Kamieńcu nie było sali, gdzie można by wystąpić.

- Na imieniny księdza proboszcza Franciszka Chmielaka przedstawiliśmy obraz sceniczny jak święty Franciszek ułaskawia wilka. Chłopak grający św. Franciszka był w habicie franciszkańskim uszytym przez jego mamę. Siostra Benilda Kreft uszyła nam prawdziwą głowę wilka. Jasełka natomiast urządzałam w kościele. Najczęściej półśpiewane, ale ja nie śpiewałam. Z pomocą przyszła mi siostra  organistka boromeuszka. Ona wraz ze swoim chórem ćwiczyła kolędy, a starsze dziewczęta, które śpiewały w chórze i brały udział w jasełkach, ćwiczyły z młodszymi uczestnikami. Próby odbywały się w prywatnym domu u pani Urbasiowej. Pani Urbasiowa miała talent reżyserski i bardzo mi pomagała, bo też to lubiła. 

 Od 1968 roku w katechizacji w Kamieńcu Ząbkowickim pomagała siostrze Zycie siostra Aniela Zarzycka. 

- Siostra Aniela składała śluby wieczne w Bardzie Śląskim. Z tej okazji przygotowałam z dziećmi z Kamieńca sztukę teatralną o naszej założycielce św. Anieli Merici pod tytułem "Coraz więcej" autorstwa s. Pauli Kępińskiej. Stroje do tej sztuki pożyczyła nam szkoła z Wrocławia. Przy tej okazji poznałam prawdziwe talenty moich uczniów. Siostra przełożona Chrystofora wyraziła mi z tego powodu uznanie, chociaż wcześniej nie bardzo wierzyła, że coś z tego wyjdzie. Sztukę przedstawiliśmy w naszym klasztorze w Bardzie. Przedstawienie to wszystkim się podobało.

 

Zakonnica przyjeżdżała do Kamieńca z Barda pociągiem, początkowo chodziła na lekcje ze stacji pieszo, później proboszcz poprosił, by gospodarze wyjeżdżali po siostrę furmankami. Jedni tak robili, drudzy nie. 

 - Gdy przełożoną w Bardzie Śląskim została s. Bronisława Stepek, kupiła mi rower, żebym mogła jeździć ze stacji do salki. W lecie to była frajda, ale  w zimie nie dało się jechać rowerem i trzeba było iść pieszo. 

 ---------------------

Siostra Maria Zyta (Jadwiga) Polczyk urodziła się 14 sierpnia 1934 r. w Pniowie w powiecie gliwickim. Była najmłodszym, dziewiątym, dzieckiem Gertrudy Datko i Lepolda Polczyk (czworo rodzeństwa zmarło).

- Z rodzinnego domu wyniosła otwarcie i zaangażowanie w pomoc dla najbardziej potrzebujących, ubogich. Do zakonu wstąpiła w 1956 roku, pierwsze śluby złożyła w 1958 roku, a profesję wieczystą w 1962 roku w Krakowie. W ciągu 60 lat zakonnego życia praca i modlitwa s. Zyty związana była ze służbą drugiemu człowiekowi.  Szczególną patronką wszystkich jej poczynań była Matka Boża. Ona kształtowała siostry dojrzałość do podejmowania nowych wyzwań w zleconych jej zadaniach apostolskich. W pierwszych latach w Krakowie, Bardzie, później w Sierczy, następnie w Polanicy i w Rybniku. Kolejną wspólnotą były Rokiciny, gdzie siostra przebywała od 1998 do 2008 r. Przed dziesięciu laty w 2008 r. siostra po raz drugi przyjechała do Sierczy. W 2012 r. wyjechała do Pokrzywna, do wspólnoty starszych sióstr. (…) W czerwcu bieżącego roku siostra obchodziła jubileusz 60-lecia ślubów świętych. Niestety jej stan zdrowia uległ szybkiemu pogorszeniu. Fizycznie słabła, nie mogła się poruszać, duchowo dojrzewała jednak do spotkania z Bogiem – wspomina s. Kazimiera Luberda OSU.

Siostra Zyta zmarła 15 sierpnia 2018 roku w wieku 84 lat.

- Ważne miejsce zajmowała w jej sercu rodzina i bliscy. O tych serdecznych więzach świadczy wydana niedawno w 2015 r. książka pt. „Listy do siostry Zyty”. Jest to pokaźny zbiór listów pisanych przez rodzoną siostrę Zyty Magdalenę Śliwiok. S. Zyta przez prawie 50 lat gromadziła i przechowywała te zapiski – dodaje s. Kazimiera.

 -----------

Rodzona siostra s. Zyty zwraca się do wszystkich osób znających zakonnicę, a którzy chcieliby podzielić się wspomnieniami z nią związanymi, o przesyłanie swoich relacji do naszej redakcji na adres dza@doba.pl. My przekażemy je wszystkie pani Magdalenie. 

 

 

 

 

Przeczytaj komentarze (5)

Komentarze (5)

Hgs środa, 19.09.2018 17:48
Do redakcji bądźmy tolerancyjni nie tylko katolicyzm ale tez inne...
Adi wtorek, 18.09.2018 22:53
Bzdury , najpierw uczyła religii u pana Starżyka w salce...
wtorek, 18.09.2018 20:29
Jak ja umrę tez napiszecie ?
NN wtorek, 18.09.2018 21:36
Kto wie. Jeżeli jesteś wspaniałym, godnym naśladowania człowiekiem to może ktoś po Twojej śmierci coś dobrego o Tobie napisze. Jak na razie proponuję więcej dystansu.
wtorek, 18.09.2018 21:16
dziękuję za te wspomnienia, można się przenieść w czasie do...