"Dla pani te kolczyki, i będę się za panią modlić". 85-latka straciła oszczędności całego życia
- I jeszcze jej powiedziałam: dziękuję serdecznie za pomoc, a dla pani to te kolczyki, proszę sobie wziąć, bo z pani taki dobry człowiek. I będę się za panią modlić. Kilkanaście minut wystarczyło, by 85-letnia pani Emilia z Dzierżoniowa straciła dorobek całego życia – czterdzieści tysięcy złotych. Przekazała je w kopercie obcemu mężczyźnie, rzekomo policjantowi, jako kaucję za zwolnienie z aresztu wnuczki, która spowodowała wypadek potrącając kobietę na pasach. Klasyczna kradzież na wnuczka znowu się powiodła.
Niedzielę 23 czerwca pani Emilia spędzała w swoim mieszkaniu przy ul. Batalionów Chłopskich w Dzierżoniowie. Nagle zadzwonił telefon stacjonarny. W słuchawce głos młodej kobiety.
- Przedstawiła się jako policjantka. Podała imię mojej wnuczki i miejscowość, w której wnuczka mieszka. Powiedziała, że potrąciła na pasach kobietę w piątym miesiącu ciąży, kobieta poroniła i jest w ciężkim stanie. Mówiła, że wnuczka twierdzi, że to nie ona prowadziła, ale świadkowie zeznali, że widzieli jak wysiada od strony kierowcy. Jechała jeszcze z jakimś mężczyzną, ale on został zwolniony. Wnuczka została zatrzymana, ale jest możliwość niezawiadamiania prokuratora i wypuszczenia jej za kaucją 250 tysięcy złotych. Powiedziałam, że ja tyle pieniędzy nie mam. Spytała, ile mam. I żebym dała wszystko, co mam, może być też euro, dolary, złoto, kolczyki, pierścionki. Miałam oszczędności, nie wiem, z całego życia, nie zaglądałam tam sporo czasu. Człowiek odkładał te grosze, ciułał. I po co? Żeby dać się okraść? Gdzie ja miałam rozum. Ale dała też do telefonu wnuczkę, która strasznie płakała. Mówiła, że grozi jej 12 lat i ona tego nie przeżyje. Ratuj mnie babcia, krzyczała. W silnych emocjach wydawało mi się, że słyszę głos wnuczki.
Panią Emilię ostrzeżono, że sprawa jest bardzo pilna. Trzeba działać szybko, uwolnić wnuczkę. Zdarzenie nie jest oficjalnie zgłoszone, taka wspólna tajemnica. Dzwoniąca kobieta zapytała, czy starsza pani ma jeszcze w domu jakieś telefony.
- Powiedziałam, że mam komórkę jeszcze. Spytała o numer. Nie pamiętałam i musiałam sprawdzić w umowie. Czekała, podyktowałam jej, zapisała sobie. Powiedziała, że za chwilę będzie dzwonić na telefon komórkowy. Mam czekać i szybko odebrać, a słuchawkę z telefonu stacjonarnego odłożyć na bok, żeby nikt nie dzwonił.
Za chwilę zadzwonił telefon komórkowy. Podająca się za policjantkę kobieta poinstruowała staruszkę, że niebawem przyjdzie do niej kurier, policjant z dzierżoniowskiej komendy policji, by odebrać pieniądze i złoto na kaucję dla wnuczki. Następnego dnia kaucja miała być zwrócona. Starsza pani podała jeszcze dokładny adres zamieszkania. Kobieta wciąż była na linii, a dzierżoniowanka niezwłocznie włożyła do koperty wszystkie oszczędności – 40 tysięcy złotych, euro i złote kolczyki z czarnym oczkiem.
Wkrótce do siedzącej w fotelu w pokoju na piętrze pani Emilii przyszedł młody mężczyzna. Wszedł sam przez otwarte na dole drzwi. Stanął przed nią bez słowa, wziął kopertę i wyszedł. Nie miał jeszcze trzydziestki. Wysoki, szczupły, bez munduru.
- Nie wiem nawet, czy przyszedł czy przyjechał autem. Nie zaglądałam za nim przez okno, taka byłam wystraszona. Ta policjantka powiedziała wyraźnie: proszę tylko z tym panem w ogóle nie rozmawiać. Podać kopertę i to wszystko. Dlatego nie prosiłam o pokwitowanie. Wtedy nie umiałam myśleć, tak byłam zaskoczona i zdenerwowana. Teraz sobie to wszystko układam. Mogłam zadzwonić do córki, ale ta policjantka powiedziała, że córka teraz też jest w tym samym mieście, co wnuczka. Znali jej imię, podobnie jak wnuczki, co było dla mnie bardzo dziwne. Potem policjantka poinformowała, że kontaktowała się z lekarzem i potrącona pani czuje się już lepiej. A ja do niej mówię: to moja modlitwa została wysłuchana. Musiała mieć ze mnie ubaw. I jeszcze jej powiedziałam: dziękuję serdecznie za pomoc, a dla pani to te kolczyki, proszę sobie wziąć, bo z pani taki dobry człowiek. I będę się za panią modlić.
Z tego co zapamiętała pani Emilia wszystko mogło trwać kilkanaście minut. Fałszywa policjantka ponaglała ją, że sprawę należy załatwić jak najszybciej. Po dziesięciu minutach od zdarzenia do mieszkania pani Emilii przyszła wnuczka. Planowała tego dnia odebrać swoje dokumenty medyczne, specjalnie przyjechała w tym celu do Dzierżoniowa.
- Krzyknęłam: Emilka, przecież ty wypadek miałaś! I już tu jesteś? A ona mówi, babcia, co ty opowiadasz? Jaki wypadek? Mówiłam zdenerwowana, że policja dzwoniła, że jest zatrzymana. Zrobiła wielkie oczy. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Wnuczka zadzwoniła na policję. Na zewnątrz czekał na nią chłopak, zwrócił uwagę na krążący w okolicy samochód z młodymi ludźmi, zapamiętał rejestrację, później sprawdziła go policja, ale nie znaleziono niczego podejrzanego.
Pani Emilia nie ma konta bankowego, gotówkę trzymała w domu. Robiła zawsze zapiski, kiedy dostawała emeryturę, na odwrocie wpisywała cały rozchód. - Oprócz emerytalnych, mam nawet niektóre stare odcinki wypłaty. Zarabialiśmy wtedy pięćset siedemdziesiąt złotych. Takie czasy były. Mąż umarł już sześć lat temu, córka w zeszłym roku, ciężko mi się z tym pogodzić. Także człowiek odkładał całe życie te grosze. I tak trzymał w domu. Po to, żeby za kilkadziesiąt lat komuś uwierzyć i wszystko oddać.
Oszczędności miały być przeznaczone na nagrobki dla zmarłego męża i zmarłej w październiku ubiegłego roku ciężko chorej córki. Prace już trwają, niedługo trzeba będzie uregulować należności. - A teraz mam dwa groby niezapłacone! - pani Emilia wybucha płaczem. - Po co tyle oszczędzania, odkładania. Nie rozumiem jak to się mogło stać, że robiłam to, co mi kazali. Wezmę pożyczkę na te nagrobki, będę oszczędzać na prądzie i jedzeniu, jakoś muszę dać radę. Co miesiąc będę spłacać po tysiąc złotych, może za resztę wyżyję. No nie wiem, mogę mniej jeść, nie zapalać gazu, nie włączać światła, mogę oszczędzać. Przykryję się mocniej, to nie zmarznę, muszę zrobić sobie teraz po prostu wielką karę. Nie wiem, czy za tyle miesiąc przeżyję – pani Emilia przelicza emeryturę. Przed chwilą emeryturę przyniósł listonosz, a ona pokwitowała i pożaliła mu się, co ją spotkało.
- Zadziwiające, jak wiele faktów z życia znali sprawcy: imię wnuczki i jej mamy, miejsce zamieszkania wnuczki. I dodatkowo wiadomo było, że tego dnia nie przyjedziemy tutaj w odwiedziny, bo umarł mój ojciec. A często wpadaliśmy niezapowiedziani – zastanawiają się obecni przy rozmowie córka pani Emilii wraz ze swoim partnerem.
- Około półtora tygodnia temu przyszła do mnie otyła pani w białej bluzce, jakaś spódniczka. Wpuściłam ją. Czasami z Urzędu Miasta chodzą coś podpisać. Weszła sobie do mojego mieszkania. Powiedziała, że skupuje wazoniki stare, że zapłaci. Że już jakieś od sąsiadki kupiła. Nie protestowałam, wydawała się sympatyczna, skromna. Zaprowadziłam ją do kuchni. Mówi czyściutko ma pani i do pokoju idzie, robi mi przegląd. A ja nie reaguję. Pytała, czy sama mieszkam. Nawet mnie przytuliła. Nic nie wypatrzyła i poszła. A może to był wywiad? - zastanawia się staruszka.
Pani Emilia potwierdza, że słyszała o metodzie na wnuczka. Widziała oszukanych ludzi w telewizji. Dwa lata temu też ktoś dzwonił do niej informując, że wnuczka miała wypadek w szkole. Odpowiedziała wtedy: proszę zadzwonić do mamy, ona ma rodziców. Teraz postąpiła inaczej, straciła czujność.
- W sytuacji, gdy przychodzi zagrożenie, człowiek traci rozum. Tak uwierzyłam tej dziewczynie, tak bardzo płakała. Dwa lata temu potrafiłam zareagować. A dlaczego teraz nie? Umiała mnie zmanipulować. I jeszcze dałam jej te kolczyki, pomyślałam, że ja już ich nie noszę, bo może ludzie pomyślą, stara a kolczyki nosi. Wie pani, jestem starej daty. Ubieram to, co do mnie pasuje, a nie żeby się jakoś podkreślać.
Tekst i foto: Aneta Pudło-Kuriata
Policja apeluje do mieszkańców o rozmawianie o mechanizmach oszustwa na wnuczka czy policjanta ze starszymi członkami rodzin, którzy często są bardzo ufnie nastawienie do obcych osób i ostrzega:
- Policja nigdy nie prosi obywateli o przekazywanie pieniędzy ani kosztowności nieznanym osobom.
- Policja nigdy nie prosi telefonicznie o udział w działaniach operacyjnych.
- Jeśli ktoś telefonicznie prosi nas o pieniądze, udział w akcji policyjnej, bądź mamy jakiekolwiek wątpliwości z kim rozmawiamy należy skontaktować się z najbliższymi. Jeżeli nie ma takiej możliwości, a podejrzewamy, że ktoś próbuje nas oszukać natychmiast trzeba skontaktować się z Policją dzwoniąc na 997 lub 112 – najlepiej z telefonu komórkowego, ewentualnie stacjonarnego po uprzednim upewnieniu się, że ostatnia rozmowa została rozłączona. To bardzo ważne!!!.
Wszystkie osoby, do których wykonywane są tego typu telefony, powinny zachować szczególne środki ostrożności. Zwłaszcza w sytuacjach, gdy w grę bardzo często wchodzą oszczędności całego życia, warto zatrzymać się na chwilę, uspokoić i nie działać pod wpływem impulsu.
Przeczytaj komentarze (4)
Komentarze (4)