Przemilczana karta polskiej historii - "Mała Zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne"
O „polskich obozach koncentracyjnych” nie można mówić. Słowa te usłyszane z ust zagranicznych dziennikarzy, a nawet przywódców państw budzą w Polsce oburzenie. I słusznie, jeśli mówi się o obozach funkcjonujących w czasie II wojny światowej, stworzonych i nadzorowanych przez nazistów.
Jednak polskie obozy istniały. Rolę oprawców odgrywali w nich Polacy.
Marek Łuszczyna, bezkompromisowy reportażysta, odnajduje ofiary powojennych obozów i wysłuchuje ich opowieści. Zbiera relacje świadków. Dociera do zapomnianych dokumentów. Odtwarza wydarzenia, o których nic nie wiemy, a powinniśmy się wreszcie dowiedzieć.
Fragment książki:
– Co się dzieje w Świętochłowicach-Zgodzie? – pyta Mąka jednego z podległych mu ludzi.
– Komendant daje wycisk szwabom w obozie. Ludzie u nas gadają, że obdziera ich ze skóry, ale to nieprawda, przesada, tylko taka figura, towarzyszu. Proszę nie wierzyć.
Komendant obozu wita zganianych do Świętochłowic-Zgody Ślązaków słowami: „Auschwitz to była pestka przy tym, co wam tu zgotuję”. Nie żartuje. Ma wyobraźnię. Osobiście morduje Ślązaków i Niemców. Bije ich drewnianą pałką, dopóki nie zamienią się w krwawą miazgę. Trzeba sprzątać gabinet szefa, długo szorować szczotką i wodą z mydłem.
Komendant wymyślił też piramidę. Każe kłaść się nagim ludziom jeden na drugim, aż stos sięgnie sufitu. Żeby być pewnym, że ci na samym dole nie przeżyją, wdrapuje się na wierzchołek i jeśli ma odpowiednio dużo miejsca – tańczy kalinkę. W aparacie bezpieczeństwa ma przezwisko „Wariat”. „Obdziera ludzi ze skóry” – taka fama krąży po korytarzach katowickiego UB. Na jego polecenie zwłoki zakopuje się w zbiorowych mogiłach lub pali tuż za granicami obozu. Wiosną 1945 roku wciąż trzyma mróz. Szef wyciąga ręce do ognia i mówi, że taki raźny żar w zimny dzień piecze miło w twarz przez wiele godzin. Wariat przymyka oko na akty kanibalizmu wśród więźniów.
„W dziewięćdziesięciu procentach ci ludzie są niewinni!”, ryczy Paweł Mąka do Henryka Studenckiego, katowickiego dyrektora Wydziału Więzień i Obozów MBP. Ten wybuch będzie go drogo kosztował. Donos Studenckiego sprawia, że w Warszawie po raz pierwszy zwracają uwagę na człowieka, który uważa, że przetrzymywanie Niemców w obozach jest niesprawiedliwe.
Polskie obozy:
Polskie obozy były doskonale zorganizowane i nadzorowane. Podlegały Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego i Centralnemu Zarządowi Przemysłu Węglowego. Stworzono system. Obozy ciągnęły się przez całą nową Polskę. Zaadaptowano szereg podobozów Auschwitz a także wiele baraków w obozie zagłady Birkenau, podobozy Majdanka i Stutthofu. Obóz istniał także w centrum Warszawy. Prycze w miejscach gdzie dokonała się największa zbrodnia w historii ludzkości zapełniały się już kilka tygodni później nowymi więźniami, wrogami władzy ludowej.
W przypadku Auschwitz II- Birkenau było to ledwie kilka dni. „Gryzły nas te same wszy” wspomni, mieszkająca w Niemczech więźniarka powojennego Oświęcimia, Elisabeth Kuśnierz.
Wzorcem dla nowej władzy były naturalnie radzieckie łagry i pod względem umieralności więźniów, zwłaszcza na Górnym Śląsku, udało się Polakom dorównać sowieckiej machinie stworzonej, by miażdżyć ludzi na proch. Rządzący Polską w latach czterdziestych i pięćdziesiątych nie zatarli śladów po masakrach, masowych egzekucjach, torturach i uśmierceniu poprzez pracę ponad 60 tysięcy Niemców oraz obywateli innych narodowości, w tym Polaków - Żołnierzy Wyklętych. Archiwum Główne Akt Nowych oraz Centralne Archiwum MSWiA pękają w szwach od danych na temat naszych obozów.
Wciąż żyją ofiary, świadkowie i oprawcy.
Dlaczego zdecydowaliśmy się wydać „Małą zbrodnię”.
O „polskich obozach koncentracyjnych” nie można mówić. Słowa te usłyszane z ust zagranicznych dziennikarzy, a nawet przywódców państw budzą w Polsce oburzenie. I słusznie, jeśli mówi się o obozach funkcjonujących w czasie II wojny światowej, stworzonych i nadzorowanych przez nazistów.
Jednak polskie obozy istniały. Rolę oprawców odgrywali w nich Polacy.
Tych obozów było w naszym kraju 207. Zostały przejęte po Niemcach i zaadaptowane przez nową władzę. Niewiele różniły się od tych nazistowskich. W nieludzkich warunkach pracowały i umierały tam tysiące ludzi. Niektóre funkcjonowały jedynie kilka miesięcy, inne nawet kilka lat. W tym okresie przewinęła się przez nie ogromna ilość osób: Niemców, Ślązaków, Żołnierzy Wyklętych oraz innych wrogów nowej władzy. Wielu więźniów nigdy już ich nie opuściło. Zostali pochowani w bezimiennych, zbiorowych mogiłach.
Dziś te miejsca są zapomniane, większość nie doczekała się żadnego upamiętnienia. Teren byłego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie to ogródki działkowe. Miejsce odpoczynku i rekreacji. Tam gdzie znajdował się karcer, jest dziś piaskownica, w której bawią się dzieci.
Temat powojennych obozów nie istnieje w świadomości społecznej. Ludzie, którzy przeżyli piekło, musieli zobowiązać się do milczenia. W PRL-u nie wolno im było głośno mówić o tym, co ich spotkało. Ci, którzy zginęli, rzecz jasna opowiedzieć już niczego nie mogli. W wolnej Polsce powinno być inaczej.
Marek Łuszczyna, bezkompromisowy reportażysta, autor bestsellerowych Igieł oraz Zimnych, odnajduje ofiary powojennych obozów i wysłuchuje ich opowieści. Zbiera relacje świadków. Dociera do zapomnianych dokumentów. Odtwarza wydarzenia, o których nic nie wiemy, a powinniśmy się wreszcie dowiedzieć.
Mała zbrodnia powstała z uczciwości względem naszej historii. Nie jest aktem oskarżenia wobec narodu polskiego, tylko próbą oddania sprawiedliwości ofiarom tych obozów. Ma przywrócić im najważniejsze… pamięć. Ta książka wypełnia treścią dotychczas puste sformułowanie „polskie obozy koncentracyjne”.
Wydawnictwo Znak Horyzont,
Kraków 2016
Od Autora - dlaczego napisałem „Małą zbrodnię”.
Mała zbrodnia powstała nie tylko z reporterskiej potrzeby opowiedzenia nieznanej dotąd historii, ale także z niezgody na model kultury pamięci obowiązujący w Polsce. Polskie obozy są hańbiącą historią, o której od dekad dyskutuje się w kręgach dyplomatycznych, ale całkowicie nieobecną w pamięci zbiorowej. Tymczasem należy przyjąć do wiadomości, że nieopowiedziane dotąd losy naszego kraju to nie tylko złośliwe marginalizowanie sukcesów polskich żołnierzy na wszystkich frontach II wojny światowej. To również głęboko ukryta prawda o najgorszych aspektach wojny – nienawiści do innych narodów, zemście, która stała się sposobem uprawiania polityki, i wreszcie – ludobójstwie.
Nie da się zrozumieć historii, uparcie twierdząc, że zasada dogodnego kompromisu, kalkulacja i pogarda dla ludzkiego życia dotyczyły innych, ale nie Polaków. Wyniesieni ponad ludzką zwyczajność romantycznym dziedzictwem zatruwającym nasze umysły wykluczamy możliwość rozmawiania o własnej winie.
Polska historia jest wyjątkowa i możemy być z niej dumni bez ukrywania, że Polacy – jak każdy naród – czasami zachowywali się podle. Jeśli chcemy przyznawać się do wszystkich chwalebnych momentów w historii naszej ojczyzny, musimy również wziąć obywatelską odpowiedzialność za te, które są najbardziej wstydliwe.
Marek Łuszczyna,
Warszawa 2016
Marek Łuszczyna- urodził się w 1980 roku w Warszawie, ukończył dziennikarstwo na UW, wydał „Igły: Polskie agentki, które zmieniły historię”- książkę, która na początku 2014 roku stała się bestselerem- oraz „Zimne”. Laureat konkursu na reportera zorganizowanego przez Duży Format, zwycięzca konkursu na Opowiadanie tygodnika „Polityka” oraz zdobywca wyróżnienia na 7. międzynarodowym festiwalu Opowiadania. Pracował m.in. dla Press-u, Gazety Wyborczej, Życia Warszawy, miesięcznika Mówią Wieki, Focusa, Chimery, radiowej Trójki oraz Bluszcza.
O książce powiedzieli:
Reportaż historyczny to specyficzna forma pokazywania przeszłości. Nie rości sobie praw do wyczerpującego jej opisania. To raczej rodzaj podróży w czasie: czytamy akta sprawców, wchodzimy za druty obozów. Razem z Markiem Łuszczyną słuchamy wstrząsających zeznań ofiar.
dr hab. Marcin Zaremba, autor Wielkiej Trwogi
Wydawać by się mogło, że po wyzwoleniu ostatniego obozu koncentracyjnego, wszystkie te straszne miejsca, staną się symbolem ludzkiej degeneracji, że jako mauzolea będą ostrzegać przyszłe pokolenia…
Ale nie. Nie w Polsce. Teraz ofiary musiały się przekonać, jak niewiele dzieli je od bycia katem.
Michał Wójcik, współautor Made in Poland i Ptaków drapieżnych
Przeczytaj komentarze (11)
Komentarze (11)